sobota, 24 października 2009

Przed meczem Liverpool - Manchester United

Rzadko się zdarza, że faworyta takiego spotkania można tak łatwo wskazać. The Reds przegrali cztery ostatnie spotkania, strzelając w nich zaledwie jedną bramkę. Zakaz wnoszenia piłek plażowych niewiele pomoże, bo defensywa liverpoolskiego zespołu traci prawie dwie bramki na mecz ostatnio. Świadomość faktu, że ewentualna porażka może ostatecznie przekreślić szanse na tytuł (10 punktów straty do lidera to bardzo, bardzo dużo) na pewno nie pomaga. Do tego dochodzą kontuzje. Para Steven Gerrard i Fernando Torres może rozmontować każdą defensywę, pod jednym warunkiem. Ci zawodnicy muszą być zdrowi, a tak przecież nie jest. Prawdopodobnie do ostatnich minut przed meczem sztab medyczny Liverpoolu będzie walczył o to, by ci gracze wystąpili w tym spotkaniu, ale wtedy rodzi się pytanie o ich przygotowanie fizyczne. W końcu do walki z mistrzem Anglii trzeba być gotowym na 100% i bycie gotowym na 99.9% to za mało.

Na dokładkę mamy osobę menadżera klubu. Nieprzypadkowo pisałem rok temu, że poprzedni sezon był tym, w którym Liverpool powinien wywalczyć tytuł. Teraz z każdym sezonem zapowiada się, że będzie gorzej. Polityka transferowa Hiszpana budzi mieszane uczucia i nie trudno pozbyć się wrażenia, że klub czasami błądzi ściągając graczy. W końcu jak inaczej można wytłumaczyć fakt, że wciąż nie ma zawodnika, który mógłby regularnie pomagać ikonom klubu w trudach ligowego sezonu. Beniteza nikt jednak nie zwolni, z jednego bardzo prostego powodu. Kontrakt, który podpisał, obowiązuje do 2014 roku. Podpisano go po fantastycznych spotkaniach i wygranych z Realem 4-0 oraz Manchesterem United 4-1, ale tamtego Liverpoolu już nie ma. I tak właściwie niewiele wskazuje, że się nagle pojawi.

Manchester United ma co prawda swoje problemy (najpoważniejszy to kontuzjowany Wayne Rooney), ale jest w o wiele lepszej sytuacji niż rywal. Dodatkowo piłkarze pamiętają, a jak zapomnieli to przypomni im o tym menadżer, że w poprzednim sezonie przegrali dwa razy z The Reds i czas na rewanż. Ciekawe czy pamiętają, że jak rok temu grali ze sobą, to Torres i Gerrard zaczynali mecz na ławce. To może dawać pewną nadzieję drużynie gospodarzy. Rozpatrując inne rzeczy to tej nadziei nie ma. Oczywiście to może być magiczne spotkanie, które zakończy się zwycięstwem Liverpoolu, ale to raczej mało prawdopodobne. Chociaż kto wie, co Rafa Benitez wymyśli tym razem. W tym momencie to od niego zależy najwięcej.

Mecz w niedzielę, od 14:55 na antenie Canal+ Sport.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz