niedziela, 1 stycznia 2012

19 Gameweek Premier League


Sypnęło noworocznymi niespodziankami w tej kolejce, które podejrzewam, że zniweczyły wiele wysłanych kuponów bukmacherskich. Pierwszy przykład z brzegu, Chelsea. Zaczęło się bardzo dobrze dla gospodarzy, bo bramką w 23 minucie. Wystarczyło tylko dowieźć wynik do końca. Chelsea Mourinho zrobiłaby to bez problemu. Jednak dzisiejsza Chelsea jest tylko cieniem zespołu, który rozbijał rywali w Premier League. Błędy w defensywie (nie dziwi więc transfer Gary’ego Cahilla z Boltonu, bo David Luiz czasami potrafi popełnić wszystkie grzechy na pozycji środkowego obrońcy), błędy w pomocy (piękna asysta Franka Lamparda przy trzecim golu dla rywala) i błędy w ataku (przy całej swojej przewadze i stwarzanych okazjach zero bramek z akcji w tym meczu). Co ciekawe rok temu londyńczycy po 19 meczach też mieli 34 punkty i zajmowali piąte miejsce. Można więc zapytać skąd te pretensje. Okienko transferowe powinno nieco wyleczyć pewne ubytki, ale walka o tytuł jest już raczej przegrana. 

Co prawda Manchester United przegrał swój mecz, ale … to się już raczej długo nie powtórzy. Mecz z Blackburn zaczął się tak pięknie. 70 urodziny menadżera świętował cały stadion, a potem zaczął się koszmar. Pierwszy gol dla gości błąd Dymitara Berbatowa. Po co faulował w polu karnym na oczach arbitra? Nie wiem. Christopher Samba niczego już by i tak nie zrobił z tą piłką w takim miejscu pola karnego. To nie jest zawodnik, który przedrybluje swojego przeciwnika i dośrodkuje piłkę, czy zdobędzie bramkę. Wydawało się, że niczego z tej akcji goście nie zrobią. Dostali karnego. Drugi gol to babol defensywy, bo Yakubu był sam na sześciu jak dobrze liczę obrońców, a mimo to, mając trochę niezbędnego w tym zawodzie szczęścia, zdobył bramkę. Dwubramkowym prowadzeniem goście nie cieszyli się długo, bo wydawało się, że Manchester wraca do gry. Lekkie przyspieszeni, pierwszy gol, potem drugi. Czekałem na trzeci, bo widziałem już wiele razy jak Czerwone Diabły wygrywały takie mecze. Mecze które tak się układają. Rywal się wyszumiał, zmęczył, a potem płaci cenę za swoje przeboje. Doczekałem się trzeciej bramki, ale … dla gości. Kolejny babol defensywy. David De Gea zaliczył pusty przebieg przy kornerze dla gości, a Grant Hanley po prostu dobił piłkę. Nikt nie zareagował. Nie pamiętam, żebym kiedyś oglądał tak koszmarnie broniący zespół Manchesteru United. Owszem, nie było dwóch podstawowych środkowych obrońców. Ale rywalem był zespół Blackburn. Drużyna która nie wygrała jeszcze w tym sezonie na wyjeździe, a u siebie zaledwie w dwóch meczach na dziewięć prób. Wreszcie drużyna, która na wyjazdach tylko dwa razy zdobyła więcej niż jedną bramkę. Nawet głębokie rezerwy mistrza Anglii były skazane na sukces, a zamiast tego będzie potrzebny cały wagon ‘suszarek’, którymi menadżer będzie obdarowywać swoich graczy. Manchester United zagrał słaby mecz, ale i tak wymagało to wielkiego spotkania od rywala. Jeśli potrzebowali jakiegoś pozytywnego impulsu na resztę sezonu, to trudno o lepszą rzecz. Teraz tylko muszą to wykorzystać.

Ciekawe czy Manchester United wykorzysta mały? kryzys Manchesteru City. Drugi mecz bez strzelonej bramki, pięć punktów uleciało przez okno. Czułem przed tym meczem, że o jego wyniku zdecyduje jedna bramka, ale nie sądziłem, że zdobędą ją gospodarze. Goście mieli sporą przewagę. Zepchnęli graczy gospodarzy do obrony i zmusili ich do ciężkiej pracy. Jedyne szanse z kontry, ale przez cały mecz tylko pięć celnych strzałów. Goście jedenaście. Brakowało im jednak spokoju, pewności, a czasami trochę szczęścia. W poprzednim meczu Mario Balotelli trafił w poprzeczkę, teraz Micah Richards i Edin Dzeko. No ale za to nie przyznaje się bramek. Gospodarze skoncentrowali się na przeszkadzaniu swoim rywalom w grze. Nie pozwolili im nabrać rozpędu, odnaleźć swojego tempa. Wreszcie nie pozwolili na zaskoczenie się jakim szybkim atakiem. Bardzo pieczołowicie pilnowali napastników rywala. Widać jak dużo dał efekt nowej miotły, bo z poprzednikiem zespół by przegrał. A tak nie dali rywalowi miejsca na boisku. Lee Cattermole i Craig Gardner biegali za każdą piłką. Żelazna kondycja tej dwójki, oraz wsparcie pozostałych graczy pozwoliło cieszyć się z trzech oczek na koniec meczu. Trzeba też dodać, że pomógł też asystent sędziego. Dong-Won Ji zdobył gola ze spalonego. Na tyle wyraźnego, że to powinno być zauważone. Tak się nie stało i sensacyjny wynik stał się faktem. Dlaczego mały kryzys Manchesteru City ze znakiem zapytania, że pozwolę sobie wrócić do pierwszego zdania tego akapitu? Na razie są dwa mecze z zerem z przodu, ale nie ma to przełożenia na pozycję w tabeli. Jednak teraz zaczyna się trudny okres. Liverpool dwa razy (raz w lidze i raz w pucharze) oraz Manchester United w pucharze Anglii. Jeśli następne trzy spotkania zakończą się trzema wygranymi, to ten dzisiejszy mecz zostanie szybko zapomniany. Jednak jeśli pojawią się remisy i porażki, to zacznie się wiwisekcja The Citizens.

Zakończę na zwycięzcach tej kolejki, a więc na zespole Kanonierów. Po cichutku zespół wdrapał się na czwarte miejsce w tabeli, mając dwa punkty przewagi nad najgroźniejszymi rywalami. Nie wiem jednak, czy menadżer Arsene Wenger nie podejmuje najbardziej ryzykownej gry ściągając na dwa miesiące Thierry Henry’ego. Po pierwsze on jest o cztery lata starszy. Nie wiem więc, czy nie będzie wymagać się za dużo od Francuza. 34 lata jak na napastnika, to dużo. Owszem, dwa miesiące to na tyle krótki okres, ze można jakoś to przeżyć, ale nie wiem, jaki efekt da spotkanie Francuza z nową hierarchią w szatni. Wreszcie nikt nie wie, czy nie zablokuje to Robina Van Persiego, który wcześniej mógł jedynie marzyć o roli lidera. Drużyna piłkarska jest bardzo delikatnym mechanizmem złożonym z +20 charakterów. Nie zawsze wybór najlepszych graczy da najlepszy zespół. Oni jeszcze muszą wzajemnie lubić grę w klubie, a praca nie może wzbudzać w nich jakichś negatywnych emocji. Czasami wystarczy do tego jeden komentarz w szatni, jedno zagranie na treningu. Dlatego też można spotkać się z sytuacjami, że jakiś dobry zawodnik nie robi kariery takiej, jak powinien. Dlaczego? Nie pasuje charakterologicznie do zespołu. Nie czuje się w nim dobrze, a zespół czasami nie czuje się dobrze z nim. Dlatego trzeba poczekać i zobaczyć, jak Kanonierzy będą funkcjonować już z Francuzem. Pięć spotkań w lutym może dostroić zespół, ale też zupełnie rozstroić go i o wyniki będzie wtedy bardzo trudno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz