sobota, 21 lutego 2009

Anglia - Włochy, czyli Liga Mistrzów 2009

Jeden tytuł notki znalazłem już niestety w Gazecie Wyborczej, trzeba było wymyślić drugi. Pierwsza runda pucharowa jest zdominowana przez pojedynki angielsko-włoskie. Przewaga tych pierwszych jest oparta na zmianie sposobu myślenia. Grają lokalnie, myślą globalnie. Dlatego podbijają rynki w Azji, Australii i Amerykach, a ostatnio nawet myślą o Afryce. W końcu jakie zyski można zebrać, jak liczbę sympatyków danego klubu szacuje się w milionach? Jest niebezpieczeństwo oderwania się od kibiców żyjących lokalnie, ale i tak stadiony będą pełne. Pomysł na 39 spotkanie w sezonie nie wziął się z niczego. Po prostu, wielkie kluby w Anglii grają już w innej lidze. To już nie jest tylko piłka nożna. Nie jest to też sam marketing, bo tak próbował podążać Real Madryt i nic z tego nie wyszło. To jest połączenie piłki na wysokim poziomie i marketingu na wysokim poziomie. Wiadomo, że nikt nie zbuduje stadionu na 20 milionów miejsc tak, żeby chociaż część kibiców mogła oglądać regularnie mecze. Ale korzysta się z tego, że świat jest globalną wioską. Gdzie można oglądać mecze swoich ulubionych drużyn w telewizji, gdzie można kupić bilet przez Internet, przelecieć się do Anglii i być na stadionie. Może to będzie doświadczenie, które się nie powtórzy w życiu. Ale kibic to zapamięta i będzie kupował koszulki, w oficjalnym sklepie usytuowanym w jego kraju. A o to przecież chodzi.
Tylko że angielskie kluby mają jednego przeciwnika. To historia. W ostatnich latach nie zdarzyło się, żeby tytuł wywalczyła drużyna, grająca w tym samym kraju co poprzedni zwycięzca. W sezonach 79/80, 80/81 i 81/82 Puchar Europy (bo wtedy o Lidze Mistrzów nawet nie śniono), wygrywały kolejno Nottingham Forest, Liverpool i Aston Villa. To był ostatni taki przypadek. Jednak od tego czasu piłka nożna tak się zmieniła, że takie samo pozostało jedynie boisko i zasada, że wygrywa ten, kto strzeli więcej bramek.
Nie wiem kto, wyjdzie zwycięsko w tych meczach. Można wskazywać faworytów, ale i tak na końcu wszystko zweryfikuje boisko. A na nim może decydować wszystko. Zwłaszcza coś tak ulotnego, jak forma dnia. Finał włosko-hiszpański mnie jednak nie zdziwi.

Atletico - Porto
Atletico - drugie miejsce w grupie D, bilans 3-3-0; bramki 9-4
Porto - zwycięzca grupy G, 4-0-2; 9-8
Patrząc na historię rozgrywek w ostatnich latach, to faworytem jest zespół Porto. Od wielu lat grają w Lidze Mistrzów i zazwyczaj odpadają właśnie teraz. Zmieniają się trenerzy, piłkarze, ale portugalski klub chyba znalazł swoją niszę. Rewanż grają u siebie, co też jest czynnikiem im sprzyjającym. Z drugiej strony mamy Atletico, drużynę, w której straszy para dobrych napastników (Sergio Aguero i Diego Tristan), jednak są pewne wątpliwości. Zmienili niedawno trenera, a mecz z Getafe (całkiem niedawno) pokazał ich pewną słabość. Dodatkowo mają na głowie trudne mecze w lidze. To jest właśnie dylemat, odpuścić Ligę Mistrzów, by zagrać w niej za rok, czy nie odpuszczać, ryzykując tym, że odpadniemy z walki w lidze o czołową czwórkę. Jednak niezależnie od tego dylematu, to Porto powinno wygrać. Doświadczenie na tym etapie rozgrywek to rzecz, której nie można nie doceniać. Atletico tego nie ma.

