wtorek, 30 marca 2010

Liga Mistrzów 2010 (VI)


Jedna francuska drużyna w półfinale, to chyba najważniejsza wiadomość z tego dwumeczu. Przypomina się Monaco z 2004 roku i ich droga do finału. Dla Lyonu to w pewnym sensie spełnienie marzeń. Przez wiele lat drużyna rządziła w kraju, ale nie odnosiła sukcesów w Europie. Sukcesów takich, jakie chciała. W ostatnich sezonach klub przemeblował skład, teraz wydaje się, że w lidze raczej za dużo nie zwojuje (2 punkty straty do Bordeaux i dwa mecze rozegrane więcej), ale zostaje Liga Mistrzów. Co prawda skończy się ta przygoda na półfinale raczej, ale na razie jest szansa na rewanż dla Lyonu za porażkę w lidze. Podejrzewam, że bardzo bolesną, bo poniesioną na własnym stadionie. Nie mówiąc o tym, że to przecież Bordeaux zdetronizował Lyon w kraju. Teoretycznie w lepszej sytuacji jest zespół z Akwitanii. Nie dość że rewanż na własnym stadionie, to jeszcze pewna przewaga psychologiczna nad rywalem wyniesiona z ligi. Nie podejmuję się jednak oceniać który zespół awansuje. Moim zdaniem obie drużyny mają przed pierwszym meczem po 50% szans na zrealizowanie swojego celu, jakim jest awans.



Patrząc na tę parę od razu przypomina się finał z 1999 roku. Tamten mecz przyniósł wiele emocji i dwie bramki w końcówce. Radość jednych, niedowierzanie drugich. Tak więc jest to rewanż za wielki mecz. Tylko że od tego czasu mam wrażenie, że Bayern zrobił krok w tył, a Manchester krok w przód. Naprawdę nie sądzę, że niemiecki zespół ma poważniejsze szanse na awans. Owszem, będzie mobilizacja, ale to raczej nie wystarczy. Mogą mieć szczęście, takie jak w meczach z Fiorentiną, ale to byłaby chyba przesada.



Najlepiej ten dwumecz podsumował chyba Chris Toy, twórca Studs Up, w tym komiksie klik. Nie da się ukryć, że w tych meczach Arsenal będzie dokładnie w takiej pozycji, w jakiej są rywale Kanonierów w lidze. Oczywiście nie wszyscy, ale ci którzy starają się stłamsić Arsenal swoją fizycznością. Londyński zespół będzie musiał zagrać podobnie, bo pójście na wymianę czysto piłkarskich ciosów może skończyć się bolesną porażką. Nie oszukujmy się, Barcelona to nie tylko Leo Messi. Tak właściwie każdy gracz katalońskiej drużyny może skrzywdzić Kanonierów. Obecność Cesca Fabregasa nie będzie miała tutaj większego znaczenia. Może hiszpański pomocnik się wyleczy, może zagra, ale naprawdę, nie widzę większych szans Arsenalu. Nie sądzę też, że Arsene Wenger wymyśli coś z niczego.



W półfinale czeka chyba ten wymarzony przeciwnik na finał, ale dwa najtrudniejsze mecze w tej edycji Ligi Mistrzów dla Interu to właśnie spotkania z CSKA. Na pewno zdaje sobie z tego sprawę Jose Mourinho, który bacznie śledzi poczynania rywala. Między innymi dlatego wydaje się, że ta rywalizacja skończy się łatwym i pewnym zwycięstwem włoskiej drużyny. Tylko że teraz Inter musi, a CSKA może. To trochę inna sytuacja dla włoskiego zespołu. W końcu przed meczami z Chelsea nikt nie postawiłby Interu w roli faworyta. Teraz to dość oczywiste, a z tym wiąże się o wiele większa presja. Nie mówiąc o tym, że trochę głupio byłoby odpaść po wyeliminowaniu The Blues. Inter powinien wygrać, ale to mogą być dwa ciężkie spotkania, kto wie czy nie zakończy się ta rywalizacja rzutami karnymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz