czwartek, 18 września 2008

Pucharowy czwartek

Starcia polskich drużyn w pucharach rozpoczął dzisiaj Lech w Wiedniu. Austria zaczęła bardzo agresywnie i bardzo mocno. Zepchnęła poznaniaków do dość głębokiej obrony, a te strzały z dystansu były dość niepokojące. Nie wiem, jak można dopuszczać rywala do tak dogodnych sytuacji. Potem gra się wyrównała, trudno było o stworzenie jakiejś klarownej sytuacji, nic więc dziwnego, że do przerwy nie padły bramki. Padły za to po przerwie. Szczerze mówiąc w pewnym momencie zwątpiłem, że w ogóle będą tu jakieś gole. Austria chciała, ale nie za bardzo mogła. Lech chyba liczył na remis. Sytuację rozruszał pierwszy gol dla gospodarzy. Poznaniacy na szczęście szybko wyrównali, a bramka w meczu wyjazdowym ma duże znaczenie. Szkoda że potem oddali inicjatywę Austrii. Karny (na szczęście niewykorzystany), potem drugi gol dla austriackiej drużyny. Spore nerwy, powinna być czerwona kartka dla Jacka Bąka, sytuacje jednego i drugiego zespołu. Skończyło się wynikiem 2:1 dla Austrii, który niby jest korzystny dla Lecha, ale w rewanżu trzeba wygrać. Rywal przyjedzie nastawiony na defensywę, będzie groził kontrami, a jak uda mu się zdobyć pierwszą bramkę, to sytuacja Lecha będzie trudna. Jednak nie należy zapominać, że w rewanżu to Lechici będą faworytem i powinni to potwierdzić na murawie.

Potem emocje zapewniał mistrz Polski. Wiślacy nie przestraszyli się swojego rywala, nie dali się stłamsić, nie stracili gola na samym początku meczu. Same pozytywy. W ofensywie może to nie wyglądało za dobrze, ale bezbramkowy remis był doskonałym rezultatem dla krakowian. Nic więc dziwnego, że nie atakowano rywala aż tak mocno. W końcu to Tottenham musiał zdobyć gola. Gdy opatrywany był Mariusz Pawełek, pokazano naradę trenerów Tottenhamu z piłkarzami. Odniosłem wrażenie, że to mecz koszykówki i przerwa na żądanie. Rzadko widuje się takie sytuacje na meczu piłki nożnej. Tutaj pomogło. Tottenham zdobył gola po akcji, która nie powinna mieć miejsca. Nie wiem gdzie był lewy obrońca krakowskiej drużyny. Gdzie w ogóle był jakikolwiek obrońca. David Bentley wykorzystał to, że nikt go nie pilnuje i otworzył wynik meczu. Za to odpowiedź Wisły zaskoczyła. Myślę że niewiele osób spodziewało się, że po stracie bramki krakowianie tak szybko wyrównają. Zastanawiałem się, co pokaże londyński klub, bo ta bramka była fatalnym wydarzeniem. Okazało się, że w pierwszej połowie nic wielkiego. Owszem, momentami było groźnie, ale nie na tyle, żeby drżeć o wynik.

W drugiej połowie spodziewałem się zdecydowanego szturmu na bramkę Wisły. Jakoś się go nie doczekałem. Piłkarze Tottenhamu sprawiali wrażenie, że ten rezultat jest im na rękę. Zdobyli bramkę, ale ze spalonego. Szczerze mówiąc dość kontrowersyjna decyzja arbitra sędziego. Potem dalej czekałem na atak Tottenhamu. Czekałem, czekałem, a czas mijał. W siedemdziesiątej minucie doszedłem do wniosku, że czekam na Godota. Kilka chwil później Koguty wyszły jednak na prowadzenie. Pozwolenie Darrenowi Bentowi na dojście do górnej piłki w polu karnym nie jest dobrym pomysłem. Jednoczesne pozwolenie na to, żeby Fraizer Campell tak dobrze dośrodkował, to już wręcz proszenie rywala o zdobycie bramki. To nie była jakaś super wybitna akcja, gracze Wisły powinni ją przerwać wcześniej, przed dośrodkowaniem. Skoro tego nie zrobili, musieli zapłacić karę. Szkoda że tak się stało, bo nie sądzę, że Tottenham zdobyłby bramkę w inny sposób. W końcu nie udało się strzelić kolejnej, tak żeby rewanż był spokojniejszy.

No właśnie, mecz rewanżowy. Drugiego października. Już albo dopiero. Z każdym kolejnym rozegranym spotkaniem Tottenham będzie silniejszy. Do meczu z Wisłą zagra trzy razy. Moim zdaniem są spore szanse, że zostanie znaleziony sposób na grę drużyny. Tego się najbardziej obawiam. Londyńczycy na razie nie wyleczyli ran po okienku transferowym. Za dwa tygodnie mogą to zrobić. Dzisiaj pokazali, że nie są aż tak silni, ale ten stan jest tylko chwilowy. Prędzej czy później ta drużyna zaskoczy i szczerze mówiąc już dziś boję się tego rewanżu. Prawdopodobnie do Krakowa przyjedzie zupełnie inny Tottenham, przede wszystkim nie tak słaby, jak teraz. Jeśli Lech ma całkiem spore szanse na awans, tak Wisła ma bardzo niewielkie.

4 komentarze:

  1. Słyszałeś o tym?
    http://www.mirror.co.uk/sport/columnists/predator/2008/09/20/dead-rat-gag-disgusts-michael-ricketts-115875-20744918/

    OdpowiedzUsuń
  2. Całego linku nie da się wkleić. Wejdź na mirror.co.uk i w wyszykiwarkę wrzuć Walsall ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałem, w końcu załapało się na Gossip w BBC. Wolę się nie wypowiadać ;)
    Aczkolwiek dziwne, na początku zwątpiłem w swój angielski bo nie za bardzo mogłem uwierzyć w to, co widzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaa nie napisałeś, że Walsall gra dziś w Brighton! Wybrałbym się na ich mecz, mieszkam kilkanaście minut spacerem od stadionu Withdean! Jako że zaraz zaczyna się druga połowa, już bym nie zdążył, a szkoda ;-)

    OdpowiedzUsuń