poniedziałek, 15 marca 2010

30 Gameweek Premier League

Wydaje się że znamy już coraz więcej odpowiedzi. Chyba już wiemy kto spadnie. Portsmouth to o wiele bardziej skomplikowana sprawa i tam nie pomoże nawet cud. Nic chyba też nie uratuje zespołu Burnley. Ich mecz na własnym stadionie z Wolverhampton był spotkaniem nie o sześć, ale o kilkanaście punktów. Pomyłki w defensywie kosztowały gospodarzy bardzo wiele. Pierwszy gol nie powinien paść, drugi to olbrzymi przypadek. Wolves wcale nie byli zdecydowanie lepsi, ale w tym meczu szczęście zdecydowanie im sprzyjało. Na razie to wystarczyło, ale wydaje się, że to będzie dwójka spadkowiczów. Będę bardzo zaskoczony, jak Wilki się uratują.

Owen Coyle natomiast odnajduje się w Boltonie. Derbowe spotkanie z Wigan zakończyło się efektowną wygraną jego zespołu. Wygraną, która jakoś tak nie pasuje do drużyny Boltonu. Cztery bramki i zero z tyłu? Rzadki widok, widać jak bardzo odmienił ten zespół nowy menadżer. Coyle pokazał w Burnley, że zna się na tej pracy i wydaje się, że opuścił ten okręt w ostatnim możliwym momencie. Bolton chyba zapewnił sobie spokojną przyszłość w Premier League.

Walka o tytuł schodzi pomalutku w cień walki o miejsce dające prawo gry w Lidze Mistrzów. Rywalizacja czterech zespołów zapowiada się bardzo ciekawie. Wydaje się, że w tej grupie największe szanse ma Manchester City, ale podejrzewam, że do ostatniej kolejki będzie trwała ta rywalizacja. Na razie będą się pewnie przeplatać zwycięstwa z remisami, a może nawet z porażkami. Na pewno będzie ciekawie, w końcu tutaj walka toczy się o duże pieniądze i o potwierdzenie statusu dużego klubu.

Podobnie wygląda rywalizacja o tytuł mistrzowski. Trzy walczące o niego zespoły wygrały swoje spotkania. Najwięcej pracy miał Arsenal. Bez swojej największej gwiazdy praktycznie do końca meczu remisował z Hull. Wtedy błysnął Nicklas Bendtner. Duńczyk chyba odnalazł formę i strzela ważne bramki. Ciekawe czy może być Drogbą Arsenalu. W meczu Chelsea pachniało niespodzianką, fenomenalną bramkę zdobył Scott Parker, ale siła składu The Blues okazała się decydująca. Nie należy jednak zapominać o tym, że trudne mecze dopiero przed Chelsea. Wracając do meczu Kanonierów, stanowiskiem zapłaciłem za nie Phil Brown. Nie podejmuję się oceniać, czy to była przedwczesna decyzja, czy nie. Moim zdaniem Hull jest na tyle słabą drużyną, że walka o utrzymanie się w lidze czeka ten zespół praktycznie co sezon. Moment zwolnienia też raczej niezbyt szczęśliwy. W końcu po trzech meczach u siebie wydawało się, że wszystko co najgorsze już za zespołem Hull. Owszem, potem były cztery porażki, ale trudno było oczekiwać jakichś większych zdobyczy punktowych w tych meczach. Najważniejsze spotkania czekają ten zespół teraz. Jeśli następca nie czeka w gotowości i nie zacznie składać zespołu od razu, to może być bardzo trudno.

Czekałem na mecz Liverpoolu, wietrząc jakąś sensację i się nie doczekałem. Portsmouth jest po prostu zbyt słabym zespołem, by coś ugrać na Anfield. Ten mecz zakończył się tak właściwie po 30 minutach, bo w tym czasie goście stracili trzy bramki i to było widać, że już nie wierzą w triumf. Zresztą nie wiem czy piłkarze wierzą już w cokolwiek. Klub się sypie i potrzebuje cudu. Nowego właściciela, który ureguluje wszystkie długi zespołu (drobne sto milionów funtów). To jest smutne, zwolnieni zostali na razie pracownicy klubu. Piłkarze walczą o kontrakty w innych klubach, bo w Portsmouth tak właściwie została już tylko spalona ziemia. Spadek do Championship jest tak właściwie oczywisty. Kibicom pozostaje wiara, że to pozwoli wyplątać się z długów, przebudować skład i kto wie, może za kilka sezonów wrócić do EPL. Jak sytuacja będzie się rozwijać w złym kierunku, to klub Portsmouth przestanie istnieć.

Skróty 101GreatGoals oraz FootyTube

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz