wtorek, 4 października 2011

7 Gameweek Premier League


Derby Liverpoolu miały swojego bohatera. Niestety, to był arbiter spotkania. Martin Atkinson zepsuł widowisko. Pomylił się przy czerwonej kartce dla Jacka Rodwella, a potem mieliśmy niekonsekwencję w ocenianiu przewinień. Dlatego szkoda mi Evertonu, bo Liverpool wcale nie był aż tak silny, jak mogłoby się wydawać. Coś umknęło z zespołu od momentu, gdy Kevin Keegan został menadżerem na stałe. Podejrzewam, że trudno to dostrzec, zwłaszcza jeśli stoi się na zewnątrz, jednak w takich meczach można to zauważyć. Everton ma w miarę dobry początek sezonu. To już nie jest masowe oddawanie punktów, jak w poprzednich latach. Dlatego kibice klubu mogli być optymistami przed spotkaniem. Jednak nic z tego nie wyszło, z uwagi na błąd arbitra. Gdy zespoły dzieli taka mała różnica, to taka pomyłka ma wielkie znaczenie.

Chyba nic też nie wyjdzie z walki o pierwszą czwórkę. Można praktycznie w ciemno zakładać, że znajdą się tam dwa zespoły z Manchesteru i dwa z Londynu. Newcastle jest na razie jesienną sensacją, ale to długo raczej nie potrwa. Dlatego na drugi zespół z Londynu, oprócz Chelsea, typowałbym Tottenham. Derby z Arsenalem pokazały, jaki dystans dzieli oba zespoły. Kanonierzy oczywiście wygrali posiadanie piłki (51-49 według BBC), ale ich starania pod bramką rywala przypominają działania wilka z bajki Trzy świnki i wilk. Wilk mówi chuchnę, i dmuchnę i domek Wam zdmuchnę, czyli zdobędę bramkę, a po meczu okazuje się, że to golkiper Arsenalu zapisał kilka dobrych interwencji, a nie Brad Friedel. W piłce nożnej chodzi o zdobywanie bramek. Nieważne jak, nieważne czym, nieważne jakiej urody, ważne, żeby one były. W Arsenalu tego nie ma i chyba klub pomału się rozchodzi. Potrzebne są jakieś zmiany, żeby zatrzymać ten proces, ale tego się pewnie nie doczekamy.

Doczekamy się za to zmian na dole tabeli. Los obszedł się bardzo źle z zespołem Boltonu. Spotkania z całą praktycznie czołówką pozostawiły swój ślad. W meczu z Chelsea swoje dołożyła również kontuzja bramkarza. Adam Bogdan, który zastąpił Jussiego Jaaskelainena, nie zaliczy tego dnia do udanych. Dwie poważne pomyłki, podarowanie tak właściwie tych bramek gościom, ustawiły wynik meczu. Wbrew pozorom nie ekscytowałbym się za bardzo tym, że Frank Lampard strzelił trzy bramki. Nie było Fernando Torresa, więc Anglik znów mógł być królem. Jednak co się stanie, jak wróci Hiszpan? Przed menadżerem jeden z najpoważniejszych problemów, jakie można sobie wyobrazić, bo ostatnie mecze pokazały, że ci zawodnicy nie mogą grać razem na boisku. Jak błyszczy jeden, to gaśnie drugi. Czy zgaśnie też Bolton? Niby mają przed sobą łatwiejsze mecze, ale trzech punktów nikt nie da im za darmo. Niepokój może budzić defensywa. Zespół traci zdecydowanie za dużo bramek. Kilka lat temu ich defensywa była bardzo szczelna, teraz mają już minus 12 w stosunku bramek. Pozbieranie zespołu może być trudne.

O Blackburn chyba nie ma co pisać. Ten klub dość konsekwentnie zmierza w przepaść. Pojawiają się głosy, bardzo wyraźne ostatnio, żeby zwolnić menadżera, ale obawiam się, że to nic nie da. W końcu czy to Steve Kean jest odpowiedzialny za wszystkie złe rzeczy w klubie? Defensywa wymaga jakiegoś impulsu, bo ani razu nie udało się zachować w tym sezonie czystego konta. Nie ma tak dobrych napastników, żeby naprawić wszystkie błędy obrony. Dlatego trochę trudno o optymizm. Może po przerwie na mecze reprezentacji uda się znaleźć lekarstwo na problemy klubu.

Terminarz: Strona BBC
Skróty 101GreatGoals oraz FootyTube

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz