niedziela, 16 października 2011

8 Gameweek Premier League


Mecz meczów angielskiej piłki nie był jednak tak ciekawy, jak tego oczekiwano. Goście byli chyba za bardzo zmotywowani przed tym spotkaniem. Po czterech porażkach w poprzednich latach na tym stadionie można było mieć respekt, ale nie aż taki. Bardzo defensywnie ustawiony Manchester był bardzo trudnym rywalem dla Liverpoolu, ale po remisie to gospodarze mogą czuć niedosyt. Bohaterem był w końcu David De Gea. Podejrzewam, że goście już rozpoczęli przygotowania do derbów, które w następnej kolejce i mecz z Liverpoolem nie był aż tak ważny, jak można było się tego spodziewać. The Reds mogą mieć dużo pretensji do siebie, bo nie potrafili udokumentować swojej przewagi. Może gdyby Rio Ferdinand zobaczył czerwoną kartkę, to wynik byłby inny. Z drugiej strony strata bramki spowodowała pojawienie się na boisku żądeł z Manchesteru, więc ta gra zmierzała do remisu. Czy podobnie będzie w derbach?

Raczej nie. Tam wynik remisowy nie zadowoli nikogo. Manchester City będzie chciał wygrać i odskoczyć na pięć punktów w tabeli od swojego rywala. Wynik meczu z Aston Villą może pokazywać, że to bardzo silna drużyna i tak jest, ale brakuje jej czasami mobilizacji, by przełamać defensywę rywala. Z reguły jest tak, że po zdobyciu pierwszej bramki gra zaczyna wyglądać lepiej. Przed tym jest nerwowość. W derbach może być podobnie. Spotkają się dwa bardzo równe zespoły, które praktycznie nie mają słabych stron. Dlatego nawet minimalna słabość może drogo kosztować.

Reszta zespołów w lidze wyraźnie odstaje manchesterskiemu duetowi. Chelsea jest trzecia, za tydzień może być druga, ale oglądając mecze londyńczyków trudno pozbyć się wrażenia, że to nie jest ta sama kategoria wagowa. Na razie drużyna jest w przebudowie, wprowadza się młodszych graczy, albo nowe zakupy, więc na razie ten mechanizm nie jest jeszcze naoliwiony. Walka o tytuł to za dużo, a na walkę o czwórkę to oni z kolei są za mocni. Dlatego nie będzie zaskoczenia, jak The Blues skończą w trójce.

Zaskakuje za to i to bardzo zespół Newcastle. Alan Pardew walczy o fotel selekcjonera reprezentacji? Kto wie. Na pewno ma jedną zaletę, właściwą narodowość. Teraz dodaje do tego wyniki. Przed sezonem nikt nie stawiał na Newcastle, zwłaszcza po Joey Barton-gate, a teraz drużyna jest czwarta w tabeli. Dwa razy w meczu z Tottenhamem to goście obejmowali prowadzenia, ale dwa razy je tracili. Nie potrafili wygrać bitwy w środku pola, uspokoić jakoś gry i zmusić przeciwnika do większego wysiłku. Duże słowa uznania za ten mecz należą się właśnie menadżerowi gospodarzy. Jego piłkarze grają znakomicie jak na swoje możliwości. Co prawda to raczej długo nie potrwa, ale na razie mogą być zadowoleni z osiąganych rezultatów.

Podejrzewam, że raczej nie jest zadowolone Wigan. Mecz z Boltonem był pojedynkiem na przełamanie się. Cztery porażki gospodarzy, sześć gości. Zamiast tego mieliśmy mecz na połamanie się. Takich błędów w defensywie dawno nie oglądałem. Tak właściwie piłkarze gospodarzy podarowali wygraną gościom. Trudno po takim spotkaniu znów natchnąć piłkarzy do wygrywania, a to jest potrzebne. Powiedziałbym nawet, że niezbędne, bo dystans do miejsc bezpiecznych zacznie się powiększać z każdą kolejką i kto nie załapie się na wyższe miejsca w tabeli, będzie musiał zacięcie rywalizować na jej dnie. To nigdy nie jest dobra sytuacja.

Zakończę na Kanonierach, którzy znów dowieźli trzy punkty do mety. Można stwierdzić, że ojciec tej wygranej, czyli Robin van Persie walczy. Ktoś powie że o Arsenal, ale ktoś cyniczny powie, że o nowy kontrakt w Manchesterze City, bądź innym klubie, który będzie chciał odnosić sukcesy. O wszystkich wadach Arsenalu napisały już wszystkie media i ten sezon zdaje się być tym, który doprowadzi do jakiejś zmiany. Na razie zespół korzysta z dobrej formy Holendra, ale co się stanie, jak znów pojawią się kłopoty ze zdrowiem? Dlatego nie snułbym optymistycznych planów na ten sezon.

Terminarz: Strona BBC
Skróty 101GreatGoals oraz FootyTube

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz