poniedziałek, 16 stycznia 2012

21 Gameweek Premier League


Kibicowanie Blackburn musi być niezwykle ciekawe. Ile emocji musi to dostarczać każdego dnia tak właściwie. Spotkanie z Fulham układało się źle od samego początku. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem arbitra okazało się, że nie zagra Chris Samba. Oficjalnie wirus, nieoficjalnie może też wirus, ale transferu do innego klubu. Wydaje się, że Kongijczyk opuści zespół, a Rovers nie mają już żadnego atutu, żeby zatrzymać podporę swojej defensywy w klubie. Dodatkowo w 23 minucie Yakubu, najlepszy strzelec zespołu (12 bramek w 15 meczach ligowych), ogląda czerwoną kartkę (zasłużona w 100%). Można się załamać w takiej sytuacji. Jednak pomocną dłoń wyciągnęli piłkarze Fulham. Nie potrafili wykorzystać stwarzanych okazji, stracili gola w ostatniej minucie pierwszej połowy i w pierwszej drugiej. Dlatego Blackburn opuściło strefę spadkową. Tylko od piłkarzy zależy, co dalej zrobią w tym sezonie.

Ciekawe też co zrobi Arsenal. Arsene Wenger winę za porażkę zrzucił na arbitra, który podyktował jedenastkę. Moim zdaniem sędzia tego meczu miał prawo tak postąpić, bo kontakt między zawodnikami był. Minimalny, ale arbiter był w takim miejscu boiska, że nie mógł podjąć innej decyzji. Nie rozumiem pretensji Francuza, bo jego zespół w defensywie gra w fatalnym stylu. Z taką obroną nie ma co marzyć o miejscu dającym Ligę Mistrzów. To już nawet zajęcie pozycji dającej europejskie puchary wydaje się za dużym wyzwaniem. Na razie wszystko zawodzi, a nie widać za bardzo jakiegoś impulsu na przełamanie się. Kontuzje? Każdy klub je ma, nie ma więc sensu zwalać winę za słabe wyniki właśnie na nie. Zresztą od menadżera powinno się wymagać, żeby myślał dwa kroki do przodu i miał odpowiedź na każde praktycznie zdarzenie losowe.

Co prawda czasami nie da się niczego zrobić, co pokazał Tottenham remisując z Wolves. Zaszkodziło mówienie o tytule. Londyński zespół nie może marzyć nawet o tym, żeby włączyć się do walki z duetem z Manchesteru. Na razie jest sześć punktów przewagi nad Chelsea oraz 10 nad dalszymi zespołami i trzeba się skupić na zajęciu trzeciego miejsca. W tym meczu sędziowie podjęli kilka błędnych decyzji, mających wpływ na wynik (nie powinno być rzutu rożnego przy bramce dla gości, czy nie było spalonego przy bramce Adebayora). Jednak to ostatecznie Tottenham nie był w stanie przełamać defensywy rywala. Słabiej zagrali praktycznie wszyscy piłkarze ofensywni, a w takich warunkach trudno o punkty. Dlatego na przyszłość jeden ważny wniosek płynie z tego meczu – nie mówić o walce o tytuł.

O tym może mówić i myśleć Manchester United, który przełamał serię dwóch porażek ligowych. Chociaż praktycznie do końca pierwszej połowy wydawało się, że nic z tego nie będzie. Wayne Rooney zmarnował rzut karny, a goście sprawiali wrażenie, że nieobecność Gary’ego Cahilla nie robi na nich większego wrażenia. Jednak w doliczonym czasie do pierwszej połowy Paul Scholes zdobył bramkę, a nadzieje gości na korzystny wynik właśnie wtedy uleciały hen w niebo. Co prawda Anglik zagrał tak, że zaprezentował cały wachlarz swoich ‘umiejętności’ (był więc wślizg na pomarańczową kartkę i zagranie piłki ręką, żadne z tych zagrań nie doczekało się jednak reakcji arbitra; oprócz tego gol i seria niecelnych podań), no ale na Bolton to wystarczyło. Najprawdopodobniej to jest spadkowicz z ligi, tak patrząc na zespół. W kalendarzu trudne mecze, w drużynie trudno dostrzec jakość, tak myślę, że ich los jest chyba przesądzony.

Najważniejszym meczem tej kolejki będzie jednak spotkanie dzisiejsze między zespołami Wigan i Manchesteru City. Czy gospodarzy stać na odebranie punktów rywalowi i czy goście mają już mini-kryzys za sobą, czy dopiero teraz rozpoczyna się wielkie załamanie wyników.

Skróty, tabela i terminarz po lewej stronie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz