niedziela, 21 września 2008

Chelsea - Manchester United 1:1

Motywem przewodnim tego meczu miała być zemsta. Chelsea miała się mścić za porażkę w poprzednim sezonie i w finale Ligi Mistrzów, tym bardziej że rywal formą ostatnio nie rozpieszczał swoich kibiców. Jednak już w osiemnastej minucie Ji-Sung Park wykorzystał wzorowo przeprowadzony kontratak i dość niespodziewanie to Manchester United objął prowadzenie. Długo zanosiło się na przerwanie tej wspaniałej serii spotkań bez porażki na własnym stadionie, bo Chelsea rzadko stwarzała zagrożenie pod bramką rywala. Nie pomogła nawet zmiana w bramce Manchesteru. Kontuzji doznał Edwin van der Sar, zastąpił go Tomasz Kuszczak i szczerze mówiąc nie miał zbyt wiele pracy. Druga połowa była lepsza w wykonaniu gospodarzy, chociaż takich świetnych okazji wiele nie było. Jak już Chelsea je wypracowała, to marnowali je Joe Cole i Nicolas Anelka. Wyrównanie padło w 80 minucie, kiedy do zagranej, z rzutu wolnego, piłki doszedł Salomon Kalou i pokonał polskiego bramkarza. Nie wiem, czy można coś zarzucić Kuszczakowi. Nie zareagował, to jest fakt, ale sama akcja była dość dynamiczna, a obrona chyba się trochę zagubiła. No i na tym się skończyło, bo goście byli wyraźnie usatysfakcjonowani remisem, a gospodarze nie za bardzo potrafili sforsować obronę przeciwnika.

Mamy więc dwóch rannych, a nie jednego zabitego. Manchester United traci dalej tylko sześć punktów do Chelsea i Liverpoolu, siedem do Arsenalu, co nie jest jakimś poważnym dystansem, tym bardziej że ma zaległe spotkanie z Fulham. Chelsea dalej jest w czołówce, więc nie ma powodu do niepokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz