czwartek, 1 kwietnia 2010

Liga Mistrzów 2010 (VI)


Ten wynik to w pewnym sensie rewanż za ten słynny finał. Bramka też padła w końcówce, tylko nie mogę pozbyć się wrażenia, że piłkarze Manchesteru myślami byli przy meczu z Chelsea. Szybko strzelony gol praktycznie ustalał zwycięzcę dwumeczu i nawet dobra gra Bayernu nie mogła tego za bardzo zmienić. Wyrównanie? Rykoszet. Takie coś się zdarza. Natomiast za ostatnią bramkę meczu zgaduję, że poleciało w szatni wiele suszarek. Takiego błędu w defensywie mistrza Anglii podejrzewam, ze już długo nie zobaczymy. Zresztą tak czy siak najpoważniejsza strata Manchesteru to kontuzja Wayne'a Rooneya. Według optymistycznych prognoz angielski napastnik ma wrócić do gry za dwa tygodnie. To chyba bardzo optymistyczne stanowisko, bo Rooney prawdopodobnie wróci pod koniec kwietnia. Nie ma się co spieszyć, bo czekają MŚ. Wracając do rewanżu, cóż, jak mam być szczery nie widzę w nim Bayernu. Co prawda Old Trafford można zdobyć, ale bez przesady.



Kolejny rewanż udany. Trudno inaczej zinterpretować ten wynik. Dla Lyonu jedyną właściwie szansą na jakiś triumf w sezonie jest wygrana w Lidze Mistrzów. Nie da się? Santiago Bernabeu już raz zdobyli, kto im broni zrobić to raz jeszcze. To znaczy był remis, ale on zalicza się zdecydowanie do kategorii tych zwycięskich. W tym meczu była pełnoprawna wygrana, dająca w rewanżu margines na błędy. Wydaje się, że w tej parze Lyon już jedną nogą awansował. Teraz to Bordeaux musi się namęczyć.



Mimo jednobramkowego zwycięstwa faworytem, bardzo wyraźnym faworytem, jest włoski zespół. W meczu na własnym stadionie piłkarze Interu dali się wykazać bramkarzowi CSKA, którym jest Igor Akinfiejew. On był wręcz idealnym zakupem w grach z serii Football Manager. Młody, zdolny, bijący na głowę konkurencję. Stety, niestety pozostaje wciąż w rosyjskiej lidze, a to sprawia, że trudno śledzić rozwój tego bramkarza. Czasami przychodzi taki mecz, jak ten w Lidze Mistrzów, gdzie możemy w pełni poznać skalę talentu piłkarza. Reszta składu raczej nie gra na tym poziomie. Rewanż? Inter wydaje się być zbyt mocnym przeciwnikiem, żeby pozwolić sobie na stratę awansu. Nie mówiąc o tym, że Jose Mourinho by wtedy chyba wyszedł z siebie.



Do 66 minuty wydawało się, że goście wygrają spokojnie ten mecz. Fakt że pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem zakrawał na cud. Zastanawiałem się, co w przerwie zrobił pozytywnego z piłkarzami Arsene Wenger i chyba nic, bo zaledwie pół minuty po wznowieniu gry padł gol dla Barcelony. Gol jak najbardziej zasłużony, bo goście mieli dużą przewagę. Można się doszukiwać pewnego błędu Manuela Almunii, ale już bez przesady. Hiszpański bramkarz zagrał i tak znakomite zawody. Potem drugi gol dla Barcy, po tym jak drzemkę ucięła defensywa Kanonierów i wydawało się, że losy tego meczu są rozstrzygnięte. Wtedy na boisku pojawił się Theo Walcott, który na oczach selekcjonera zdobył bramkę i dał nadzieję gospodarzom. Pod koniec meczu zapisał się Cesc Fabregas, który wiedząc, że nie może już zagrać w rewanżu (kartki), doprowadził do czerwonej kartki dla Carlesa Puyola i wykorzystał rzut karny. Doznał jednak, wykonując ten stały fragment gry, kontuzji i tak właściwie obie drużyny kończyły w dziesiątkę. W rewanżu Cesca nie będzie. Szans Arsenalu upatrywać można w tym, że cztery dni po meczu rewanżowym z Kanonierami Barcelonę czeka starcie w Madrycie z Realem. Tylko czy to będzie mieć znaczenie? Wydaje się, że nie, ale rewanż zapowiada się bardzo ciekawie.

3 komentarze:

  1. a ja mam małą nadzieję, że w półfinale nie zobaczymy żadnej angielskiej ekipy... oczywiscie wiem że do tego daleko i wszystko się może zmienić, ale to by było całkowicie wyjątkowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwóch w finale raczej nie będzie ;)
    Pytanie otwarte kto odpadnie teraz. Żebyśmy się nie zdziwili, jak awansuje jednak Arsenal.

    OdpowiedzUsuń
  3. Barca grała do 70 minuty i wtedy mało kto dawał jeszcze jakieś szanse Arsenalowi. 20 ostatnich minut odmieniły całkowicie losy dwumeczu co jest dobre dla rywalizacji, ale trochę zakrywa przewagę Barcy. Oczywiście daleko mi do świętowania awansu Barcelony (chociaż tego bym chciał oczywiście ;) ), ale wynik 2-2 na wyjeździe dalej jest bardziej na rękę drużynie z Hiszpanii. Tak jak mówię, chciałbym w dalszych grach zobaczyć Barcę, ale jeśli Arsenal zdoła wygrać ten dwumecz to będę trzymał za Kanonierami. Szkoda mi będzie Barcy, ale lubię Arsenal bo fajnie się ogląda ich mecze. Ważne żeby było widowisko, a Barca niech wygra chociaż Lige Hiszpańską, LM ma dla mnie mniejsze znaczenie.

    OdpowiedzUsuń