niedziela, 26 września 2010

6 Gameweek Premier League

Kolejka, w której po raz pierwszy przegrała Chelsea. Jednak o tym meczu później, a zacznę od innego londyńskiego zespołu, który sprawił sensację. Arsenal przegrał u siebie z West Bromwich.
Patrzenie tylko przez pryzmat wyniku nie odda nam całej prawdy o meczu. Goście normalnie przegraliby 8-9 spotkań na 10, a tutaj był ten jedyny raz. Nie można odmówić drużynie West Brom odporności psychicznej. Dwa słupki na początku gracza Arsenalu i obroniony przez Manuela Almunię rzut karny powinny odebrać jakąkolwiek nadzieję przeciwnikowi. Arsenal jednak nie był w tym dniu odpowiednio skoncentrowany. Trudno inaczej wytłumaczyć to, co się stało. Goście prowadzili nawet trzema bramkami przez moment, a defensywa Kanonierów grała fatalnie. Pierwszy gol to zasługa głównie bardzo statycznych obrońców. Drugi to autorskie dzieło Almunii. Trzeci to wspólne osiągnięcie bramkarza i defensywy. Jeden Samir Nasri nie wystarczył. Brakowało Cesca Fabregasa, ale to nie tłumaczy wszystkiego. Arsenal zagrał po prostu dziwnie słabo.
Podobnie moim zdaniem wypadła Chelsea. To był kiepski mecz lidera. The Citizens wyszli ustawieniem 4-5-1 i to sprawiło, że goście mieli kłopoty z konstruowaniem akcji. Jeśli dodamy do tego bardzo dobrze grającą linię defensywy, to nic dziwnego, że najlepszą akcją Chelsea było trafienie w poprzeczkę Branislava Ivanovicia. Fenomenalny rajd Carlosa Teveza był tym, co przesądziło o wyniku, ale nie można tu mówić o jakimś przypadku. Wygrała lepsza drużyna.
Z trudami życia w Premier League zetknął się zespół Blackpool. Goście mieli przede wszystkim szczęście. Samobójczy gol Charliego Adama, a potem chyba gol zdobyty ze spalonego, ustalający rezultat spotkania. Gospodarze robili dużo tak zwanego wiatru, ale brakowało wykończenia. Brakuje po prostu jakości w składzie. Ten sezon może być trudny dla Blackpool.
Rozczarował Tottenham. Spodziewałem się lepszego występu w meczu z West Ham, a dostałem coś bardzo przeciętnego. Brakowało wiary we własne możliwości po prostu. Nie wiem, czy to mecz Ligi Mistrzów gdzieś w głowie, czy może jakiś konflikt w zespole. Oglądając mecz, przyszła mi taka myśl do głowy. Coś chyba nie gra do końca tak, jak powinno.
Zakończę meczem Liverpoolu z Sunderlandem. One chyba muszą wiązać się z jakimiś kontrowersjami. Kiedyś gol z udziałem piłki plażowej, teraz potężne zamieszanie przy pierwszej bramce dla The Reds. Można powiedzieć, że bilans wyszedł na zero. Moim zdaniem uznanie tego gola to był błąd. Michael Turner odegrał piłkę do tyłu, do swojego bramkarza. To on miał wykonać rzut wolny. Zamiast tego pojawił się z niczego Fernando Torres, przejął piłkę i podał ją do Dirka Kyuta. Nic dziwnego, że padł gol. The Reds grali moim zdaniem słabo. Prowadzenie takiego klubu to trudna praca dla jakiegokolwiek menadżera i Roy Hodgson nie jest tu wyjątkiem. Wydaje się, że najbliższe tygodnie będą ciekawe dla klubu.

Terminarz: Strona BBC
Skróty 101GreatGoals oraz FootyTube

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz