wtorek, 20 grudnia 2011

Blackburn 1 – 2 Bolton


Mecz sezonu w grudniu? To dziwnie brzmi, ale oba zespoły stały przed tą kolejką na skraju przepaści. Zwycięzca zrobiłby mały kroczek w tył, a przegrany mały kroczek do przodu. Dlatego to spotkanie zapowiadało się tak pasjonująco.

Rozpoczęli gracze gości. I już w piątej minucie zdobyli gola. Obrona gospodarzy nie poradziła sobie z przerwaniem akcji rywala i zażegnaniem niebezpieczeństwa we własnym polu karnym i zapłaciła za to rachunek. Bardzo bolesny rachunek, bo teraz trzeba było gonić wynik. Odpowiedzi ze strony gospodarzy nie było. Groźniej atakowali raczej piłkarze Boltonu. Wśród piłkarzy Blackburn brakowało lidera. To trudny moment i żaden gracz nie potrafił, albo nie chciał, wziąć na swoje barki odpowiedzialności za wynik i zainspirować partnerów z zespołu do walki. W tym momencie trzeba było walczyć na murawie, a nie tylko próbować grać w piłkę. W 30 minucie ten mecz coraz wyraźniej zaczął zmierzać do końca. Bolton zdobywa drugą bramkę kontrując gospodarzy. Znowu defensywa Blackburn kompletnie zagubiona na boisku. Za łatwo piłkarze gości zdobywali teren, za łatwo groźnie atakowali. Tak właściwie każda ich akcja pachniała golem.

Pierwsza połowa fatalna w wykonaniu piłkarzy gospodarzy. Tak właściwie ani przez moment piłkarze gości nie musieli czuć się zagrożeni. Szybko zdobyte prowadzenie i kontrolowanie wydarzeń na boisku. Piłkarze Blackburn potrzebowali więc cudu i to bardzo szybko.

Drugą połowę rozpoczęli gospodarze licząc na jakąś odmianę. I zaczęli stwarzać okazje bramkowe. Brakowało jedynie skutecznego ich wykończenia. A czas upływał. Poprawa stylu gry nie dawała jednak bramek. Bolton ograniczył się tylko do kontrowania, czasami bardzo groźnego. W 67 minucie iskierka nadziei dla gospodarzy. Yakubu, fantastyczny finisz i obrona gości nie potrafiąca założyć skutecznej pułapki ofsajdowej. Do końca meczu gospodarze atakowali, momentami grali naprawdę dobrze, a goście kontrowali. Groźne akcje były z obu stron, ale wynik się nie zmienił.

Czy to był ostatni mecz menadżera Blackburn? Prawdopodobnie tak. Teraz zespół czekają dwa trudne mecze z czołówką, więc to dobry czas na zmiany. Steve Kean przegrał jednak przede wszystkim z właścicielami, którzy obiecywali gruszki na wierzbie tak właściwie. Zapowiadany transfer Ronaldinho tylko śmieszył. Menadżer miał przeciwko sobie cały stadion niemal od początku sezonu, a to na pewno nie pomagało. Nie tylko jemu, ale też piłkarzom. Zresztą o fanach Blackburn można powiedzieć wiele cierpkich słów. Nie tak powinno wspierać się drużynę. Zmiana jednak wydaje się koniecznością. Coś się wypaliło i Kean chyba tego już nie naprawi, patrząc na sceny po meczu i kibiców rzucających karnety. Kto może zostać nowym szkoleniowcem? Podobno szykowany jest Alan Shearer, ale nie wiem, czy będzie chciał podjąć się tego wyzwania. Jedno wydaje się pewne, prawdopodobnie oglądaliśmy w tym meczu jednego, a nawet dwóch spadkowiczów w tym sezonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz