środa, 11 stycznia 2012

Manchester City 0 – 1 Liverpool (Puchar Ligi)


Doszedłem do wniosku, że skoro jest czas i ochota, oraz transmisja z meczu w telewizji, to grzechem byłoby nie napisać niczego o tym spotkaniu. Liverpool przegrał ostatni mecz trzema bramkami, właśnie z tym rywalem, ale puchar to coś innego. Nie ma znaczenia, że to tylko Puchar Ligi. Znaczenie miało, że rywal jest bardzo, ale to bardzo osłabiony. Kompany, Toure x 2, Silva, strata takich graczy może rozłożyć każdy zespół. Tak więc była szansa przed zespołem gości, że uda się sprawić sensację.

Rozpoczęli gospodarze, bo mecz był rozgrywany na Etihad Stadium. Pierwsza poważniejsza akcja to już czwarta minuta. Strzela Andy Carroll, ale interweniuje bramkarz. Gospodarze przeprowadzili bardzo podobną akcję, ale również bez efektu bramkowego. W 10 minucie groźny strzał z dystansu. Oczywiście Steven Gerrard, ale Joe Hart w formie. Potwierdził to sekundy później broniąc uderzenie z dystansu zakończone rykoszetem. Jednak chaos w polu karnym Citizens zaowocował rzutem karnym. Stefan Savić delikatnie, ale jednak faulował Daniela Aggera i Gerrard przed szansą. 0-1, bo tu chyba nie mogło być inaczej. Hart bez szans. Tak więc Manchester City drugi raz w przeciągu kilku dni zaczyna mecz od straty bramki. Potem tempo meczu nam opadło. Goście już nie musieli się zabijać na boisku, gospodarze nie za bardzo potrafili coś zdziałać przeciwko defensywie The Reds, która była bardzo dobrze zorganizowana. Widać w tym pracę, jaką wykonuje Steve Clarke, asystent menadżera w Liverpoolu. Po drużynie City natomiast widać było brak zarówno Davida Silvy, jak i Yayi Toure. Nie miał kto stworzyć czegoś z przodu. Sam jeden Mario Balotelli starający się coś zrobić, to za mało. Pewnie dlatego w 39 minucie zmiana. Balotelli schodzi, wchodzi Samir Nasri. Zaskakujące, bo po Włochu można spodziewać się wszystkiego. Na jego miejscu bym się lekko zdenerwował, bo zawodził cały zespół, a nie tylko on. Sergio Aguero praktycznie niewidoczny i to raczej on kwalifikował się bardziej do zmiany. Trzeba jednak przyznać, że po tej zmianie gospodarze zaczęli w końcu stwarzać sobie jakieś okazje.

Tylko że to było za mało na defensywę The Reds. Goście prowadzili dlatego, że ich obrona sprawiała wrażenie solidnego muru. Gospodarze nie mieli atutów, żeby ten mur sforsować, więc oglądanie tego meczu dla kibiców Citizens było frustrujące. W przeciwieństwie do wielu opinii krytykujących Savicia, nie byłbym taki ostry wobec niego. On ma 21 lat i nie można wymagać, że będzie grał jak ktoś z kilkuletnim doświadczeniem z Premier League. Dał się przepchnąć Carrolowi na początku meczu, no i potem spowodował karnego, ale potem grał praktycznie bezbłędnie. Zawodził cały zespół, który zaczął można powiedzieć lewą nogą.

Drugą połowę rozpoczął Liverpool. Gospodarze byli aktywniejsi, ale ciągle brakowało im tego przełamania pod bramką rywala. W 56 minucie fatalny błąd defensywy gości, ale Aguero po przedryblowaniu bramkarza nie trafił w bramkę. Kąt nie był taki ostry i to powinien być gol, ale ręka Pepe Reiny wszystko zmieniła. Trzy minuty później Hiszpan fantastycznie broni strzał po rzucie rożnym zawodnika City. Micah Richards był naprawdę bardzo, ale to bardzo blisko. W 66 minucie pojawia się Edin Dzeko. To było wzmocnienie dość rachitycznego ataku zespołu. Tylko że drużyna dalej nie mogła stworzyć stuprocentowych okazji. Liverpool już pilnował korzystnego wyniku. Grał tak właściwie całym zespołem w defensywie. Do końca meczu oglądaliśmy walenie głową w mur defensywy The Reds.

Druga porażka zespołu, ale nie ma co bić na alarm. Problemy zespołu są oczywiste – brak kreatywności z przodu i słaba forma napastników. Najlepsze okazje były po stałych fragmentach gry. Dlatego styczeń zapowiada się bardzo ciekawie. Wigan na wyjeździe, Spurs u siebie i rewanż na Anfield. Ciekawe, czy klub kogoś dokupi przed tymi meczami. To spotkanie po prostu nie wyszło zespołowi. Roberto Mancini musi pozbierać swoich piłkarzy. Na razie zespół ma szansę na trzy trofea w tym sezonie, więc nie jest tak źle. Oczywiście najważniejsza jest liga, a tam nic nie jest jeszcze przegrane. Jedno jest pewne, rewanż 25 stycznia. Można powiedzieć, że do przerwy jest 0-1. Co będzie dalej zależy od piłkarzy City.

PS Ciekawe ile komentarzy doczeka się wślizg Glena Johnsona z końcówki meczu. Dwiema nogami, kilka/kilkanaście centymetrów nad murawą. Mocny kandydat do czerwonej kartki, bo to wejście wyglądało gorzej niż wejście z meczu derbowego, a tu nie było reakcji arbitra.

O meczu na SkySports (relacja, oceny) klik.
Skrót klik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz