poniedziałek, 29 marca 2010

32 Gameweek Premier League

Wydarzeniem tej kolejki jest łomot jaki spuściła Chelsea zespołowi Aston Villi. Nie przywiązywałbym jednak do tego wyniku nadmiernej uwagi. Chelsea musiała się zrehabilitować za stratę punktów z zespołem Blackburn, zwłaszcza przed własnymi kibicami. Po drugie kontuzja Didiera Drogby wymusiła zmiany w składzie. Najbardziej skorzystał z nich Frank Lampard, który wbił w tym meczu cztery bramki. Wreszcie Aston Villa. Ktoś musi przekonać Martina O'Neilla że robi gdzieś błąd w przygotowaniach przedsezonowych, ewentualnie podczas sezonu. Co roku praktycznie jest to samo, zespół prowadzony przez niego nie ma w marcu siły do walki. Puchary europejskie nie przeszkadzają, bo zespół odpadł z nich jeszcze w sierpniu. Puchary krajowe? Wydaje się że kadra zespołu jest na tyle silna, że nie powinna tego zauważać. No a jednak marzec jest fatalny. Pięć spotkań i zawrotne sześć punktów. W tamtym sezonie w czterech meczach był punkt. Jeszcze w poprzednim pięć meczów, dwa punkty. Ten sezon wygląda i tak lepiej, ale to dlatego że był wygrany mecz z będącym wówczas bez formy Wigan. Wydaje się, że sen o Lidze Mistrzów znów się nie spełni.

Chyba też nie spełni się sen Arsenalu o tytule. Do meczu z zespołem Birmingham City Kanonierzy przystępowali mając sześć wygranych z rzędu. To był trudny mecz, taki jakiego można było się spodziewać. Mecz, w którym duże znaczenie miała siła fizyczna obu zespołów. Wejście w Cesca Fabregasa, które odebrało mu chęć do gry i mocno zdenerwowało Wengera po meczu nie było kolejnym elementem walki świat przeciwko dzieciom Wengera, tylko po prostu ostrą, męską walką. Nie dziwię się, że francuski menadżer po meczu nie wytrzymał. W 81 minucie Samir Nasri zdobył gola, który wydawało się, że przesądza losy meczu. Potem Arsenal wyprowadził kilka kolejnych ataków, wynik ciągle oscylował wokół 0-1.5, aż przyszło ostatnia minuta. To miłe, że Manuel Almunia postanowił zaćmić występ Łukasza Fabiańskiego przeciwko Porto. Nie oszukujmy się, ten gol na 1-1 to w dużej mierze zasługa bramkarza Kanonierów. Ciekawe czy to będzie kosztować Arsenal tytuł. Cztery punkty straty do lidera, na sześć kolejek przed końcem, to niebezpiecznie duży dystans.

Wiadomo też już mniej więcej kto spadnie. Portsmouth, ukarane odjęciem punktów, ma tylko iluzoryczne szanse na pozostanie w lidze. Los Burnley też wydaje się być jasny. Nawet jak uznamy, że karny był wyciągnięty z kapelusza, to drużyna wygrywająca dwa razy od 31 października jest po prostu za słaba na grę w Premier League. Trzeci spadkowicz to trochę większa zagadka, bo dość niespodziewanie do tego grona wskoczyła drużyna West Ham. Tak się zastanawiam czy to nie jest celowo wywołane tylko po to, by móc przebudować klub po swojemu. Sześć porażek z rzędu nie wyglądałoby tak strasznie patrząc na to, z kim Młoty grały wyjazdy w tym czasie. Jednak trzy mecze u siebie też przyniosły zero punktów. Nie wiem co się dzieje za kulisami klubu, ale ktoś mógł dojść do wniosku, że spadek nie jest taki zły. Można wtedy przebudować zespół, uporządkować finanse, tylko że najpierw trzeba spaść. Ciekawe czy tak postanowiono w klubie.

Dzisiaj wieczorem odbędzie się za to bardzo ważne spotkanie. Manchester City podejmie Wigan i jeśli wygra, to chyba nic go nie zatrzyma w drodze do małego mistrzostwa Anglii. Liverpool? Dwa mecze rozegrane więcej i spotkanie z Chelsea przed nimi. Tottenham ma Tour de France przed sobą ;). Mecze z Arsenalem, Chelsea i dwoma Manchesterami nie rokują nadziei na zdobycie wielu punktów. Aston Villa pokonała się sama, zostają więc Citizens.


Terminarz

Skróty 101GreatGoals oraz FootyTube

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz