poniedziałek, 26 września 2011

6 Gameweek Premier League


Kroczek w przód, kroczek w tył. Tak na razie rozwija się kariera Fernando Torresa w Chelsea. Kiedy wydawało się, że Hiszpan odzyskał już dawny blask i znów będzie postrachem każdego bramkarza w lidze, przyszła czerwona kartka. Kartka, nie bójmy się tego powiedzieć, bardzo głupia. Londyńczycy mieli mecz pod kontrolą, nie było żadnej potrzeby, żeby tak atakować gracza przeciwnika. Teraz trzy mecze odpoczynku od gry, co może zniweczyć pracę włożoną od początku sezonu. Doczekaliśmy się w końcu odsunięcia od składu Franka Lamparda. To trudny moment, kiedy lider drużyny nie gra już tak dobrze, jak jeszcze wczoraj. Dlatego decyzja menadżera żeby na razie Lampard był na ławce, jest na pewno odważna. Mistrzostwa z tego jednak nie będzie.

Manchester City miał problemy z pokonaniem Evertonu. Goście zaparkowali nie jeden, a nawet dwa autobusy w bramce i cierpliwie czekali na koniec meczu (8, 9, a nawet 10 graczy za linią piłki). Ustawienie to chyba 5-5-0, a jak dodamy bardzo dobry występ obrońców, to nic dziwnego, że gospodarzom szło tak kiepsko. W takich momentach górę biorą indywidualne umiejętności poszczególnych piłkarzy. W tym meczu pokazał je zarówno Sergio Aguero, jak i Mario Balotelli, który chyba dogadał się z menadżerem. To dopiero byłby sukces.

W tabeli nic się nie zmieniło za bardzo, dalej na czele dwa zespoły z Manchesteru. Piłkarze United pojechali do Stoke i zderzyli się z defensywną ścianą. Jednak ta ściana miała bardzo ostre kolce. Gdyby nie bramkarz gości, tak krytykowany ostatnio David De Gea, to spokojnie gospodarze wygraliby ten mecz. Zabrakło Wayne'a Rooneya, ale mimo wszystko nie przeceniałbym znaczenia tego rezultatu. Stoke w tym sezonie jest bardzo silną drużyną, podejrzewam, że wiele zespołów może stracić tam punkty. Tak więc to nie Manchester United był tak słaby, ale to gospodarze byli tak mocni.

Nie można tego samego powiedzieć o Arsenalu. Wynik meczu z Boltonem zdaje się sugerować, że kryzys został zażegnany, ale moim zdaniem jest za wcześnie, żeby tak mówić. Goście grają słabiutko w tym sezonie. Po zwycięstwie nad QPR w pierwszym spotkaniu, stracili 16 bramek w kolejnych pięciu meczach. Z taką defensywą nie ma czego szukać w Premier League. Kanonierzy o mało co, a zaczynaliby od wyniku 0-1, ale świetnie obronił strzał Wojciech Szczęsny. Dopiero w listopadzie będziemy mogli powiedzieć, czy kryzys został zażegnany, bo mecze w październiku zapowiadają się bardzo nieciekawie. To nie jest przypadek, że Arsenal ma trzy oczka przewagi nad strefą spadkową, a traci dziewięć do lidera. Dwa mecze na własnym boisku, które zakończyły się zdobyciem sześciu punktów, to były konfrontacje ze Swansea i Boltonem. W tych klubach chyba nikt nie myślał, że uda się coś ugrać na tym boisku. Jednak następni rywale mogą wcale tak nie myśleć, a zwiedzanie Londynu może zakończyć się kolejnymi ciężkimi porażkami.

Zakończę na sensacji sezonu, czyli Newcastle. Wydawało się, że zamieszanie na początku sezonu może skazać zespół na walkę o pozostanie w lidze. Teraz jednak mamy w lidze cztery zespoły, które jeszcze nie przegrały. Duet z Manchesteru, Aston Villę i właśnie Newcastle. The Toon mają bardzo ciekawą kombinację zawodników. Może nie są oni znani, ale trzeba dodać słowo jeszcze. Wydaje się, że oczyszczono atmosferę w szatni i teraz przed nimi dobra droga. Chyba nie mają za bardzo słabych punktów w składzie. Oczywiście jak forma opuści napastników, to będzie gorzej. Prędzej czy później przyjdą porażki, ale utrzymanie się lidze jest już chyba przesądzone. Wiem, że sześć meczów to za mało, żeby wyciągać takie wnioski, ale oglądając mecze tej drużyny można odnieść wrażenie, że piłkarzy łączy coś, co nazywa się bardzo często team spirit. Im się chce grać dla klubu, grać jak najlepiej potrafią. Dzięki temu mogą zajść wysoko, pod warunkiem, że znowu czegoś nie zepsuje właściciel.

Terminarz: Strona BBC
Skróty 101GreatGoals oraz FootyTube

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz