W pewien sposób sprawdziło się to, o czym pisałem wcześniej, chociaż początek meczu był fatalny dla gospodarzy. Świetne zagranie Andersona do Dymitara Berbatowa, ten wpada w pole karne i spod linii końcowej zagrywa do tyłu, gdzie akcję zakończył celnym strzałem Carlos Tevez. Niespodziewany początek, który wstrząsnął Liverpoolem. Wydawało się wtedy, że decyzja o pozostawieniu na ławce rezerwowych Fernando Torresa i Stevena Gerrarda była błędem. Tak właściwie The Reds sprawiali wrażenie zespołu pozbawionego pomysłu na grę i sforsowanie obrony rywala. Ratunek przyszedł z niespodziewanej strony. Edwin van der Sar nie słynie z popełniania błędów. Dzisiaj popełnił i to brzemienny w skutkach. Tak odbił strzał Xabiego Alonso, że trafił piłką Wesa Browna i doprowadził do wyrównania. To dało nadzieję gospodarzom, w drugiej połowie Liverpool grał już o wiele lepiej, bramka wisiała w powietrzu, w końcu udało się ją zdobyć. Dość podobna akcja jak wcześniej Manchesteru, Javier Mascherano pod linią końcową odzyskał piłkę, podał do Dirka Kuyta, ten do Ryana Babela który strzelił gola. Jeszcze Nemanja Vidić obejrzał czerwoną kartkę i na tym skończyło się to spotkanie.
Na pewno ważne zwycięstwo, dające bardzo dużo graczom Liverpoolu. W ostatnich latach The Reds niemal zawsze przegrywali ze swoim rywalem. Często nie potrafili nawiązać nawet walki. Dzisiaj wygrali, dodatkowo bez Torresa i z symbolicznym udziałem Gerrarda. Co prawda Anglik wszedł na boisko w 68 minucie, ale szczerze mówiąc niewiele pokazał. Ten mecz naprawdę ma szansę stać się przełomowym punktem sezonu dla Liverpoolu, momentem w którym inni gracze uwierzą w siebie. Mimo że w tabeli to tylko trzy punkty, to znaczenia tego spotkania nie da się wyrazić w taki sposób.Sezon powinien być jeszcze ciekawszy.
I tak Manchester United jest najlepszy! ;p Glory ManUtd!
OdpowiedzUsuń