niedziela, 1 marca 2009

27 Gameweek Premier League

Liverpool przegrał tytuł. Przed tym spotkaniem szanse, bardzo bardzo małe, były. Teraz, po porażce z Boro, ich już nie ma. Siedem punktów do Manchesteru, jeden mecz rozegrany więcej i spotkanie na Old Trafford. Tradycyjnie zostaje Liga Mistrzów, bo w kraju ligi na pewno się nie zwojuje. Mecz z Middlesbrough wydawał się dość łatwą przeszkodą. Gospodarze nie potrafili zdobyć bramki od 10 stycznia, dwie bramki w jednym meczu po raz ostatni zdobyli na początku listopada. Wiadomo że każda seria kiedyś musi się skończyć, ale dlaczego akurat miałaby teraz? Jednak okazało się, że gdy nie ma Fernando Torresa, nie ma happy endu. Hiszpan doznał kontuzji w meczu Ligi Mistrzów i bardzo szybko potwierdziło się to, o czym mówiło tak wiele osób. Nie można losów sezonu tak uzależnić od zdrowia jednego napastnika. To trzeba zaliczyć jako błąd Rafaela Beniteza. Nabil El Zhar, Dirk Kuyt i Ryan Babel mieli swoje szanse, ale ich nie wykorzystali. Gdy do siatki trafił Xabi Alonso (ale nie do tej, co trzeba), to już zupełnie wkradły się nerwy. Marnowanie kolejnych sytuacji, kłopoty z ich stwarzaniem, kolejna bramka dla Boro, koniec szans na tytuł.

Podobny dołek formy ma Arsenal. Z jednej strony trener musi być zadowolony, bo w tym roku stracono tylko dwie bramki w lidze. Z drugiej musi być bardzo wkurzony, bo w czterech ostatnich było również zero z przodu. Nie wiem czym wytłumaczyć tę słabość ofensywną Kanonierów, ale jeśli się utrzyma, to będzie źle. Czwarte miejsce wydaje się być poza zasięgiem, a za plecami jest Everton. Oni mogliby udzielić pewnej lekcji Arsenalowi, bo strzelali bramki mając kontuzjowanych napastników. Jeszcze trochę i Arsenal będzie walczył o piąte miejsce, a nie czwarte. Niby niewielka różnica, ale jakże bolesna dla budżetu.

Na szczęście dla Arsenalu pomocną dłoń wyciągnęła Aston Villa. To chyba jest kryzys, który dopadł zespół z Birmingham. Trzy mecze bez wygranej, odpadnięcie z Pucharu UEFA. Pozostaje liga, na którą szykowane są wszelkie rezerwy. Do 88 minuty wydawało się, że wszystko się powiedzie. Prowadzenie dwiema bramkami, gra w miarę pod kontrolą, pozostawało czekać na końcowy gwizdek. No i wtedy coś się zepsuło. Stoke zdobyło dwie bramki a Villa stanęła. Jak się szybko nie pozbierają, to czwarte miejsce jest zagrożone.

Nie wspomniałem o Chelsea. Londyńczycy się męczyli z Wigan, co nie dziwi. The Latics są bardzo niewygodnym rywalem, dodatkowo ten mecz im się udał. Początek mieli świetny, praktycznie nie popełniali błędów jako cały zespół. Potem Chelsea zdobyła bramkę i mecz wyglądał zupełnie inaczej. Londyńczycy się pozbierali, zaczęli grać lepiej, stwarzać sobie okazje. Tylko że ich nie wykorzystali. Mogło się to zemścić, gdy w 82 minucie do siatki trafił Oliver Kapo. Jednak w doliczonym czasie gry, w 91 minucie, bramkę zdobył Frank Lampard. Złamane serca Wigan, cieszy się Chelsea. Wygląda to tak, jak przewidziałem. To The Blues będą najgroźniejszym rywalem Manchesteru United.

Czerwone Diabły w tej kolejce pauzowały w lidze, ale grały finał Carling Cup. Rywalem był broniący tego trofeum Tottenham. Przed 120 minut dominowała defensywa. Sir Alex Ferguson kopiuje nieco Arsena Wengera, bo wystawił kilku młodych zawodników. Zła wiadomość dla polskich kibiców, Tomasz Kuszczak na ławce. Grał Ben Foster i zagrał bardzo dobrze. Przeglądając różne portale zachwyty nad jego grą nie milkną. Nic dziwnego, Anglia czeka na bramkarza. A jeszcze jak ten bramkarz zagra dobry mecz, to zachwytom nie będzie końca. Jak ktoś miał wątpliwości jaką pozycje w klubie ma Kuszczak, to teraz już chyba się ich wyzbył. Manchester wygrał i jest w drodze po pięć trofeów. Klarownych sytuacji nie było zbyt wiele, potrzebne były rzuty karne, a tam Foster jednego obronił. To chyba podłamało zawodników Tottenhamu, bo przegrali rzuty karne 1:4. Tak więc tytuł dla Manchesteru United.


Skróty video na FootyTube
oraz na 101 Great Goals

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz