czwartek, 26 lutego 2009

Udinese 2-1 Lech

Lech zaczął bardzo odważnie. Gracze Udinese, wzmocnieni Antonio Di Natale, chyba nie myśleli, że to jest możliwe. W 13 minucie gol dla polskiej drużyny, który daje awans. Podrażnieni tym Włosi wrzucili wyższy bieg, jednak nie byli w stanie poważnie zagrozić bramce Ivana Turiny. Potem mieliśmy długi okres wzajemnych ataków, ale bez takiego wyraźnego zagrożenia z obu stron. Ale Lech nie musiał się starać o kolejną bramkę. To musieli zrobić Włosi.

Po przerwie zaatakował odważniej włoski gospodarz. Jednak przez długie momenty Lech bronił się bardzo mądrze. Wybijał przeciwnika z rytmu, utrzymywał się przy piłce, normalnie tak, jakby to nie był polski zespół. Niestety w pewnym momencie poznaniacy cofnęli się za głęboko. Udinese wyrównało i miało z powrotem awans. Natychmiastowej reakcji Lecha to nie spowodowało. Były problemy zwłaszcza z utrzymaniem się przy piłce. Lech momentami próbował na stojąco zrobić akcję, a tak się nie da. Udinese wyglądało o wiele lepiej, zdecydowanie podkręcili tempo. Zbył łatwo gracze włoskiego zespołu przedostawali się przez szyki obronne Lecha. Semir Stilić praktycznie zupełnie wyłączony z gry. Nawet stałe fragmenty gry nie przynosiły większego pożytku. Komentatorzy zaczęli marudzić o złym arbitrze, co to kartek nie daje i faworyzuje jedną drużynę. Jednak największa wina spoczywała na graczach Lecha. Włosi grali bardzo dojrzale, szanując piłkę i nie pozwalając Lechowi praktycznie na nic. Zgodnie z zasadą "my mamy piłkę, nie ma jej rywal, a skoro jej nie ma, to nic nam nie zrobi" Udinese po prostu bardzo mądrze się broniło, od czasu do czasu kontrując. To nie jest silna drużyna, ale nawet takie potrafią dużo sprawniej operować piłką. Jedna z kontr praktycznie zakończyła mecz. Asamoah na szczęście trafił tylko w poprzeczkę. No ale potem "Kikut, rany boskie..." i skończyły się emocje.

Tak więc Lech odpadł. Nie przez Marcina Kikuta, ale przez mecz w Poznaniu. W rywalizacji pucharowej trzeba wykorzystać atut własnego boiska. Nie mamy jeszcze tak silnych zespołów, żeby odrabiały one straty na wyjeździe. Lech i tak osiągnął coś wielkiego. Za to każdy kibic polskiej piłki powinien być wdzięczny i podziękować trenerowi Franciszkowi Smudzie oraz piłkarzom, co niniejszym czynię. Za rok będzie lepiej!

0:1 Rengifo 13'
1:1 Simone Pepe 57'
2:1 Antonio Di Natale 91'

Bramki: klik

1 komentarz:

  1. 100% zgody. Już niestety zdążyłem usłyszeć, że Lech nic nie osiągnął. Przy naszej mizerii pokazali kawał fajnej, choć chaotycznej gry. W końcówce tego (pozytywnego i ofensywnego)chaosu zabrakło, choć trzeba przyznać, że to rywal skutecznie trzymał piłkę. Nie mniej jednak jakoś po oczach kuło, że Udinese nawet się specjalnie nie musiało bronić. Lech pierwszy i ostatni raz w końcówce nie wyglądał jakby rzucił wszystko na jedną kartę.

    A tak swoją drogą to po golu Di Natale jeszcze raz byliśmy w polu karnym, a gol dawał dogrywkę. Niestety znowu piłkę dostał Kikut. Nie ma co kopać leżącego, mecz, zdaje się, ewidentnie go przerósł. Niestety wydatnie została ukazana krótka ławka Lecha... może przydałby się Piotr R.?

    Pozdrawiam
    raven vel olbrot

    OdpowiedzUsuń