czwartek, 9 kwietnia 2009

Liga Mistrzów (VI) 2009

Liverpool 1-3 Chelsea

Zaskakujące. Nawet bardzo zaskakujące, bo Liverpool nie traci z reguły tylu bramek na własnym stadionie. Jeśli Rafa Benitez "odpuścił" ten mecz, koncentrując się na walce o tytuł, to jeszcze można to wytłumaczyć. Gorzej, dla The Reds, jak Hiszpan znalazł większego mistrza taktyki od siebie. W końcu mecz wydawał układać się znakomicie dla gospodarzy. Bramka w szóstej minucie dość jasno wskazywała zwycięzcę, patrząc zwłaszcza na historię spotkań między tymi drużynami. Jednak Chelsea grała ofensywnie, nie starała się utrzymywać wyniku 1-0, ale starała się strzelić bramki. Okazje marnował Didier Drogba, okazje marnowali gracze gospodarzy, aż do 39 minuty, gdy do siatki trafił Branislav Ivanović. Z rzutu rożnego, co przy defensywie Liverpoolu nie powinno się zdarzyć. Potem drugie trafienie serbskiego obrońcy, znów z rzutu rożnego, bramka Drogby i godzinę po bramce Torresa ten mecz się właściwie zakończył. Jak to czasami detale decydują o wyniku. W Chelsea był Michael Essien, w Liverpoolu nie było Javiera Mascherano. Defensywni pomocnicy są z reguły w cieniu tych wszystkich ofensywnych graczy, ale takie mecze pokazują, jak ważną rolę pełnią.

Rewanż jest sprawa otwartą, ale powrót Liverpoolu jest bardzo wątpliwy. Co prawda niedawno gracze The Reds potrafili wygrać na Old Trafford 4-1, ale Chelsea o tym wie i wie o tym Guus Hiddink. Rafa Benitez może zaskoczyć rywala i osiągnąć awans, ale nie wiem, czy rywalizacja o tytuł nie przesłoniła teraz już całego świata. W końcu mistrzostwo dla Liverpoolu byłoby historycznym triumfem, łamiącym w pewnym sensie hegemonię Manchesteru United w Premier League. Biorąc pod uwagę wrażliwość defensywy Czerwonych Diabłów, pokazaną w ostatnich meczach, to chyba najlepszy moment na zaatakowanie pozycji lidera. W takich okolicznościach zwycięstwo w Lidze Mistrzów wydaje się być mało istotne.

Barcelona 4-0 Bayern

Taki wynik nie jest żadną niespodzianką, bo biorąc pod uwagę ostatnie występy Bawarczyków, ich słabość jak mecz im się nie układa i wypowiedzi przedmeczowe Josepa Guardioli, nie mogło być innego rezultatu. Do pierwszej bramki Bayern jeszcze jakoś wyglądał, a potem wszystko rozsypało się kompletnie. Z przodu był Franck Ribery i nikt inny. Z tyłu były błędy defensywy i szalejąca Barcelona. Cztery bramki to najniższy z możliwych wyników, bo gospodarze mogli strzelić kilka kolejnych bramek. Po przerwie tempo było już niższe, bo Barcelona była usatysfakcjonowana wynikiem, a Bayern nie był w stanie czegoś zdziałać. Widać było, jak każda kolejna bramka obdzierała zespół z pewności siebie.

Rewanż? Jak się mecz ułoży po myśli Bayernu to może być ciekawie, ale Barcelona jest za silnym rywalem, żeby zlekceważyć przeciwnika. Po prostu losy tego dwumeczu już zostały rozstrzygnięte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz