środa, 28 grudnia 2011

18 Gameweek Premier League


Zadowolenie Arsenalu długo nie potrwało. W teorii mecz z Wolves wydawał się łatwym spacerkiem. Goście w meczach z czołowymi zespołami tracili po trzy bramki, a dwanaście w pięciu ostatnich spotkaniach ligowych. Biorąc pod uwagę formę Robina Van Persiego zwycięzca przed meczem był pewny. Tym bardziej, że po ośmiu minutach Arsenal prowadził już 1-0 po strzale Gervinho. Jednak następne 82 minuty meczu to było walenie głową w mur defensywy gości, a Wayne Hennessey nie miał zamiaru już kapitulować. Dlatego bramkarz gości został bohaterem meczu broniąc liczne okazje gospodarzy. Zabrakło bramki, lub bramek holenderskiego napastnika Arsenalu. Może to presja rekordu sprawiła, że za bardzo chciał. W końcu dwie bramki dzielą go od wyrównania rekordu Alana Shearera z 1995 roku (ilość bramek w roku kalendarzowym), więc jest już blisko i bliżej już chyba nie będzie. Jemu został jeszcze jeden mecz, ale już z Wolves powinien wymazać osiągnięcie Anglika. Jedno co powinno niepokoić fanów i kierownictwo Arsenalu, to zależność od bramek swojego napastnika. Od szóstej kolejki tego sezonu Holender nie zdobył bramki w meczach z Tottenhamem (porażka), Fulham (remis), Manchesterem City (porażka) i Wolverhampton Wanderers (remis). W pozostałych meczach on zdobywał bramki, a Arsenal trzy punkty. Dlatego wypadałoby się zaniepokoić.

Nie powinien niepokoić się za to Manchester City. Co prawda bezbramkowy remis z West Bromwich Albion jest czymś nowym dla piłkarzy tego klubu (poprzednio tylko Bayern Monachium nie pozwolił sobie strzelić bramki w starciu z Citizens), ale nie należy budować na tym jakichś daleko idących wniosków. Co prawda to powinna być przestroga dla klubu, bo rywale grając u siebie potrafili bronić się w dziewięciu, dziesięciu, a nawet całą jedenastkę piłkarzy mieć za linią piłki, ale zabrakło pewnego przebłysku magii piłkarskiej. Słabszy dzień miał David Silva, podobnie Sergio Aguero czy Samir Nasri. Pecha natomiast miał Mario Balotelli, którego strzał zatrzymał się na poprzeczce. Podejrzewam, że przebija się zmęczenie rokiem. W końcu to był trudny okres dla piłkarzy klubu. W ostatnich miesiącach musieli poradzić sobie z presją bycia na czele tabeli. Myślę jednak, że oni się pozbierają i całkiem możliwe, że już w meczu kolejnej rundy FA Cup (znów derby) pokażą na co ich stać.

Ciekawe jak na to zareaguje Manchester United. Po laniu w derbach zremisowali tylko jeden mecz w lidze, a ostatnio aplikują rywalom pięć bramek. Co prawda nie należałoby przeceniać tych wyników. Na rezultat meczu z Wigan wpływ miał arbiter usuwając z boiska gracza Wigan (nie mam pojęcia jak to mogła być czerwona kartka), ale to i tak nie zmieniło zwycięzcy. Podobnie nie zniknęły problemy stojące przed klubem. Na środku obrony musieli w ostatnim meczu grać Michael Carrick i potem Patrice Evra. Na takiego rywala to wystarczyło, na piłkarzy City nie wystarczy na pewno.

O ile walka o tytuł podejrzewam, że może potrwać długo, tak wyjaśnia się nam rywalizacja o trzecie i czwarte miejsca w lidze, za które czeka nagroda w postaci Ligi Mistrzów. Tottenham wydaje się już być pewny trzeciej pozycji, musi tylko utrzymać formę. W ostatnim meczu defensywa zagrała na zero bez Ledleya Kinga, a to może tylko pomóc. Ponieważ odradza się Gareth Bale (w ostatnim okresie był trochę przygaszony i nie pokazywał wszystkiego, a już zwłaszcza nie zdobywał bramek), Scott Parker już wtopił się w skład i stanowi jego integralną część, inni zawodnicy też dają z siebie dużo, więc nie dziwią cztery punkty przewagi nad Chelsea, pięć nad Arsenalem, czy siedem nad Liverpoolem. Pomyśleć, że piłkarze Spurs mają jeszcze mecz zaległy, to osiągnięcie budzi jeszcze większy szacunek.

Na szacunek zasługuje też postawa Blackburn. Po porażce z Boltonem (a jak ‘silny’ jest to zespół mogliśmy się przekonać w tej kolejce, gdy przegrał z Newcastle u siebie) wyjazd na Anfield brzmiał jak wyrok. Wyszedł jednak z tego punkt. To cenne tym bardziej, że na pięć osób grających zwykle w defensywie, cztery są kontuzjowane. Co prawda to dalej pięć punktów straty do bezpiecznego miejsca w tabeli, wsparcie od kibiców na własnym stadionie nie istnieje, ale może się uda. Chyba można trzymać kciuki za to, żeby Steve Kean pokazał wszystkim wątpiącym w niego kibicom, że potrafi on zrobić coś wielkiego i uratować klub przed spadkiem, a potem … zrezygnować. To byłaby taka nagroda dla wszystkich fanów wierzących w to, że zmiana menadżera uzdrowi wszystkie problemy klubu.

Terminarz: Strona BBC
Skróty 101GreatGoals oraz FootyTube

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz