niedziela, 19 października 2008

Walsall - Hartlepool 2:3

Miłe złego początki. Wydawało się, że po trzynastu minutach wynik meczu jest rozstrzygnięty. Najpierw w czwartej minucie do siatki trafił Michael Ricketts, potem we wspomnianej trzynastej Jabo Ibehre. Asystę w obu przypadkach zaliczył Troy Deeney. Goście do walki ruszyli po przerwie, pierwszego gola strzelając w 71 minucie. Do siatki trafił Anthony Sweeney. To jeszcze nie był powód do niepokoju, ale niestety przyjezdni poszli za ciosem. W 76 minucie Matty Robson, w 83 James Brown i zrobiło się 2:3. Właśnie takim wynikiem zakończyło się spotkanie.

Szok, bo jak można było przegrać ten mecz. Menadżer zespołu nie pomagał swojej drużynie. Najpierw zestawił dziwnie linię pomocy, potem nie zdecydował się na zmiany (a przecież Ibehre nie trenował kilka dni z powodu kontuzji), a jak już się zdecydował coś zmienić, to trudno zrozumieć jego decyzje. Ishmel Demontagnac pojawiający się na boisku w doliczonym czasie gry, wymyka się z jakichkolwiek standardów. Dramatyczny mecz z Brighton, który odbył się miesiąc temu, nie może przesłonić całego sezonu. Biorąc pod uwagę z kim Walsall zagra do końca października, prawdopodobieństwo całego miesiąca bez ligowej wygranej staje się bardzo wysokie. Dziewiąte miejsce w tabeli i zgromadzone 17 punktów nie jest złym wynikiem, ale porażki w dwóch ostatnich spotkaniach na własnym stadionie to zdecydowanie zły znak na przyszłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz