wtorek, 19 kwietnia 2011

Newcastle 0 - 0 Manchester United

Zastanawiałem się jak zespół Manchesteru zareaguje na porażkę w półfinale FA Cup. W końcu tej przegranej raczej nikt się nie spodziewał. No i już wiem, że nie zareagował w żaden sposób. Nie wiem jednak czy to oznaka kryzysu, czy tylko zadyszka, ale w kontekście starcia z Schalke nie wygląda to dobrze. Jeszcze defensywa zagrała solidnie, ale po drugiej stronie nie było takiego gracza, jakim jest Raul. Pomoc zagrała słabo, nie potrafiąc tak właściwie odcisnąć swego śladu na zespole rywala. W pierwszej połowie złapałem się za głowę, bo nie pamiętam meczu, kiedy Czerwone Diabły tak łatwo traciły piłkę przy próbach wyprowadzenia jej z własnej połowy. Atak to inna historia. Skoro Wayne Rooney wracał do linii pomocy i próbował pomóc w rozegraniu piłki, to drugi napastnik musi wziąć na siebie ciężar gry. Javier Hernandez próbował, ale zawodziło go przyjęcie piłki. Nie powinien dostać żółtej kartki za próbę wymuszenia karnego w końcówce, ale sędzia wyniku nie wypaczył. Michael Owen, który pojawił się na boisku w 80 minucie, chyba nawet nie dotknął piłki. No, może zrobił to raz albo dwa razy. Tak więc im dalej od własnej bramki, tym gorzej. Brakowało w grze United takiego jednego zgrabnego angielskiego słówka: flair. Trudno było im wdrożyć inny plan na grę, jak gospodarze pokazywali, że reklama na koszulce ma jednak znaczenie (Northern Rock). Reasumując, Czerwone Diabły straciły dziś dwa punkty, a pudło Ryana Giggsa może prześladować w snach każdego kibica, pod warunkiem, że ...

Arsenal wygra jutro derby na stadionie Tottenhamu. No i mecz z Man Utd u siebie. Jak Kanonierzy chcą coś uratować z tego sezonu, to los znów podaje im rękę. Jeśli wygrają te dwa mecze, to strata może wynosić tylko punkt. Reszta przeciwników też wydaje się do ogrania, a Manchester czeka spotkanie z Chelsea, czy z Evertonem na własnym stadionie. Dodatkowo Liga Mistrzów ze swoimi obciążeniami. Jeszcze niedawno wydawało się, że sprawa tytułu jest rozstrzygnięta. Zaczął jednak przygrywać lider, a Arsenal, mimo czasami radosnej gry w defensywie i braku planu B, może sam zgarnąć pierwsze miejsce w tabeli. Tylko musi wygrać każdy mecz do końca. Czy to nie piękny moment, by wskrzesić ducha The Invincibles z sezonu 2003-2004? Dlatego jutrzejszy mecz derbowy jest tak ważny i tak wiele od niego zależy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz