niedziela, 5 lutego 2012

24 Gameweek Premier League


Przyszła zima. Szczerze mówiąc nie przypominam sobie za bardzo śniegu na meczach Premier League. Odwoływanie spotkań też nie zdarza się za często. Na przykład mecz Walsall został odwołany z powodu zmrożonego boiska. Premier League oczywiście grała, ale niektóre kluby chciałyby pewnie odwołać swoje spotkania. W końcu to nic przyjemnego jechać w taką pogodę na stadion rywala i bardzo boleśnie przegrać.

Na przykład Blackburn. Co może powiedzieć trener swoim piłkarzom po takiej porażce, jaką zafundował im Arsenal? To był okropny mecz w wykonaniu piłkarzy gości i naprawdę żal było patrzeć, jak męczą się w agonii na murawie. Źle zaczęli, bo pozwolili wbić sobie bramkę już w drugiej minucie, ale potem wydawało się, że wracają do gry. Morten Gamst Pedersen uderzył fantastycznie z rzutu wolnego (moim zdaniem kandydat do bramki sezonu), ale potem nastąpiła katastrofa. W kilka minut Blackburn traci dwie bramki (o defensywie nie ma co mówić, bo na pewno nie odpowiadała ona standardom wyznaczanym przez ligę) i zawodnika (Gael Givet wykonał nieprzemyślany wślizg, tak to ujmijmy). Druga połowa to już było dobijanie kogoś, kto nie jest w stanie w żaden sposób odpowiedzieć. Tak właściwie nikt w zespole gości nie poradził sobie z tym pojedynkiem. Wiadomo było przed meczem, że o punkty na boisku Arsenalu będzie trudno, ale teraz menadżer ma jeszcze trudniejsze zadanie – usunąć z głów zawodników ten pogrom przed następnym spotkaniem. O Arsenalu nie ma moim zdaniem co pisać. Trafił im się przeciwnik, który zagrał fatalny mecz. Dlatego trudno mówić o przełamaniu.

Ciekawe czy przełamie się zespół Wolverhampton. Wyjazd do Londynu na mecz z QPR wydawał się bardzo trudnym zadaniem. Gospodarze świeżo po transferach zdawali się wykraczać swoim poziomem ponad strefę spadkową. Dlatego dla gości ten mecz oznaczał praktycznie pewną porażkę. Tym bardziej, że już w 15 minucie gospodarze obejmują prowadzenie. Tylko nikt nie wziął pod uwagę temperamentu Djibrilla Cisse. Co prawda można zrozumieć do pewnego stopnia reakcję po wślizgu Rogera Johnsona (to był wślizg na złamanie nogi tak właściwie), ale łapanie za gardło piłkarza nie mieści się w klasyfikacji akceptowalnych zachowań na boisku. Przede wszystkim nie wolno podnosić rąk wysoko kłócąc się z piłkarzem drużyny przeciwnej. Widziałem już czerwone kartki za machanie rękami przed nosem zawodnika, więc to nie była niespodzianka. Potem zespół gospodarzy się nieco rozkleił, pozwolił sobie wbić dwie bramki i ostatni zryw w końcówce spotkania nie mógł już uratować niczego. Wolves opuścili strefę spadkową, ale przed nimi jeszcze daleka droga.

Tak samo daleka droga przed Manchesterem City, ale mecz z Fulham im się udał. Co prawda karnego przy pierwszej bramce nie powinno być, ale nie oszukujmy się, nie zmieniło to wyniku meczu. W padającym śniegu, bez Vincenta Kompany’ego Citizens zagrali naprawdę dobry mecz. Nawet przez chwilę nie można było odnieść wrażenia, że goście coś w tym spotkaniu ugrają. Nie spodziewałem się szczerze mówiąc, że gospodarze tak szybko pozbierają się po niepowodzeniach w lidze i w pucharze. Dlatego walka o tytuł będzie tak ciekawa.

Najgroźniejszy konkurent, czyli Manchester United, grał w Londynie z Chelsea. I do przerwy przegrywał trzema bramkami jedną, ale potem stracił kolejne dwie. Dwa gole tak właściwie samobójcze (nie wiem czy po strzale Davida Luiza piłka wpadłaby do siatki) i jeden cudowny. Nie wiem czy ktoś w przerwie spodziewał się takiego wyniku na koniec meczu. Karne zawsze są kontrowersyjne. Do pierwszego nie można mieć jednak pretensji, bo taki faul w innej strefie boiska zakończyłby się odgwizdaniem przewinienia. Daniel Sturridge zachował się dość niezgrabnie. Nie pomyślał chyba co może grozić za faul w polu karnym. Może nie zdawał sobie sprawy z tego, w jakim miejscu boiska się znajduje. Drugi był już bardziej kontrowersyjny, ale z miejsca, gdzie stał arbiter, to wyglądało na 100% karny. Trzeci gol to już koszmarne nieporozumienie w defensywie. Skoro Gary Cahill wyszedł żeby przeciąć dośrodkowanie, to kogo pilnował David Luiz? Wygląda na to, że powietrze. Javier Hernandez miał dużo miejsca i czasu, żeby zdobyć bramkę. Takie mam wrażenie, że Chelsea Mourinho, nawet Chelsea Granta czy Hiddinka może i nie prowadziłaby trzema bramkami, ale nigdy nie dałaby sobie wbić trzech bramek. Owszem były szanse na wygranie tego meczu, ale David De Gea tym razem nie popełniał błędów i obronił to co mógł. Koniec końców goście mogą powiedzieć, że zdobyli punkt. Gospodarze, że stracili dwa. Najważniejsze są jednak dwa punkty straty do Manchesteru City. Znowu było blisko, ale się nie udało.

Natomiast walka o czwarte miejsce czeka Chelsea. Tak myślę, że Tottenhamu już można nie liczyć do tej rywalizacji (niezależnie od wyniku meczu w poniedziałek), ale są trzy inne zespoły, z czego dwa zaliczane do tej tradycyjnej wielkiej czwórki. Podejrzewam, że to będzie bardzo ciekawa rywalizacja i nie ma sensu wykluczać z niej z góry jakiś zespół. Słabsi będą odpadać z czasem, ale czy wśród tych słabszych znajdzie się Chelsea? Patrząc w terminarz nie należy się o to zakładać. Wszystko się może zdarzyć, tym bardziej jak dojdzie konieczność gry w pucharach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz