wtorek, 20 stycznia 2009

Liverpool 1-1 Everton

Bardzo byłem ciekawy, jak drużyna gospodarzy zareaguje na stratę pozycji lidera. W końcu po ostatnich tyradach Rafy Beniteza, skierowanych pod adresem Manchesteru United, można było oczekiwać walki, pasji i zaangażowania. Jednak tego nie było. Może dlatego, że Hiszpan zwleka z podpisanie nowego kontraktu? Nie wiem czy to ma wpływ na jego graczy. W meczu derbowym nie pokazali za bardzo tego, że chcą wygrać. Co najgorsze nie było również widać jakiejś głębszej myśli taktycznej. Teoretycznie najsilniejszy skład, a przez długie fragmenty spotkania praktycznie zerowe zagrożenie pod bramką rywala. Owszem, Everton przeszkadzał jak mógł, ale tego przecież można było się spodziewać. Dziwne było to, że więcej pracy miał jednak Jose Reina, a nie Tim Howard. Plan The Reds na rozmontowanie defensywy rywala ograniczał się głównie do indywidualnych wysiłków poszczególnych graczy. Fernando Torres starał się i pracował bardzo mocno, ale nawet on nie trafił w świetnej sytuacji do siatki. Gra skrzydłami leżała, ani Albert Riera, ani Dirk Kuyt nie potrafili stworzyć zagrożenia z tego sektora boiska. I pewnie skończyłoby się wynikiem bezbramkowym, gdyby nie Steven Gerrard. Ile ta drużyna jemu zawdzięcza? Gdyby The Reds mieli dwóch Gerrardów, to pewnie co roku biliby się o tytuł do ostatnich minut ostatniego meczu. Niestety mają tylko jednego. Jego strzał w 68 minucie przełamał tę całą niemoc gospodarzy i wydawało się, że zapewni trzy punkty i fotel lidera. Ale defensorzy Liverpoolu nie upilnowali Tima Cahilla, który zmylił wszystkich i trafił do siatki.

Wnioski na przyszłość? Fatalne dla Liverpoolu. Nie widać tej formy, która mogłaby dać tytuł, którą prezentuje ostatnio Manchester United. To nie przypadek, że Czerwone Diabły odrobiły straty do swego rywala (w pewnym momencie to było osiem oczek). Znowu remisy zaczynają prześladować piłkarzy Rafy Beniteza (sześć w ostatnich dziewięciu meczach ligowych), znowu jak trwoga, to do Gerrarda. To wstyd, że przez tyle lat nie udało się pozyskać zawodnika, który miałby podobną zdolność do przesądzania losów meczu. Jeśli Anglik zacznie się zastanawiać, czy w ogóle wywalczy kiedyś ten tytuł z Liverpoolem, to będzie źle. Lata lecą, Gerrard ma już ich 28, a tego najważniejszego trofeum w Anglii wciąż nie wywalczył. W pewnym momencie może powiedzieć dość i spróbować szczęścia gdzieś indziej. Nawet miłość do klubu ma swoje granice i kiedyś może przegrać z ambicją.

Skróty video na FootyTubeoraz na 101 Great Goals

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz