piątek, 12 września 2008

Przed meczem Liverpool - Manchester United

Nie piszę zapowiedzi przedmeczowych, ale tutaj czuję, że muszę zrobić wyjątek. Wszyscy kibice interesujący się angielską ligą wiedzą, czym są spotkania tych drużyn. Jeszcze niedawno wydawało mi się, ze to będzie mecz przełomowy w całym sezonie dla The Reds. Steven Gerrard i Fernando Torres to bardzo dobrzy zawodnicy, nieraz decydujący o wyniku meczu, więc ich nieobecność miałaby bardzo daleko idące konsekwencje. Można byłoby zastanawiać się, co zrobi Rafael Benitez. Kogo desygnuje w ich miejsce i jaką obierze taktykę. Niewiadomą było również to, jak ci zawodnicy którzy wyjdą na boisko, zareagują na nieobecność swoich gwiazd. Czy poddadzą się jeszcze w szatni, czy wręcz przeciwnie, pokażą że są w stanie udźwignąć los drużyny na swoich barkach. Wreszcie co zrobiłby Manchester United. W końcu większość scenariuszy zakłada, że dwie gwiazdy Liverpoolu zagrają w takim meczu i pewnie opracowano już dziesiątki schematów taktycznych na tę okazję. Ale co robić, jak tych zawodników nie ma? Drużyna Liverpoolu, mimo osłabień, stawałaby się trudniejsza do pokonania, bo nie wiadomo byłoby, jak zagra. Stałaby się pewną zagadką, która z geniuszem taktycznym Beniteza miałaby realne szanse na wygraną.

Tak sobie ostrzyłem apetyt na ten mecz, zastanawiając się kto kogo czym zaskoczy, ale wszystkie rachuby wzięły dziś w łeb. Torres i Gerrard najprawdopodobniej zagrają, chyba nawet od pierwszej minuty. Dzisiaj już normalnie trenowali, więc na pewno będą jutro w składzie. Wydaje się, że to wzmocnienie drużyny, ale tak faktycznie to osłabienie. Teraz już mniej więcej wiadomo, jak będzie grał Liverpool, a nie wiadomo, w jakiej formie są ci gracze. Jeśli nie są gotowi na 100% do gry w takim spotkaniu, to obarczenie ich taką odpowiedzialnością jak zawsze, może mieć negatywne konsekwencje dla Liverpoolu. To dalej może być przełomowy mecz dla The Reds. W końcu pokonanie mistrza Anglii, drużyny która regularnie wygrywa bezpośrednie mecze, dałoby niesamowite podbudowanie wiary we własne możliwości. To wciąż może być pierwsza ligowa wygrana z Czerwonymi Diabłami za kadencji Rafaela Beniteza. Jednak na razie, mimo że kluby dzielą tylko 54 kilometry, to sportowo Manchester gra ligę wyżej niż Liverpool. Niewiele na razie wskazuje na zmianę tej sytuacji. Jedyna nadzieja w tym, że tym razem Benitez wymyśli coś, co zaskoczy rywala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz