wtorek, 30 grudnia 2008

20 Gameweek Premier League

Korespondencyjny pojedynek na szczycie tabeli wygrał Liverpool, i to zdecydowanie. Zespół Newcastle jakoś się trzymał do straty pierwszej bramki. Co prawda to trzymanie się oznaczało ciągłe interwencje Shaya Givena (mimo puszczenia pięciu bramek powinien być wybrany MOTM), ale od tego przecież jest bramkarz. Jeszcze po stracie pierwszej bramki Newcastle zdobyło gola, jakimś cudem nieuznanego przez arbitra, ale potem nastąpiła katastrofa. W drugiej połowie Liverpool wchodził jak w masło w defensywę Srok i zdobywał kolejne bramki. Mam nadzieję, że to nie był efekt ogłoszenia decyzji o wycofaniu oferty sprzedaży klubu przez jego właściciela. Bo jeśli tak, to trudno myśleć pozytywnie o przyszłości.
Ten wynik wywierał presję na Chelsea, i z tym sobie The Blues nie poradzili. Tylko remis na Craven Cottage z Fulham nie jest wynikiem, który przystoi drużynie walczącej o tytuł. Nie pamiętam, żeby piłkarze Chelsea popełniali takie błędy w defensywie, gdy trenerem był Jose Mourinho czy Avram Grant. Tak właściwie obie te bramki, ze stałych fragmentów gry, Chelsea podarowała rywalowi i normalnie nie powinny one paść. Jeszcze nie ma powodów do paniki, ale widać że coś nie gra.
Rumieńców nabiera także walka w dole tabeli. West Brom, które jeszcze niedawno wydawało się być pewnym spadkowiczem, zaczęło gromadzić punkty. Tym razem pokonany został Tottenham, który już na pewno stracił efekt nowości po zatrudnieniu Harrego Redknappa. Nie da się ukryć, że pomógł trochę arbiter, nieco pochopnie pokazując czerwoną kartkę Benoit Assou-Ekotto. Gra w 10 od 34 minuty musiała pozostawić ślady. Nic dziwnego, że bramki padły w końcówce. No a przewaga londyńskiego zespołu nad rywalem wynosi już tylko dwa punkty.
Wygrał także Manchester United, wytrwale ścigający czołówkę ligi. Byłoby okazalej, gdyby Cristiano Ronaldo miał lepiej ustawiony celownik. Z drugiej strony mogło być gorzej, gdyby goście wykorzystali jedną z okazji, które sobie stworzyli. Skończyło się jednak skromnym 1:0, co oznacza że Czerwone Diabły nie tracą dystansu do lidera.
Najciekawszy mecz zobaczyli jednak kibice Blackburn. Ich drużyna podejmowała Manchester City i po 84 minutach prowadziła 2:0. Wydawało się, że nic się nie zmieni, ale wejście Daniela Sturridge'a odmieniło losy meczu. Gol i kapitalna asysta pozwoliły zespołowi gości zremisować to spotkanie. Ciekawe czy po tej zapowiadanej fali zakupów, ten młody zawodnik zostanie w składzie.
Nie ma wytłumaczenia dla tego, co zrobił Ricardo Fuller. Napastnik Stoke uderzył swojego kolegę z drużyny, za co obejrzał czerwoną kartkę. Frustracja słabymi wynikami? Może, ale to nie jest wytłumaczeniem. Tym bardziej że grając w 10 Stoke przegrało.
Na koniec zachęcam do przeczytania podsumowania piłkarskiego roku, przygotowane przez portal Soccerlens:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz