poniedziałek, 14 września 2009

5 Gameweek Premier League 2009

W tej kolejce odbyło się kilka spotkań, które w pewnym sensie decydują o tym, gdzie są walczące w nich zespoły. Choćby pierwsze spotkanie z brzegu, pojedynek Tottenham - Manchester United. Wydawało się, że mecz zaczął się perfekcyjnie dla gospodarzy. Jermaine Defoe trafił do siatki w 38 sekundzie. Goście zrewanżowali się fantastycznym uderzeniem z rzutu wolnego Ryana Giggsa (aż strach patrzeć kiedy się urodził). I od tego czasu tak właściwie kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku. Przed przerwą dołożyli drugą bramkę i nie wybiła ich z równowagi czerwona kartka, którą obejrzał Paul Scholes. Kolejnego pięknego gola zdobył Wayne Rooney i skończyło się wyraźnym zwycięstwem gości. Piękna seria zwycięstw gospodarzy została przerwana, chociaż można mówić o pewnym pechu. W końcu gdyby nie kontuzje (Luka Modrić złamał nogę) to podejrzewam, że Spurs byliby trudniejszym rywalem.

Drugim meczem, który miał takie prestiżowe znaczenie, było spotkanie Manchesteru City z Arsenalem. Co wiemy po tym spotkaniu? Citizens są silni. Nie chcę używać słowa monstrualnie silni, ale potwierdzają, że mają bardzo dobrze ułożony skład. Tak właściwie każdy rywal może się niepokoić, kiedy przychodzi mu zagrać przeciwko tej drużynie. Co prawda walka o tytuł to jeszcze raczej za wcześnie, ale kto wie, może to będzie funkcjonować. Na razie mają jeszcze problemy z utrzymywaniem się przy piłce, co pozwala rywalom na swobodę na boisku, ale jednocześnie potrafią po mistrzowsku kontrować. W tym momencie potrzebują jedynie czasu, by dograć te wszystkie elementy. Szkoda tylko, że nagłówki ukradł Emmanuel Adebayor swoim zachowaniem. Kopnięcie w twarz Robina van Persiego (Holender trochę w tym pomógł swoim wślizgiem, ale sądzę, że Ade mógł tego uniknąć), potem radość po bramce obliczona na zdenerwowanie kibiców gości to nie jest coś, na co łaskawie spojrzą władze ligi. Patrząc na sportowy punkt widzenia, to te spotkania można podsumować wynikiem. Manchester 2-0 Londyn.

Kolejnym spotkaniem o podobnym ciężarze gatunkowym były derby Birmingham. Zdecydowanie ten mecz nie zostanie reklamówką ligi. Mało akcji, mało takich czysto piłkarskich emocji. Przez większą część meczu wydawało się, że oba zespoły satysfakcjonuje jeden punkt. W końcówce obudzili się goście, ale skoro jedna akcja przesądza o wyniku meczu, to pokazuje że to nie było wielkie widowisko. Villa wyraźnie pokazuje, że porażka w pierwszym spotkaniu to był przypadek.

Bardziej się niepokoję drużyną Portsmouth. Pięć spotkań bez wygranej to nie przypadek. Trudno też być optymistą. Wydawało się, że Bolton jest takim przeciwnikiem, którego można dość łatwo pokonać. Jednak to goście dwa razy obejmowali prowadzenie i choć dopiero trzecia bramka zdecydowała o wyniku, to Portsmouth nie potrafiło przeważyć szali meczu na swoją korzyść. Jak na razie to pewny kandydat do spadku.

W następnej kolejce derby Manchesteru. Zapowiada się fantastyczny mecz.

Bramki: 101 Great Goals i Footytube.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz