sobota, 18 lutego 2012

Sunderland 2 - 0 Arsenal


Po batach zebranych na San Sorrow, jak to zgrabnie przechrzcili angielscy dziennikarze, przyszło spotkanie w Pucharze Anglii. Trudne, bo Sunderland pod wodzą Martina O’Neilla jest już inną drużyną. Wynik z meczu ligowego nie miał żadnego znaczenia i Kanonierzy musieli udowodnić swoją wyższość. 

Rozpoczął Arsenal. Z Łukaszem Fabiańskim w bramce, ale z Robinem Van Persiem od pierwszej minuty. Wdawało się, że Holender odpocznie sobie przed spotkaniem derbowym. Pierwsi groźniejszą akcję przeprowadzili goście. Faul na Van Persim, a piłka z rzutu wolnego, uderzona przez Mikela Artetę, poleciała blisko słupka. Jednak ze złej strony z punktu widzenia Arsenalu. Po dobrym starcie Kanonierzy oklapli, tak to można ująć. Sunderland prezentował się bardzo dobrze. Strzał Gervinho w 28 minucie zaskakiwał. No ale nie było z tego bramki. Bramka mogłaby być z rzutu karnego po faulu na RVP, ale arbiter nie dopatrzył się przewinienia. Słusznie, bo zawodnik Sunderlandu wygarnął piłkę spod nóg szarżującego Holendra. A w 40 minucie mamy gola. Gra defensywna Arsenalu nie pierwszy raz pozostawia wiele do życzenia, a Kieran Richardson oddał celny strzał, który wylądował w siatce. Łukasz Fabiański nie miał szans. Do przerwy Arsenal przegrywał więc jedną bramką i wcale nie pokazywał, że mecz z Milanem został zapomniany. Sunderland grał ostrożnie, czasami szczęśliwie, ale dawało to prowadzenie. Szczerze mówiąc nie wydawało się, że Kanonierzy wrócą do gry. 

Druga połowa zaczyna się rzutem wolnym dla gospodarzy. Z którego nic nie wyszło, bo strzał Sebastiana Larssona był nad poprzeczką. Potem Arsenal się męczył. Strasznie to wyglądało czasami, ta męczarnia Kanonierów na boisku. Sunderland grał uważnie, pilnując wyniku tak właściwie i czasami atakował. Tak od 60 minuty gospodarze się cofnęli, co dało więcej miejsca dla Arsenalu. Problem w tym, że zawodnicy gości nie potrafili tego wykorzystać. Sunderland skoncentrował się na obronie prowadzenia. Już nie szukał drugiego gola. Kanonierzy mieli przewagę w posiadaniu piłki, ale nie przekładało się to na zagrożenie bramki rywala. A jak już, to Simon Mignolet był bezbłędny. Jedna z kontr Sunderlandu zakończyła się golem. W 78 minucie sprint z własnej połowy Stephane Sessegnona, piłka trafia do Larssona, jego strzał ląduje na słupku, a Alex Oxlade-Chamberlain wpycha piłkę do siatki. Swojej siatki. Po tym golu można powiedzieć mecz się zakończył. 

Słaby występ Arsenalu. Kolejny mecz w którym zdecydowały nie umiejętności czysto piłkarskie, a zaangażowanie, praca na boisku i chęć wygranej. Gospodarze bardziej chcieli i dzięki temu wygrali. Goście? Szkoda słów. Na razie zawodzą bardzo mocno i tak właściwie nie widać za bardzo jakiegoś powodu do optymizmu.

Skrót klik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz