No właśnie, zmiana. To chyba ostatni mój wpis na blogu pod tym adresem, bo postanowiłem nieco zmienić jego adres i parę innych detali. Platformy blogowej nie zmieniam, zostaję na Bloggerze, tego bloga też nie usuwam, ale nie przenoszę wszystkiego w nowe miejsce. Podejrzewam, że trochę czasu zajmie mi przeprowadzka, ale czasami to jest potrzebne. Nowy link:
Football Freak
Blog o futbolu, czyli piłka angielska, europejskie puchary, polska pierwsza liga, reprezentacja narodowa i klub Walsall FC :)
sobota, 19 maja 2012
Finał Ligi Mistrzów
Mamy więc w końcu ten upragniony finał. Nie El Clasico, bo hiszpańscy potentaci koncentrując się na finale, zapomnieli wygrać swoje półfinały. Z jednego powodu ten finał będzie szczególny. Bayern zagra u siebie, na swoim stadionie. Dlatego jest faworytem, niezależnie od tego, jak na ten mecz patrzymy. Jednak analizę zacznę od przedstawienia drogi obu zespołów do monachijskiego finału.
Droga do finału obu zespołów. |
Już z tego widać argumenty na poparcie tezy, że finał wygra Bayern. Chelsea na wyjazdach zwyciężyła w tej edycji Ligi Mistrzów tylko raz, w Lizbonie. Do tego były trzy remisy i dwie porażki. Bayern u siebie wygrał natomiast każdy mecz. Potem można dodawać osłabienia z powodu kartek. John Terry, Branislav Ivanowić, Ramires i Raul Meireles nie zagrają w tym spotkaniu. Osłabienia Bayernu z tego samego powodu nie wydają się aż tak poważne. Gdzie więc Chelsea ma szukać swojej przewagi? Na pewno w historii. Poprzednio sytuacja, że drużyna gospodarza rozgrywała finał na swoim stadionie, miała miejsce w 1984 roku. Wtedy Roma grająca na Stadio Olimpico, przegrała w rzutach karnych z Liverpoolem. Dodatkowo drużyna Chelsea powinna być zmotywowana lepiej do finału, niż przeciwnik. Dla wielu piłkarzy tego klubu to będzie ostatnia szansa na wygranie Ligi Mistrzów. Mogę sobie wyobrazić powrót Bayernu za sezon, czy za jakiś czas, ale Chelsea? Nie, tego wyobrazić sobie nie mogę. Dlatego jeśli ci piłkarze mają wygrać finał, to będzie to teraz.
Bardzo dużo będzie zależeć od tego, jak będzie przebiegał mecz. Podejrzewam, że pierwsza bramka może nam wskazać zwycięzcę. Gol dla Bayernu zmusi Chelsea do ataków, a to sprawi, że tandem 'Robbery' raczej dobije rywala. Natomiast bramka dla gości, bądź długo utrzymujący się wynik remisowy, mogą zdenerwować gospodarzy. W końcu oni chyba nie wyobrażają sobie porażki w tym spotkaniu. No a nerwy w zespole Bayernu, to woda na młyn dla ofensywnych graczy londyńskiego klubu. Dlatego Chelsea nie będzie rzucać się do ataków, a raczej skoncentruje się na tym, co przyniosło jej sukces w spotkaniach z Barceloną. Defensywa, defensywa i jeszcze raz defensywa, a wisienką na torcie będą kontrataki. Jeśli któryś z nich zakończy się golem, to mamy połowę sukcesu.
Bukmacherzy mają dość jednoznaczne zdanie. Wygrana Chelsea będzie niespodzianką. Tylko że wcześniej wydawało się, że te zespoły nie mają większych szans w półfinałach. Poza tym w typowaniach trudno uwzględnić czynnik mentalny. Bayern może, chociaż to brzmi głupio, zlekceważyć swojego rywala. Uznać, że angielski zespół nie ma czego szukać w tym spotkaniu. Przegrali mistrzostwo krajowe, ponieśli klęskę w pucharze, więc presja może pętać im nogi. Chelsea też nie wygrała ligi, ale zdobyła Puchar Anglii. Wygrała też ostatni swój mecz, więc to Bayern będzie miał mecz po porażce. I to podwójny, bo przegrał też swój ostatni mecz w Lidze Mistrzów. Co prawda wygrał rzuty karne, ale mecz przegrał. No i niemiecki klub jakoś źle reaguje na porażki w prestiżowych spotkaniach. Przegrał w listopadzie z Borussią Dortmund, przegrał też następny mecz z Mainz. Wiosną też przegrał z Dortmundczykami, a potem zremisował z Mainz. W Lidze Mistrzów ten efekt był rozciągnięty na dłuższy okres, ale po porażce z Manchesterem City, przyszła porażka z Basel. Dlatego ta klęska Bayernu w finale DFB Pokal może tkwić w głowach piłkarzy.
W typowanie wyniku się nie bawię. Z jednej strony bardzo chcę, żeby wygrał angielski zespół. W końcu to blog o Premier League, a nie Bundeslidze. Analiza na chłodno wskazuje, że to Bayern będzie się cieszył z trofeum, ale Chelsea została już pogrzebana w tej edycji kilka razy. W fazie grupowej trzeba było uciekać spod topora, w meczach z Napoli posadę stracił André Villas-Boas, w półfinale wyjazd do Barcelony wydawał się misją straceńca. Dlatego nie sądzę, że konieczność wyjazdu do Monachium robi jakieś wrażenie na zawodnikach. Oni już się przyzwyczaili do tego, że mają ciągle pod górkę. Zdają sobie też sprawę z tego, że ewentualna wygrana będzie fantastycznym momentem na zakończenie kariery, bądź odejście z klubu dla niektórych futbolistów. Dlatego zagrają na 100% swojego potencjału, a to może zaskoczyć Bayern. Piłka nożna jest bardzo nieprzewidywalna, a doświadczyliśmy tego tydzień temu. W 90 minucie swojego meczu Manchester City był o dwie bramki od tytułu. Trzy i pół minuty później był mistrzem. Co prawda nie spodziewam się aż takich emocji, ale potrafię wyobrazić sobie pewne zwycięstwo zarówno Bayernu, jak i Chelsea. Nie mówiąc o jakimś milionie wariantów pośrednich. Serce mi mówi, że wygra Chelsea. Co prawda je niby trudniej oszukać, niż rozum, ale ono też się może mylić. Jednak ta wygrana byłaby pięknym zwieńczeniem tego bardzo trudnego dla The Blues sezonu. Pozostaje trzymać za to kciuki.
piątek, 18 maja 2012
Polacy w Premier League - sezon 2011/2012 podsumowanie
Podsumowanie sezonu w wykonaniu polskich zawodników w Premier League. Pozostaje mieć nadzieję, że za rok będzie można napisać o kimś, kto zdobył bramkę.
Tomasz Kuszczak (Manchester United)
Zagrał trzynaście meczów, ale nie w Manchesterze United, a na wypożyczeniu w Watford. Stał się podstawowym bramkarzem w klubie i nie zagrał tylko raz. Ale to dlatego, że dostał zwolnienie z klubu, skoro jego żona rodziła w szpitalu. Co dalej? W Manchesterze na pewno nie zagra, a następny klub może być w Bundeslidze. Chociaż nie będzie raczej narzekał na brak ofert z Anglii, bo przypomniał o sobie grając w Watford.
Łukasz Fabiański (Arsenal)
Zagrał sześć razy, ale wszystko w pucharach. Odpowiednio trzy razy w Pucharze Ligi, dwa razy w Pucharze Anglii i raz w Lidze Mistrzów. W Premier League nie zagrał ani razu (po raz ostatni 5 stycznia 2011). Ostatnie spotkanie w pucharach rozegrał 18 lutego. Wydaje się, że nie zostanie w klubie na przyszły sezon. Moim zdaniem to słuszny wybór, gdyż powinien bronić, a w Kanonierach nie będzie mieć na to szans. Powinien trafić do zespołu, gdzie będzie mieć miejsce w pierwszym składzie. Taki warunek oznacza, że może trafić do Championship, albo grać w innym kraju. Miejmy nadzieję, że będzie regularnie grał.
Wojciech Szczęsny (Arsenal)
Trochę się obawiam. Może jeszcze nie o pozycję w Arsenalu (zagrał w tym sezonie 48 razy dla klubu), ale o Euro. Doliczając cztery mecze w kadrze, grał przez cały rok średnio co tydzień. To był pierwszy taki sezon, więc na pewno organizm w jakiś sposób to odczuje. Już pod koniec rozgrywek mieliśmy kontuzję, a Polak grał z blokadą. To bardzo ryzykowne rozwiązanie. Przyszły sezon? Arsene Wenger już podobno szuka kogoś, kto będzie konkurentem dla Polaka. Pada nazwisko Michela Vorma, ale jest pewien problem. On nie przyjdzie siedzieć na rezerwie. Dlatego jego nazwisko, pojawiające się w kontekście Arsenalu, trochę dziwi. No ale wszystko rozstrzygnie się pewnie po Euro.
czwartek, 17 maja 2012
Transferowe oczarowania i rozczarowania w Premier League
Zacznę od ostrzeżenia. To bardzo subiektywne wybory, nie każdy może się z tym zgadzać. Zawsze staram się zwracać uwagę przede wszystkim na wpływ, jaki zawodnik wywarł na klub. Dodatkowo raczej unikam transferów zimowych. Po pierwsze w zimie trudniej zmienić barwy klubowe, po drugie to często są zakupy na teraz, a dopiero po sezonie okazuje się, czy ten zawodnik był potrzebny. Nie mówiąc o tym, że bardzo często są to zakupy pod wpływem paniki. Zaczynamy od rozczarowań.
Kenny Dalglish zwolniony
Tradycyjnie po sezonie jest wiele tematów, do których chciałbym się odnieść, ale ciągle pojawiają się nowe. Na przykład zwalnianie menedżerów. W przypadku Aston Villi to było zrozumiałe, bo zatrudnienie Alexa McLeisha się nie sprawdziło. Ale Liverpool i Kenny Dalglish?
Wydawało się, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Ktoś dla kogo Liverpool FC nie jest tylko kolejnym zespołem w CV, ale częścią serca i duszy. Chociaż ten sezon był trudny. W pucharach krajowych było można powiedzieć bardzo dobrze, bo zwycięstwo w Pucharze Ligi i finał Pucharu Anglii można uznać za sukces. Poprzedni miał miejsce w 2006 roku, a dla takiego klubu to wieczność. Jednak w lidze ... chyba nie można tego ubrać w słowa. Porażka taka dość prestiżowa, czyli zakończenie sezonu poniżej Evertonu. Brak miejsca dającego Ligę Mistrzów, ale o to byłoby bardzo trudno. No i zamieszanie na linii Luis Suarez - Patrice Evra. I menedżer, i klub, dziwnie się wtedy zachowywali. Nie chcę tutaj rozstrzygać, czy powinno się to zakończyć taką karą dla Suareza, ale słowo negro może źle się kojarzyć. Samo słowo znaczy po prostu czarny, ale użyte w tym kontekście raczej zostanie uznane za próbę rasistowskiego ataku na innego zawodnika. W tym całym dochodzeniu o opinię pytano ekspertów języka hiszpańskiego i dla nich było oczywiste, że użycie tych słów obrażało zawodnika. Dlatego solidaryzowanie się z Suarezem przez zawodników Liverpoolu było dość niezrozumiałe. Mnie osobiście zdziwiło, że menedżer w jakiś sposób to zaakceptował. Ale to i tak mały problem. Kontuzje, nieudane transfery, no i też brak umiejętności odpowiedniego zmobilizowania zawodników. Zdecydowanie za często The Reds grali poniżej poziomu swoich możliwości.
Tylko że osobiście dałbym drugą szansę menedżerowi. Gdyby każdy klub zwalniał swojego trenera po takim sezonie, to nie wygrałby niczego. Walka o miejsce dające prawo gry w Lidze Mistrzów jest bardzo trudna, bo o cztery pozycje rywalizuje tak właściwie osiem, a nawet więcej zespołów. Za rok, niezależnie kto zostanie nowym menedżerem, trzeba będzie nawiązać walkę z Manchesterami (a tutaj nie widzę szans), Newcastle (bo oni raczej się wzmocnią), Chelsea (finał będzie najprawdopodobniej ostatni, ale o czwórkę będą walczyć), Evertonem (a jak tym razem uda im się trafić z formą od początku i utrzymają ją do końca), czy z Arsenalem (niezależnie od tego, jakie będą zmiany w składzie). Tak więc mimo lepszego sezonu, może się on zakończyć na szóstym miejscu i Ligi Mistrzów znów nie będzie.
Wiele będzie zależeć od następcy i na pewno klub już sprawdza, z kim może rozmawiać. Realistycznie patrząc może być powrót Rafy Beniteza (jego przygoda z Interem się nie udała, delikatnie mówiąc), albo zatrudnienie kogoś nowego. W prasie pada nazwisko Roberto Martineza, ale nie wiem, czy zrezygnuje on z Wigan. W końcu prezes mu zaufał, a on odpłacił się fantastycznym finiszem sezonu. Chyba będzie chciał dalej budować pozycję obecnego zespołu. Jest oczywiście Pep Guardiola, ale nie sądzę, że to realne. Jest też Frank Rijkaard, który kiedyś miał podobne wyzwanie w Barcelonie i poradził sobie bardzo dobrze, a przebudowa składu dawała efekty jeszcze w poprzednim roku. W zatrudnienie Brendana Rodgersa, czy Paula Lamberta, nie wierzę. Pamięć o Royu Hodgsonie jest zbyt świeża, żeby ryzykować jeszcze raz. To samo może dyskwalifikować też wspomnianego już Martineza, a to oznacza, że na placu zostaje tylko Benitez tak właściwie. Jedynie czas pokaże, czy to się potwierdzi.
wtorek, 15 maja 2012
Podsumowanie ośmiu ostatnich kolejek w Premier League
Bawiłem się w pisanie podsumowania po 10 kolejce klik, po 20 klik i po 30 klik, więc nie mogło zabraknąć podsumowania ośmiu ostatnich kolejek.
20-19 miejsce Blackburn i Wolverhampton po 3 punkty (średnia w porównaniu do poprzedniego okresu odpowiednio 0,375 do 1,4 i 0,375 do 0,5)
Forma jak na spadkowicza przystało, fatalna. Wolves jeszcze w miarę honorowo pożegnali się z ligą. Pamiętam bardzo emocjonalny moment, kiedy spadek został przesądzony. Może i wyniki były fatalne (nic się nie zmieniło w kwestii ostatniej wygranej, jeszcze za Micka MacCarthy'ego), ale zespół pożegnał się z uniesioną głową. Zwłaszcza w tym meczu ze Swansea (4-4) pokazali serce. Blackburn natomiast, cóż. Nie ma raczej sensu pisać więcej. Po 29 kolejce coś pękło w zespole i chyba już nikt nie mógł tego naprawić.
18-17 miejsce Aston Villa i Sunderland po 5 punktów (średnia odpowiednio 0,625 do 1 oraz 0,625 do 1,6)
W Sunderlandzie podejrzewam, że piłkarze dowiedzieli się kto zostanie na przyszły sezon, a kto się pożegna z zespołem. Dodatkowo po odpadnięciu z FA Cup nie było już o co walczyć, więc motywacja uleciała. Aston Villa natomiast, hmm. Najlepszym podsumowaniem jest dzisiejsza decyzja władz klubu i zwolnienie Alexa McLeisha. Niemoc w ofensywie straszyła po nocach. Tylko trzy razy zdobyli więcej niż dwie bramki. Dlatego chyba już nie miało znaczenia, że tak słabo Villa na własnym stadionie nie grała nigdy w swojej 138 letniej historii. Tak więc to było inevitable.
16-15 miejsce Bolton i Stoke po 7 punktów (średnia odpowiednio 0,875 do 1,3 oraz 0,875 do 0,9)
W przypadku Boltonu zabrakło bramek. Rok temu w ataku rozbijał się Darren Sturridge. Teraz liczono pewnie na to, że podobny efekt da sprowadzenie z Arsenalu Ryo Miyachiego. Nie dało. Chociaż nie da się ukryć, że zespół spadł na własne życzenie. W czterech ostatnich meczach trzy razy grali z zespołami, które o nic już nie walczyły tak właściwie. No i zakończyło się to trzema remisami. Wystarczyło tylko wygrać któreś z tych spotkań, no ale drużyna tego nie potrafiła. Stoke to historia związana ze zmęczeniem sezonem. Piłkarze rozegrali 56 meczów jak dobrze liczę i mieli prawo pod koniec sezonu grać gorzej.
14-13 miejsce Norwich i Swansea po 7 punktów (średnia odpowiednio 1 do 1,4 oraz 1 do 1,6)
W przypadku obu tych drużyn zagwarantowanie utrzymania się na przyszły rok spowodowało pewne rozprężenie. Można to zrozumieć, bo taki był cel postawiony przed sezonem. Dlatego Swansea przegrała cztery mecze pod rząd, a Norwich tylko jedna wygrana na siedem spotkań. No ale skoro się utrzymaliśmy, to skoncentrowanie się na meczach było trudne.
12 miejsce Liverpool - 10 punktów (średnia 1,25 do 0,8)
Poprawili się, ale to nie było trudne. Podejrzewam, że chcieli dogonić Everton w tabeli, ale zabrakło na to sił. Niepowodzeniem zakończył się też finał FA Cup. Ta wygrana w Pucharze Ligi rozbroiła nieco zespół i raczej nikt już nie mógł go poskładać. Pisze to po raz kolejny, ale nadzieja w tym, że za rok będzie lepiej.
11 miejsce West Brom - 11 punktów (średnia 1,375 do 1,4)
W końcówce chcieli zdobyć kilka punktów i pokazać, że wybór Roya Hodgsona na selekcjonera Anglii jest słuszny. W ostatnim meczu sezonu mieli pecha, bo przegrali przez swojego bramkarza, ale to nie miało znaczenia już.
10-9 miejsce Arsenal i QPR po 12 punktów (średnia odpowiednio 1,5 do 2,2 oraz 1,5 do 0,8)
QPR znalazł formę wtedy, kiedy to było ważne. W ostatnich dziesięciu meczach wygrali pięć razy. Z taką formą utrzymaliby się spokojnie i pewnie za rok pokażą coś specjalnego w lidze. Arsenal o mało co, a wyleciałby z miejsca dającego prawo gry w Lidze Mistrzów. Koniec był praktycznie równie nijaki, jak początek. Średnia z 10 pierwszych meczów to 1,6. Byłoby jeszcze gorzej, ale pomógł Marton Fulop, bramkarz West Brom, wrzucający sobie tak właściwie bramki za kołnierz.
8-7 miejsce Chelsea i Tottenham po 14 punktów (średnia odpowiednio 1,75 do 1,3 oraz 1,75 do 1)
Chelsea rozbija się w pucharach, więc liga siłą rzeczy zeszła na dalszy plan. Dlatego były dwie porażki, ale to zrozumiałe patrząc na to, kiedy rozgrywano mecze. Chelsea przetrwała ten maraton i został jej już tylko mecz sezonu w Monachium. Tottenham odzyskał formę po zamieszaniu z wyborem nowego selekcjonera. Będę się upierał, że to miało wpływ na zespół, gdyż jego siła brała się w głównej mierze z psychiki graczy. Tam było mniej taktyki, mniej drobiazgowego rozrysowywania miliona wariantów, ale piłkarze mieli po prostu wychodzić na stadion i pokazywać swój potencjał. Dlatego ten zespół jest tak wrażliwy na zamieszania pozaboiskowe. Teraz jego obecność w przyszłorocznej Lidze Mistrzów zależy od wygranej Bayernu. Chelsea, wygrywając finał, zabierze miejsce Spurs.
6 miejsce Newcastle - 15 punktów (średnia 1,875 do 1,7)
Pod koniec zabrakło chyba sił na to, by wedrzeć się na podium. Pięć punktów za Arsenalem, ale też trzy porażki w czterech ostatnich meczach. No ale to byli trudni rywale, będący w formie. Wigan, Manchester City i Everton. Tych drużyn jeszcze nie wymieniłem, a wygrana z Chelsea miała miejsce trzy dni przed finałem FA Cup i chyba piłkarze rywala szykowali się na ten właśnie mecz. Nie można jednak mówić o rozczarowaniu. Końcówka końcówką, ale sezon był bardzo udany.
3-5 miejsce Everton, Fulham i Manchester United po 16 punktów (średnia odpowiednio 2 do 1,6 i 1,3 oraz 2,8)
Everton tradycyjnie zanotował dobrą końcówkę sezonu. Grając tak od początku sezonu byłoby spokojnie miejsce w pierwszej czwórce. Jednak przygotowanie drużyny do rozgrywek jest pewnym problemem. Dlatego zawsze zespół wolno się rozkręca. W pierwszych dziesięciu kolejkach zdobywał średnio tylko punkt. Fulham kończy sezon bardzo mocno, co trochę dziwi. Mamy w pamięci przecież 14 spotkań w pucharach. Za rok powinno być więc jeszcze lepiej. Manchester United, tak. Cóż, przegrali walkę o tytuł. Dwie porażki (jedną bramką) i jeden remis o tym zdecydowały. Ciekawsze jest jednak to, że Czerwone Diabły przegrały z kretesem wojnę psychologiczną z Manchesterem City. Menedżer tej drużyny konsekwentnie powtarzał, że nie ma szans na wygranie ligi i presja zaczęła zjadać piłkarzy United. Stąd się wzięła porażka z Wigan, remis z Evertonem, czy bardzo niefortunna taktyka na mecz derbowy. Niby zabrakło niewiele, ale w rzeczywistości dość sporo, bo rywal uderzył w tych miejscach, w których teoretycznie nie miał czego szukać.
2 miejsce Wigan - 18 punktów (średnia 2,25 do 1)
Największe oczarowanie końcówki sezonu. Siedem wygranych z jedenastu ogółem odnieśli w dziewięciu ostatnich kolejkach. Pod koniec sezonu udawało im się praktycznie wszystko. Dlatego pozostanie w lidze nie było problemem. Jednak za rok trzeba troszeczkę bardziej uważać, bo może się nie udać. Po 29 kolejce wydawało się, że spadną. Trudne mecze w terminarzu, mało punktów. No ale kto mógł przewidzieć, że zawieje taki wiatr w żagle klubu.
1 miejsce Manchester City - 19 punktów (średnia 2,375 do 2,2)
Co ciekawe to nie był najgorszy okres sezonu dla zespołu. Gorzej szło w kolejkach 11-20, gdzie były dwie porażki i dwa remisy. Ale to się zamknęło średnią 2,0. Potem Manchester United złapał formę sezonu i wygrywał wszystko, a City po dwóch remisach przegrało z Arsenalem. Jednak nawet sam prezes klubu uznaje ten mecz za przełomowy. Po jego rozmowach z trenerem powstała drużyna zdolna do czynów wielkich. Po porażce z Arsenalem do końca sezonu straciła tylko trzy gole, z czego dwa w ostatnim meczu. Zdobyła osiemnaście. Końcówka spotkania z QPR w ostatniej kolejce przejdzie do historii. Narodził się zespół. Każda podróż zaczyna się od małego, pierwszego kroku i ten tytuł, te dwie bramki w ostatnim meczu, mogą stać się początkiem czegoś wielkiego. Wydaje się, że wszyscy wiedzą jak to osiągnąć, chociaż niektóre słowa wypowiadane przez prezesa można różnie interpretować. Mogłoby być różnie, gdyby zespół nie wygrał ligi, ale to i tak nie ma już znaczenia.
poniedziałek, 14 maja 2012
26 mgnień sezonu
Rzecz jasna mistrzowskiego sezonu Manchesteru City. Na początek zacznę jednak od pewnej dygresji. Wiele osób krytykuje wywalczenie tytułu przez zespół Citizens i niemal wieszczy upadek sportu. Od teraz mają rządzić już tylko pieniądze i nic więcej. Pamięć ludzka jest nie dość że krótka, to jeszcze bardzo zawodna. Chyba już nikt nie pamięta, jak Manchester United kupował (w ostatnim dziesięcioleciu), za każdym razem płacąc minimum kilkanaście milionów funtów Rio Ferdinanda, Wayne’a Rooneya, Michaela Carricka, Naniego, czy Dimitara Berbatowa. Różnica polega na tym, że władze klubu przyjęły inny model prowadzenia zespołu. Czerwone Diabły rozwinęły bardzo mocno marketing i mają bardzo duży stadion, a Citizens dostają te pieniądze od sponsora. To jednak nie ma znaczenia, bo o wynikach na boisku wciąż decyduje to, kto pieniądze wydaje najmądrzej, a nie to, kto wydał najwięcej. Wczoraj na Twitterze portal Sky Sports opublikował pewne ćwierknięcie. Wynika z niego, że koszt pierwszej jedenastki Manchesteru City wyniósł 161 milionów. Koszt pierwszej jedenastki Manchesteru United był wyższy o osiem milionów klik. Można co prawda powiedzieć, że City wydaje więcej. Płace, inni gracze którzy nie zmieścili się do składu i tak dalej. Tylko że to szukanie na siłę czegoś, do czego można się doczepić. Wiele osób kłuje w oczy bogactwo Citizens i fakt, że bogaty może więcej. Jednak tak jest wszędzie, a chyba nie chcemy kalki rozwiązań ze Stanów Zjednoczonych i czegoś w rodzaju draftu przed sezonem i budżetu płacowego. No dobrze, ale na temat.
niedziela, 13 maja 2012
Podsumowanie sezonu 2011/2012 w Premier League
Sezon był, sezon się skończył. To takie najkrótsze podsumowanie. Szczerze mówiąc, nie lubię pisać wstępu do podsumowania. To co później, jakoś idzie, a na te pierwsze wersy zawsze brakuje mi weny. Może to lepiej, bo uwaga koncentruje się na tym, co ważne, a więc na podsumowaniu rozgrywek. Jakie one były? Na pewno ciekawe, bo sytuacja wielu klubów potrafiła zmieniać się z kolejki na kolejkę. Było dużo niespodzianek, pozornych zwrotów akcji, wreszcie dramatów i łez radości. Jeszcze tylko link do moich prognoz przedsezonowych klik i po kolei kluby:
Subskrybuj:
Posty (Atom)