Lyon - Barcelona
Lyon - drugie miejsce w grupie F, 3-2-1; 14-10
Barcelona - zwycięzca grupy C, 4-1-1; 18-8
W tej parze jest jeden tak wyraźny faworyt, że trudno sobie wyobrazić inny scenariusz niż awans Barcelony. Katalończycy oczarowali świat, swoją grą i swoimi wynikami. W kraju już praktycznie mają tytuł (7 punktów przewagi nad wiceliderem z Madrytu), mimo pewnej zniżki formy ostatnio, w Pucharze Hiszpanii są jedną nogą w finale, a w Lidze Mistrzów mają jednego z łatwiejszych rywali. Lyon odpadał w ostatnich latach właśnie w tej rundzie, chociaż rok temu było blisko niespodzianki w starciu z Man United. Dodatkowo ich uwagę zaprząta rywalizacja w lidze francuskiej, gdzie nie mają już takiej pozycji, jak w ostatnich sezonach. Może Barcelona nie wygra w pierwszym meczu, ale rewanż na własnym stadionie powinien zapewnić odrobienie praktycznie jakichkolwiek strat. Jedyne, czego trzeba się wystrzegać, to zlekceważenie przeciwnika.

Arsenal - Roma
Arsenal - drugie miejsce w grupie G, 3-2-1; 11-5
Roma - zwycięzca grupy A, 4-0-2; 12-6
Dla jednych, jak i dla drugich, to praktycznie jedyna szansa na jakiś tytuł w tym roku. Arsenal ma co prawda jeszcze szansę w FA Cup, ale to daleka droga. Natomiast w Lidze Mistrzów czeka drużyna, która chyba nabawiła się pewnego kompleksu angielskich zespołów. Rzymianie przegrywali z Manchester United, ale to przecież jeden z najsilniejszych klubów na świecie. Arsenal na pewno tak silny nie jest, ale chyba powinien wystarczyć na Romę. Naprawdę trudno doszukiwać się jakichś pozytywów dla Rzymian. Kanonierzy, na ten moment, są silniejsi. Nie zmieniają tego nawet kontuzje kluczowych graczy. Nadzieja dla Romy to wykorzystać słabszą grę Arsenalu na swoim stadionie. Po raz ostatni, w lidze, strzelenie dwóch bramek udało się w listopadzie.

Inter - Manchester United
Inter - drugie miejsce w grupie B, 2-2-2; 8-7
Manchester United - zwycięzca grupy E, 2-4-0; 9-3
Od czego tu zacząć, z jednej strony mistrz Włoch, z drugiej mistrz Anglii. Z jednej Jose Mourinho, z drugiej Sir Alex Ferguson. Oba zespoły powinny grać w finale, niestety los skojarzył je już teraz. Jose Mourinho wie, że zatrudniono go po to, by wygrał coś w Europie. Do wygrywania we Włoszech wystarczył Robert Mancini. Od Portugalczyka oczekuje się czegoś więcej. Przeciwko Anglikom jest historia. W ostatnich latach obrońca trofeum odpadał właśnie w tej rundzie. Mam jednak wrażenie, że triumf w Moskwie nie rozbroił tej drużyny. Dalej są głodni sukcesu. Same mecze będą raczej pokazem wyczekiwania, zdecyduje najprawdopodobniej jedna bramka. Lekką przewagę mają Czerwone Diabły, bo drugi mecz zagrają u siebie. Ale czy to wystarczy? Tym bardziej, że w pierwszym meczu nie zagra Nemanja Vidić, a to poważne osłabienie.

Real Madryt - Liverpool
Real Madryt - drugie miejsce w grupie H, 4-0-2; 9-5
Liverpool - zwycięzca grupy D, 4-2-0; 11-5
Z jednej strony mamy drużynę prowadzoną przez trenera wręcz rozmiłowanego w takich pojedynkach. Z drugiej mamy szkoleniowca, który nie dał sobie rady w Anglii. Teoretycznie wszystko jest proste w tej parze. Lepszy menadżer i chyba jednak lepsza drużyna przemawiają na korzyść The Reds . Tylko że gracze Realu wiedzą, że im pozostała tylko Liga Mistrzów. Dodatkowo mają szkoleniowca, który w miarę zna Liverpool. Na pewno wie, jakie są problemy tej drużyny. Linia ataku, która nie wygląda zbyt okazale, już została skomentowana przez Juande Ramosa. Dodając do tego walkę Liverpoolu o tytuł (no, nie zwracajmy uwagi na szczegóły i na zbliżający się mecz z Man United), to może być decydujące. Real postara się najprawdopodobniej rozstrzygnąć losy rywalizacji już w Madrycie i nie zdziwię się, jak to mu się uda. Gdzieś na uboczu jest konfrontacja Fernando Torresa i Jose Reiny kontra Real.

Chelsea - Juventus
Chelsea - drugie miejsce w grupie A, 3-2-1; 9-5
Juventus - zwycięzca grupy H, 3-3-0; 7-3
Kilka dni temu, gdy tworzyłem ten wpis, byłem bardzo zaniepokojony tym, co się stanie z Chelsea. W końcu Juventus wraca po trzech latach, odbył karę za korupcję i na pewno będzie chciał przypomnieć o sobie w Europie. Dodatkowo trenerem jest Claudio Ranieri, który chyba będzie chciał się zrewanżować za zwolnienie w 2004. Na tym tle Chelsea, osierocona niedawno, nie wyglądała na mająca wiele atutów. Guus Hiddink dopiero zaczyna pracę w Londynie i trudno oczekiwać, że pd razu odmieni zespół. Ale potem zobaczyłem mecz w Birmingham, gdzie przeciwnikiem była Aston Villa. Jeśli Hiddink w kilka dni potrafił tak wszystko poukładać, że wyszedł z tego starcia z trzema punktami, to teraz już się nie martwię. Owszem, Juventus sprawi kłopoty, nie będzie łatwo, ale kwestia kto awansuje, już jest rozstrzygnięta.

Villarreal - Panathinaikos
Villarreal - drugie miejsce w grupie E, 2-3-1; 9-7
Panathinaikos - zwycięzca grupy B, 3-1-2; 8-7
Niemal dwie zupełnie przypadkowe drużyny. Panathinaikos ledwo awansował z grupy, będąc o włos od odpadnięcia. Zaczął od jednego punktu w trzech meczach, by zakończyć rozgrywki grupowe trzema wygranymi. Villarreal wyeliminował Celtic, co było pewną niespodzianką. Dla jednych i dla drugich awans z grupy to sukces. Hiszpanie na pewno będą wracać do sezonu 2005/06, kiedy przegrali z Arsenalem w półfinale. Grecy chyba do sezonu 2001/02, kiedy w ćwierćfinale byli blisko wyeliminowania Barcelony (wygrali 1-0 u siebie i prowadzili 1-0 na Camp Nou). Na pewno wspomnienia hiszpańskie są żywsze, jednak to nie one zdecydują o losach dwumeczu. Villarreal jest po prostu silniejszy i powinien zakończyć ten dwumecz swoim zwycięstwem.

Sporting - Bayern
Sporting - drugie miejsce w grupie C, 4-0-2; 8-8
Bayern - zwycięzca grupy F, 4-2-0; 12-4
Trochę w cieniu rywalizacji włosko-angielskiej, ale zapowiada się ciekawe starcie. Jedni i drudzy walczą w lidze. Bayern celuje w tytuł, Sporting martwi się o to, by zająć miejsce dające prawo gry w Lidze Mistrzów. Z jednej strony jest Jurgen Klinsmann, którego chyba wszyscy pamiętają z gry w Tottenhamie, czy pracy z reprezentacją Niemiec. Z drugiej jest Paulo Bento, który Sporting doprowadził do pewnej stabilizacji wyników. Faworytem jest Bayern. W ostatnich latach grał lepiej w Lidze Mistrzów, ma chyba lepszych piłkarzy, tylko osoba trenera budzi pewne kontrowersje. Tylko że kłopoty w Bundeslidze wynikają też z tego, że wyrównał się jej poziom. W UCL Niemcy grają bardzo dobrze i prawdopodobnie Sporting pokonają. Drugi mecz odbędzie się w Monachium, co tylko może im pomóc.

Rewanże 10 i 11 marca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz