Pierwsza wyjazdowa wygrana w tym sezonie. W trudnym momencie, bo przy obecnej formie defensywy Walsall i porażce w poprzednim meczu, trudno było oczekiwać dobrego wyniku. Tym bardziej, że rywal w poprzedniej kolejce zdobył cztery bramki (stracił pięć, ale to inna historia). Jednak losy meczu rozstrzygnęły się praktycznie w pierwszej połowie. Bramkę strzelił kapitan zespołu, Michael Ricketts. Szkoda że asystujący Anthony Gerrard doznał kontuzji. Czternaście minut po tym golu, w 24 minucie, do siatki trafił Steven Roberts. Tym razem Marco Reich zaliczył czystą asystę. W drugiej połowie gospodarze wrócili do gry. Stwarzali sobie okazje, na trybuny został odesłany Jimmy Mullen (wszedł na boisko by przekazać uwagi swojemu zawodnikowi), w końcu Steve Elliott trafił do siatki. W 76 minucie i zapowiadała się nerwowa końcówka. Faktycznie była nerwowa, ale dla gospodarzy. W doliczonym czasie gry Byron Anthony sfaulował we własnym polu karnym Troya Deeneya, zobaczył czerwoną kartkę, a rzut karny wykorzystał Ricketts. Siódme miejsce i dziesięć punktów, to nie jest zły dorobek. Wiele dał powrót kontuzjowanych zawodników (Rhys Weston, Dwayne Mattis), ale nie należy zapominać, że dalej brakuje środkowych obrońców. Roberts jest bardzo podatny na urazy, Gerrard zostanie sprzedany w styczniu, a zastępców nie ma. Mam nadzieję, że tylko na razie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz