czwartek, 4 grudnia 2008

Lech Poznań 1-1 Deportivo La Coruña

Mecz który miał pomóc polskiej drużynie w wywalczeniu awansu z fazy grupowej, do fazy pucharowej Pucharu UEFA. Niestety szybko stracona bramka zahamowała ambicje Lecha i uniemożliwiła zwycięstwo.
Już po zaledwie siedemdziesięciu sekundach Lech stracił gola. Obrońcy nie potrafili poradzić sobie z piłką, którą z rzutu rożnego zagrał Andres Guardado, dodatkowo nie upilnowali Diego Colotto i skończyło się zdobyciem bramki przez rywali. Tragiczny początek. Zszokowani nim piłkarze Lecha mieli poważne kłopoty ze sforsowaniem defensywy rywala i oddaniem choćby celnego strzału. Natomiast zawodnicy Deportivo mieli swój wynik, więc oddali inicjatywę gospodarzom i czekali na kontry. Potem przejęli nawet kontrolę nad wydarzeniami na boisku, szanowali piłkę i przez długie fragmenty Lech nie był w stanie w ogóle zaatakować. Mniej więcej po pół godzinie gry Lech zaatakował odważniej, ale wciąż nie było nawet celnego strzału. Ciągle brakowało tego ostatniego, lub przedostatniego podania. Takiego które stworzy dobrą szansę na zdobycie gola. Na szczęście doczekaliśmy się udanej akcji w 41 minucie. Wejście Manuela Arboledy kompletnie zaskoczyło obrońców, a odegranie do Hernana Rengifo było perfekcyjne. Kilka minut później niemal kopia akcji która przyniosła bramkę, tylko że tym razem z prawej strony i interwencją popisał się Daniel Aranzubia. Jeszcze Rengifo miał kolejną okazję i mieliśmy przerwę.
Druga połowa zaczęła się dużo spokojniej, niż skończyła pierwsza. Emocji czysto piłkarskich w postaci strzałów, akcji, parad bramkarskich, było niewiele, a przecież to Lech miał zaatakować i zdobyć trzy punkty. Zastanawiałem się, czy to taktyka obrana przez Franciszka Smudę, czy po prostu goście nie dawali szans na rozwinięcie skrzydeł. W 63 minucie fantastyczną sytuację miał Jakub Wilk, ale z kilku metrów, strzelając z powietrza bez przyjęcia piłki, trafił chyba w obrońcę rywali. Lech przyspieszył, bo znowu przeprowadził groźną akcję, ale Semir Stilić nie oddał dobrego strzału. Potem koronkową akcję przeprowadzili gracze Deportivo, ale na nasze szczęście przekombinowali i wciąż podawali, zamiast strzelać w dogodnej sytuacji. Lech zrewanżował się strzałem z rzutu wolnego Stilicia, ale Aranzubia nie dał się pokonać. W kolejnej akcji nie trafił Arboleda, ale w końcu nie można cały mecz grać bezbłędnie pod dwiema bramkami. Wtedy występ byłby rewelacyjny, a takie coś się nie zdarza. Żeby zadać ten ostateczny cios, szkoleniowiec gospodarzy wysłał na murawę Roberta Lewandowskiego w 79 minucie. Jednak groźniejsi wtedy stali się rywale, którzy przeprowadzili kilka ciekawych akcji. Jeśli to miało być bronienie wyniku, to naprawdę ładnie to wyglądało z ich strony. Natomiast w Lechu szarpał do przodu Arboleda, ale ile środkowy obrońca może przeprowadzić akcji kończących się zdobyciem bramki w jednym meczu.
Skończyło się więc remisem. Wynikiem który komplikuje sytuację Lecha. Trzeba pokonać Feyenoord, który przegrał co prawda trzy poprzednie mecze, ale teraz będzie chciał coś ugrać. Drugim warunkiem będzie liczenie na korzystne rozstrzygnięcie w meczu Nancy-Deportivo. Jeśli tam padnie remis, to będą liczyć się bramki, a to może być ryzykowne. Szkoda że dobra gra Arboledy w tym meczu nie doczekała się nagrody w postaci zwycięstwa. Szkoda też, że Stilić zanotował słabszy występ. W kilku sytuacjach myślę, że mógł zachować się lepiej. Teraz trzeba czekać w niepewności do 17 grudnia.

0:1 - Diego Colotto 2'
1:1 - Hernan Rengifo 41'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz