Poza meczem Liverpoolu i Manchesteru United, najciekawiej zapowiadało się spotkanie Manchesteru City i Chelsea. Starcie nowych i starych bogaczy wygrali ci drudzy, co pokazuje, że sportowa różnica między tymi drużynami jest odwrotnie proporcjonalna do finansowej. Zaczęło się wyśmienicie dla Citizens, Robinho z lekką pomocą muru pokonał bramkarza Chelsea. Jednak radość trwała całe trzy minuty. Ricardo Carvalho zrewanżował się w pewien sposób za wcześniejszą akcję (to po jego faulu by ten rzut wolny), a potem Chelsea coraz bardziej zaczęła zyskiwać przewagę. Nic dziwnego że udokumentowała to dwiema bramkami. Wydawało się, że City może wrócić do gry po czerwonej kartce dla Johna Terrego (pierwsza w karierze i dość kontrowersyjna; co prawda Terry był ostatnim zawodnikiem na drodze Jo do bramki, ale to działo się praktycznie na środku boiska), ale nic z tego nie wyszło.
Dwie drużyny które ostatnio pożegnały się ze swoimi menadżerami, zgodnie przegrały mecze w tej kolejce. West Ham jeszcze można w pewnym stopniu usprawiedliwić. Rywal co prawda nie wygrał jeszcze meczu w tym sezonie, ale prędzej, czy później musiało to nastąpić. Tym bardziej, że gracze West Bromwich Albion doskonale zdają sobie sprawę z tego, że muszą zdobywać punkty na własnym stadionie, jeśli chcą pozostać w lidze. Trudno za to usprawiedliwić Newcastle. Porażka z Hull, protest kibiców przeciwko właścicielowi, sytuacja nie wygląda zbyt dobrze w klubie. Nie dziwię się, że piłkarze nie byli za bardzo skoncentrowani na grze. Nie wiadomo co zrobi właściciel, czy sprzeda klub, czy zostanie. Nie wiadomo też, kto zostanie menadżerem, a ostatnie wydarzenia chyba zniechęcają potencjalnych kandydatów. Trzeba też zwrócić uwagę na fantastyczny początek Hull City. Co prawda było 0:5 z Wigan, ale w pozostałych trzech meczach zdobyto siedem punktów. Jak na beniaminka, to rewelacyjny rezultat. Gdyby sezon skończył się dzisiaj, to Hull grałoby w UCL.
Powody do zaniepokojenia mają za to kibice Blackburn. Pierwszy mecz i wyjazdowe zwycięstwo nad Evertonem. Rewelacyjny rezultat, biorąc pod uwagę jak wyglądała tabela na zakończenie poprzedniego sezonu. Potem przyszły jednak słabe wyniki. W dwóch ostatnich meczach Rovers stracili osiem bramek, nieważne że ostatnim rywalem był Arsenal. Takie coś nie powinno się zdarzać, bo z taką grą defensywy grozi szybki awans do Championship. Zupełnie inne nastroje mają kibice Portsmouth. Po słabym początku i dwóch porażkach, przyszły dwa zwycięstwa. Formą błyszczy Jermaine Defoe (cztery gole w dwóch meczach), co od razu zaowocowało awansem w tabeli.
Jutro jeszcze spotkanie Tottenham - Aston Villa, ciekawe bo powinno paść wiele bramek, poza tym coraz bliżej meczu w Pucharze UEFA. Zobaczymy w jakiej formie jest Tottenham, bo to w jakiej formie jest Wisła pokazuje mecz z Lechem.
Skróty video na FootyTube
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz