niedziela, 7 grudnia 2008

16 Gameweek Premier League

Czołówka wróciła do wygrywania. Nie tylko wielka czwórka, ale również zespoły z miejsc 5-6. Teoretycznie najtrudniejsze zadanie czekało Chelsea, bo Bolton ostatnio był w rewelacyjnej wręcz formie, ale The Blues chcieli zrewanżować się za porażkę z Arsenalem i nic dziwnego, że pewnie wygrali 2:0. Najciekawsza jest w tym wszystkim pewna ciekawostka statystyczna, przedstawiona przez BBC. To było jedenaste z rzędu zwycięstwo w meczu wyjazdowym londyńczyków, co wyrównało rekord Tottenhamu sprzed prawie pół wieku. Wtedy Spurs sięgnęli po tytuł. Czy Chelsea to powtórzy? Nie wiadomo. Wiele będzie zależeć od postawy Liverpoolu, który po raz pierwszy od wielu lat, jest w sytuacji kiedy ucieka, a nie goni lidera. Oni też chcieli zatrzeć niezbyt korzystne wrażenie po meczu z West Ham, który skończył się bezbramkowym remisem, ale dał drużynie fotel lidera. Blackburn, mimo że wypadło całkiem dobrze, po raz kolejny przegrało (piąty raz z rzędu). Inne zespoły zaczynają niebezpiecznie uciekać w tabeli, już teraz są trzy punkty straty do bezpiecznego miejsca, a jak Tottenham jutro coś ugra, to będą już cztery, a więc dystans minimum dwóch spotkań.
Dwa kolejne zespołu wielkiej czwórki zgodnie wygrały po 1:0. Bardziej męczył się Arsenal, ale zdołał pokonać Wigan. Młodzież niedawno pokonała tego rywala trzema bramkami, starsi zawodnicy tylko jedną. Z jednej strony to trochę zrozumiałe, bo Wigan gra w nieprzyjemny dla rywala sposób, zwłaszcza rywala lubiącego grać piłką, ale z drugiej może to czas na juniorów. Natomiast Manchester United pokonał Sunderland, który zakotwiczył w strefie spadkowej, a ostatnio stracił menadżera. Roy Keane zrezygnował, co moim zdaniem jest nieco przedwczesną decyzją. Podejrzewam że doszło do poważnej różnicy zdań między prezesem, a szkoleniowcem i taki jest tego efekt. Piłkarze Czarnych Kotów przez 90 minut udanie bronili dostępu do własnej bramki, ale w futbolu są minuty doliczone. Właśnie wtedy do siatki trafił Nemanja Vidić, co pozwoliło uniknąć, nie bójmy się tego powiedzieć głośno, sensacji.
Wydaje się, że to już koniec kariery Michaela Owena w Newcastle. W ostatnim spotkaniu angielski napastnik trafił dwa razy do siatki i po 25 minutach jego zespół prowadził ze Stoke. Jednak koledzy Owena z defensywy nie potrafili utrzymać tego rezultatu po przerwie. Po godzinie gry padło wyrównanie, a w 90 minucie do siatki trafił były gracz Newcastle Abdoulaye Faye. Biorąc pod uwagę, że zimą pieniądze na transfery będzie miał Tottenham i Manchester City, nie wydaje się zbyt prawdopodobne, aby Owen został na St James' Park.
Najciekawsze spotkanie zobaczyli jednak fani Evertonu, gdy ich drużyna gościła Aston Villę. Goście potrzebowali zaledwie pół minuty, by objąć prowadzenia za sprawą Steve Sidwella. Ten gol obudził gospodarzy, którzy zaczęli nadawać ton wydarzeniom na boisku i po pół godzinie gry Joleon Lescott wyrównał. Potem Everton szukał drugiego gola, ale katastrofalny błąd popełnił Phil Jagielka. Chyba próbował zagrać do bramkarza, ale nie wyszło mu to i w znakomitej sytuacji znalazł się Ashley Young, który nie mógł jej zmarnować. Największe emocje były jednak w końcówce. W 93 minucie do statki, po raz drugi, trafia Lescott i wydaje się, że będzie remis. Obrońca gospodarzy dostał jeszcze żółtą kartkę za zdjęcie koszulki, a sekundy potem dał się ograć Youngowi, który ustalił wynik meczu na 2:3. Dzięki tej wygranej Villa wciąż ma szanse na wdarcie się do pierwszej czwórki.
PS Ebi Smolarek pojawił się na boisku w 80 minucie. Siłą rzeczy nie mógł za wiele zrobić, a ocena od SkySports (pięć) i dopisek "niczego nie zrobił" raczej nie przekonają jego szkoleniowca, żeby dał mu większą szansę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz