środa, 12 maja 2010

Atletico Madryt 2-1 Fulham Londyn

Pierwsza poważniejsza akcja miała miejsce w 12 minucie. Nie dziwię się, bo finał rządzi się swoimi prawami. Tutaj jeden błąd może mieć olbrzymie znaczenie i mieć katastrofalne konsekwencje. Obawiałem się, że Fulham da się zdominować rywalowi. Przestraszy się atmosfery finału i klasy hiszpańskiego zespołu. Tylko że Atletico sprawiało podobne wrażenie. We wspomnianej minucie błąd popełnił Danny Murphy i Diego Forlan mógł otworzyć wynik meczu. Na szczęście trafił tylko w słupek. W 15 minucie Dickson Etuhu podarował Hiszpanom rzut wolny z bardzo dobrego miejsca. Mark Schwarzer pokazał jednak, że jest dobrym bramkarzem i taki strzał nie mógł go zaskoczyć. Odpowiedź Fulham to strzał Zoltana Gery. Jednak nic z tej próby nie wyszło. W 20 minucie bardzo ładny strzał Simona Daviesa, ale bez efektu. Potem zaczęła się zaznaczać coraz wyraźniejsza przewaga Atletico. Fulham miało problemy z wyjściem z własnej połowy. Anglicy nie potrafili przejąć, a następnie utrzymać się przy piłce. Nic dziwnego, że Atletico zdobyło gola. Co prawda był minimalny spalony, ale akcja hiszpańskiego zespołu bardzo dobra. Dokładne zagrania, odważne wyjście do przodu, tu nie było przypadku. Fulham praktycznie nie istniało. W ich akcjach brakowało tego ostatniego, kluczowego podania. Atletico za to grało dużo spokojniej. Ale Fulham zdobyło bramkę z niczego tak właściwie. Wydawało się, że jest po akcji, że obrona Atletico panuje nad sytuacją. Jednak nie, a gola zdobył Davies. Atletico odpowiedziało strzałem Jose Antonio Reyesa, ale on nie mógł wyrządzić jakiejkolwiek krzywdy. Potem seria rzutów rożnych hiszpańskiej drużyny, na szczęście bez poważniejszego zagrożenia. Tylko że Fulham nie potrafiło za bardzo wyjść z własnej nie tylko połowy, ale nawet z 30 przed własną bramką. Do przerwy wynik jednak się nie zmienił.

Brak zmian w przerwie. Obraz gry podobny. Duża przewaga Atletico i próby kontrataków Fulham. Jak Anglicy utrzymali się trochę przy piłce, to i zaczęło się robić cieplej pod hiszpańską bramką. Fenomenalną okazję miał Zoltan Gera, ale źle przyjął piłkę, ta mu uciekła i szansa na zdobycie bramki przepadła. Były za to pretensje bramkarza Atletico o wejście Węgra. Moim zdaniem przypadkowe, nie zasługujące na żadne upomnienie. W 55 minucie zmiana. Bobby Zamora nie wytrzymał trudów meczu i przegrał z kontuzją. Zastąpił go Clint Dempsey. Co ciekawe Atletico przestało grać. Fulham miało inicjatywę. W 60 minucie znów przypadkowa akcja, odbita piłka, zamieszanie, strzał Daviesa i fantastyczna obrona Davida de Gei. Forlan natomiast znów, nie do powstrzymania. Na szczęście jego podanie było niecelne. Ale znów przewaga Atletico i kontrujące Fulham. Coraz wyraźniej zaznaczała się przewaga Hiszpanów w czysto piłkarskich umiejętnościach. Tylko że ta przewaga nie przekładała się na poważniejsze zagrożenie bramki przeciwnika. Fulham im bliżej końca, tym coraz bardziej statystowało. W 89 minucie dobrą akcję zmarnował rezerwowy, Erik Nevland, który pojawił się na boisku za Damiena Duffa. Zbyt szybko i zbyt mocno dośrodkował w pole karne. W doliczonym czasie gry za to duże zdenerwowanie, bo mógł być rzut karny. Na szczęście Fulham dojechało do dogrywki. Szczerze mówiąc to bardziej Atletico rozczarowało.

Dogrywka. Zaczęło się tak samo, czyli nijako. W 96 minucie Nevland znowu bardzo niecelnie. Niby Atletico było aktywniejsze, ale nic z tego nie wynikało. Zniknął gdzieś Forlan. Nie, nie zmienił go trener. Makabrycznie dużo niecelnych zagrań z obu stron. Zmęczenie obu zespołów było wręcz namacalne. Oczekiwanie na serię rzutów karnych też było bardzo widoczne. Wydawało się, że Atletico zdobyło bramkę. Fantastyczny rajd Forlana, ale podania nikt nie dobił. Skończyło się tylko boczną siatką. Zaczęło się ostatnie 15 minut spotkania. I zaczęły się faule na zawodnikach Fulham, ale z rzutów wolnych nic nie wychodziło. Oba zespoły grały zrywami, z których nic nie wynikało. Jednak ten cios przesądzający wynik meczu zadało Atletico. Akcja napastników, Aguero opanował piłkę i dośrodkował. Forlan dołożył umiejętnie nogę i Schwarzer nie miał szans. Fulham już nie miało atutów, którymi mogłoby doprowadzić do wyrównania. Owszem, próbowali, ale to nie mogło dać efektu. Takiego, którego chcieliby Anglicy. Tak więc Atletico Madryt triumfatorem pierwszej edycji Ligi Europejskiej, następcy Pucharu UEFA.

Atletico było lepsze dzisiaj i miało lepszych piłkarzy. To indywidualne umiejętności madryckich zawodników przesądziły wynik spotkania. Fulham miało swój plan na finał i realizowało go bardzo konsekwentnie. Może gdyby Bobby Zamora był w pełni zdrowy inaczej by to wyglądało. To był bardzo dobry sezon Fulham, tylko zakończony porażką. Bardzo mi szkoda londyńskiego zespołu, ale taki jest futbol. Tylko jedna drużyna mogła wygrać i niestety nie byli to londyńczycy.

1-0 Diego Forlan 32'
1-1 Simon Davies 37'
2-1 Diego Forlan 116'

Skrót pewnie się pojawi na 101 Great Goals
Wiedziałem klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz