piątek, 11 maja 2012

Exegi momumentum prezesa


Każdy z nas zastanawia się pewnie, jak to jest być prezesem. Jednak ze wszystkich ról we współczesnym futbolu ta chyba jest najtrudniejsza. Rzadko koncentrujemy się na osobie szefa klubu. Znamy nazwiska piłkarzy, trenerów, nawet arbitrów, ale prezesów? Kibica nie interesuje za bardzo, kto jest właścicielem jego ulubionego klubu. Jeśli już mówi się o właścicielu klubu, to z reguły negatywnie. Dlatego to jest tak odpowiedzialna, a zarazem niewdzięczna praca. Pozwala ona jednak wybudować sobie pomnik trwalszy, niż ze spiżu. Co prawda mi nie grozi zostanie prezesem klubu piłkarskiego, ale nie przeszkadza mi to w zastanawianiu się, jakby to wyglądało.



Bycie prezesem klubu piłkarskiego (równie dobrze można napisać sportowego, bo większość rzeczy sprawdzi się w każdym klubie, a różnicować może je skala) to przede wszystkim budowanie jego fundamentów. Pierwszym powinno być miasto. W miarę duże, blisko powinno być lotnisko międzynarodowe (bo piłkarz też potrzebuje czasami uciec od hałasu nad swoją głową albo z żoną polecieć do Paryża na obiad). Oczywiście ani miasta, ani lotniska nie da się zbudować w szczerym polu, dlatego od razu prezesi klubów w dużych miastach mają przewagę. Dlatego jeśli ktoś chce zainwestować w futbol, kocha piłkę nożną, ale nie ma tego ulubionego zespołu, to jemu jest łatwiej. Zawsze może kupić klub w większym mieście.

Drugi fundament: stadion. Główne źródło dochodów dla klubu, jeszcze zanim pojawią się pieniądze z pucharów europejskich, czy zwycięstw w lidze. Nie mam tutaj na myśli ilości miejsc na trybunach, a ilość lóż dla vipów. W takich miejscach klub zapewnia pewne atrakcje, że tak to nazwiemy. Catering z kilkugwiazdkowego hotelu, osobne wejście, dobry widok na boisko, telewizor (i transmisja z meczu, do czego potrzebna jest jeszcze telewizja klubowa), pamiątki ze spotkania (program, szalik, proporczyk i tak dalej), miejsce na wydzielonym parkingu to tylko niektóre rzeczy. W droższych lożach doszłaby możliwość otrzymania podpisanej koszulki wybranego piłkarza, zwiedzenie tego, czego nie widać w telewizji, możliwość uczestnictwa w gali posezonowej, czy dostęp do loży w uprzednio określonym przez nas terminie kilka razy w sezonie (ktoś na przykład urządza swoje urodziny na stadionie albo zaprasza klientów biznesowych na spotkanie). Możliwości jest wiele, a klient nasz pan, zwłaszcza dobrze płacący klient. Koszty takich lóż idą w dziesiątki tysięcy, a jak przemnożymy to przez ich liczbę, to równie dobrze można grać przy pustych trybunach. Klub potrzebuje ludzi, którzy są oddani przede wszystkim portfelem. To jest twarda ekonomia, więc trzeba na nich chuchać i dmuchać.

Jednak stadion to nie tylko loże i trybuny oraz kibice płacący za możliwość oglądania spotkań. Powinna być również przestrzeń konferencyjna. Duża sala bankietowa, gdzie można organizować na przykład wesela (na przykład wesele kibica, połączone ze zwiedzaniem stadionu i zaplecza klubu w prezencie). Hotel blisko stadionu, tak żeby kibice przyjeżdżający z daleka mieli gdzie przenocować. Miejsce, gdzie możesz przyjść, zjeść posiłek i obejrzeć mecz, siedząc z nosem nad talerzem. A raczej miejsca, bo każde byłoby na inną kieszeń. Ktoś się czuje lepiej w pubie, to robimy dla niego pub z widokiem na murawę. Ktoś chce mecz oglądać z restauracji, gdzie obowiązuje frak? Też mu to umożliwiamy. Dlatego stadion powinien być prawdziwą kurą znoszącą złote jajka. Jeśli nie jest, to znaczy, że coś szwankuje. Może wyniki, ale w ich osiąganiu pomóc powinien skauting.

Ten termin można rozumieć dwojako, ale w tym momencie chodzi o obserwację tego, jak grają nasi rywale w lidze. Dlaczego to takie istotne? Cytując Sun Tzu ‘Jeśli znasz siebie i swego wroga, przetrwasz pomyślnie sto bitew. Jeśli nie poznasz swego wroga, lecz poznasz siebie, jedną bitwę wygrasz, a drugą przegrasz. Jeśli nie znasz ni siebie, ni wroga, każda potyczka będzie dla Ciebie zagrożeniem’. Nam przecież chodzi o wygrywanie, więc musimy wiedzieć ,jak dany zespół zachowuje się na boisku. Od kogo zależy jego gra, kim trzeba się zaopiekować na boisku, a kto popełnia błędy i kiedy. Jak konstruowane są akcje, jak zachowuje się zespół w pewnych sytuacjach, wreszcie jak reaguje trener. I tak można mnożyć. Koszty? Nawet jeśli ten skauting zamknąłby się kwotą kilku milionów na sezon, to wygranie ligi jest tego warte. I nasz zespół też byłby pod taką opieką skautów. Trener wszystkiego nie widzi, a siebie też trzeba znać.

Skauting koncentrujący się na transferach to zupełnie inna para kaloszy. Żadnego polowania na filmiki umieszczone w Necie, tylko obserwacja na żywo danego gracza przez sezon minimum, a w niektórych przypadkach przez kilka lat. Dodatkowo biały wywiad. Analizujemy wszystkie informacje dostępne o graczu. Sprawdzamy, czy pasowałby on do klubu, jakby się w nim odnalazł. Czy ciągną się za nim jakieś historie pozaboiskowe (alkohol, niesportowy tryb życia, problemy z rodziną, hazard i tak dalej). Wreszcie, jakie są jego ambicje i cele. Czasami dany zawodnik musi po prostu dorosnąć. Jego kontrakt może się kończyć lub zmienić się musi trener w jego klubie. Jesteśmy wyczuleni na każdą informację mogącą wpłynąć na cenę zawodnika i staramy się kupować tanio, a sprzedawać drogo. No i reagować na okazje. Czasami zawodnik może mieć konflikt z trenerem/prezesem i klub będzie chciał oddać go wręcz za darmo. Wyższa szkoła jazdy, ryzykownej bardzo jazdy, to celowe wywoływanie konfliktów między tym graczem, a obecnym klubem. Oczywiście wszystko w białych rękawiczkach (zaprzyjaźniony dziennikarz na przykład). Wtedy wkraczamy, ale jak nie on, to następna osoba na liście. Na każdej pozycji trzeba mieć listę nastu graczy, których obserwujemy i w razie potrzeby kogoś kupujemy.

Sztab trenerski, znów na ‘s’. Nie powinniśmy ograniczać go tylko do osoby menedżera i jego asystenta. To również trenerzy poszczególnych formacji, drugiego zespołu, fizjoterapeuci, dietetycy, lekarze, czy trenerzy przygotowania fizycznego. Nie można też zapominać o psychologach, bo przygotowanie fizyczne graczy to jedno, ale przygotowanie mentalne to zupełnie coś innego. Piłkarz musi być gotowy na 100%, nie można więc czegoś pozostawić samemu sobie. Koszty? No ale wyniki w lidze są najważniejsze. 

Kolejny fundament na ‘s’, czyli sklep. Będąc kibicem jesteś nim od kołyski aż po grób, a to oznacza, że jest bardzo wiele okazji, żeby klub był razem ze swoim fanem w ważnych dla niego momentach życiowych. Będzie to co prawda wymagać zamówienia specjalnych serii produktów, opatrzonych barwami klubowymi, czy herbem, ale inwestując sto, otrzyma się z powrotem na przykład 120. Tak patrzę na sklep pewnego klubu z Premier League. Można w nim znaleźć zarówno butelkę, z której można karmić noworodka, ubrania dla dzieci w każdej kategorii wiekowej, kołdry, poduszki, piżamy dla każdego, plecaki, torby śniadaniowe, podkładki pod szklanki, tapety na ściany, kosmetyczki, ręczniki, obrazy (zdjęcie danego zawodnika z osobistym podpisem np. dla Jana Kowalskiego od i tu nazwisko zawodnika z autografem), odświeżacze powietrza, konsole do gier w barwach klubowych, podobnie podkładki pod mysz, długopisy, ołówki, zeszyty, portfele, krawaty, zegarki, prosta biżuteria, płyty DVD, czy książki. Robi wrażenie? Ale to przecież nie wszystko. To zaledwie część produktów, jakie można kupić. Każdy opatrzony jest albo herbem albo barwami klubowymi. Większość można podpisać, że tak to nazwiemy. Zegarków mogą być tysiące, ale zegarków w barwach klubu, z wygrawerowanym naszym nazwiskiem na przykład, nie znajdzie się w sklepie za rogiem. 

Równie istotne jest dbanie o wizerunek klubu. Tu także jest wiele okazji, by co tydzień komuś pomagać, co zapewni nam darmową reklamę w mediach. Fundowanie zabawek dla domów dziecka, karmy dla schronisk dla zwierząt, pomoc wieloletnim fanom zespołu, którzy na przykład zachorowali na jakąś poważną chorobę. Pomoc szkołom, gdy te nie mają pieniędzy na remont, czy nowe wyposażenie. Wykorzystywanie gwiazd klubu do reprezentowania go w różnych akcjach charytatywnych. Fundowanie stypendiów dla dzieci z rozbitych rodzin. Przekazywanie pewnego procenta zysków z danego meczu na rzecz określonej wcześniej osoby, czy jakiegoś podmiotu. Wszystko po to, by klub kojarzył się z pozytywnymi emocjami. 

To również troska o kibiców od najmłodszych lat. Konkursy plastyczne, literackie, poetyckie, fotograficzne czy muzyczne. W różnych kategoriach wiekowych, z różnymi nagrodami (koszulki, spotkanie z danym piłkarzem to tylko niektóre). Wszystko po to, żeby klub był obecny i znany już nawet dzieciom, bo one kiedyś dorosną i może wrócą na stadion. A jak już ktoś będzie dorosły, wykupi karnet sezonowy, to mamy kolejne nagrody. Kibic tygodnia (np. wybrana koszulka z podpisem i wręczeniem w domu/miejscu pracy), miesiąca (inna nagroda, kto wie, może spotkanie z wybranym piłkarzem) i sezonu (a tutaj można kogoś uszczęśliwić na przykład dwoma miejscami na gali albo zwiedzaniem zaplecza klubu i stadionu). Wszystko po to, żeby kibicowanie danemu zespołowi dobrze się kojarzyło już od najmłodszych lat. 

Last but not least, szkolenie młodzieży. Nie chcę mówić, że powinno się kopiować La Masię, bo pomysłów na szkolenie dzieci jest bardzo dużo. Bardziej chodzi o to, żeby już od pierwszych zajęć taki młody gracz, bawiący się na razie piłką, zrozumiał, że sukces w piłce to iloczyn kilku rzeczy. Talent, praca, chęci, zaangażowanie to tylko niektóre z nich. Zajęcia w szkółce prowadziliby byli gracze zespołu (bo nie każdemu się udaje zarobić miliony) i szukaliby przede wszystkim talentu. Nie wzrostu (co prawda tego nie nadrobisz, ale wcale nie trzeba mieć dwóch metrów, żeby być dobrym piłkarzem), masy (siłownia w późniejszym okresie życia może to nadrobić), ale głowy na boisku. Ktoś musi po prostu myśleć, grając. Przewidywać, co się stanie i odpowiednio reagować. Nikogo nie nauczy się intuicyjnego wybierania najlepszego rozwiązania na boisku. Dlatego trener powinien coś takiego zauważyć, a gracz mający taki talent powinien trafić pod trochę dokładniejszą opiekę klubu. Nie tylko lekarską, chociaż zdrowe ciało jest bardzo ważne, ale ważniejsze bardzo często jest to, co siedzi w psychice. Tak więc pomoc psychologiczna, umiejętność radzenia sobie zarówno z sukcesem, jak i porażką. Budowanie wiary w siebie, umiejętności radzenia sobie ze stresem, mobilizowania się na mecze, tak żeby pokazywać 100%. Wreszcie nauka angielskiego (bo to jest język praktycznie międzynarodowy obecnie), zarządzanie pieniędzmi (tak żeby wnuki wnuków mogły jeszcze korzystać z tego, co ktoś wypracował na boisku), ale też wyrobienie przekonania, że zawsze jest jakaś góra do pokonania i trzeba sobie stawiać kolejne cele. Nie każdy gracz ze szkółki trafiałby do pierwszego składu. Są różne wypadki losowe, kontuzje, albo dobry piłkarz może być na przykład wybitnym pianistą. Oczywiście z czasem dobrze byłoby mieć w składzie wychowanków, ale nie można stawiać sprawy kategorycznie, że to musi być na przykład 3 zawodników na 10. Może się zdarzyć, że w pewnym roku wyjdzie ze szkółki nastu graczy, którzy zasługują na pierwszy skład. Mając sztywny limit, mamy zwolnić resztę? Z drugiej strony przez kilka lat możemy mieć suszę i nikt ze szkółki nie będzie na tyle dobry, by dołączyć do pierwszego składu. Co wtedy? Nic, z raz obranej drogi nie wolno nam zbaczać. Szkolenie jest na tyle niewdzięczne, że jego owoce zobaczymy tak właściwie dopiero po kilkunastu latach. 

Jako epilog można dodać to, co dla niektórych prezesów jest głównym fetyszem w tym całym prezesowaniu – zatrudnianie i zwalnianie szkoleniowca. To jest dość złożony proces, więc pewnie poświęcę mu kolejny wpis na blogu kiedyś w przyszłości. Podsumować to można jednym zdaniem. Mieć władzę to jedno, a dobrze ją sprawować to coś zupełnie innego. Dlatego prezes powinien, przede wszystkim, nie przeszkadzać, bo klub piłkarski jest tak złożonym organizmem, że wyjęcie małego elementu może rozbić wszystko. Trzeba pamiętać o zasadzie 80/20 (80% pracy wykonuje 20% pracowników, ale bez tej reszty nie byłoby to możliwe) i nigdy nie tracić opanowania. Podejmowanie decyzji na szybko nie doprowadzi nas do sukcesów. Ale jak wszystko się uda, to kończąc po nastu latach nasze prezesowanie, będzie można powiedzieć: to jest mój exegi monumentum aere perennius. Taki powinien być cel każdego prezesa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz