piątek, 8 sierpnia 2008

Liga ruszyła

I na początku zafundowała trzęsienie ziemi. Legia grała chyba derby, chyba bo niemal wszyscy mylili ciągle Polonię z Groclinem. Dobrze zaczęła, nieco zapomniany Bartłomiej Grzelak trafił do siatki po jedenastu minutach. Wszystko zmierzało w stronę scenariusza "Legia wiezie wynik do końca", ale te trzy minuty pod koniec pierwszej połowy wstrząsnęły gospodarzami. Marek Sokołowski i Daniel Mąka zdobyli bramki, które dawały zaskakujące prowadzenie Polonistom. Spodziewałem się zmasowanych ataków Legii w drugiej części meczu i pierwsze minuty po przerwie zdawały się to potwierdzać. Rzut karny zamieniony na bramkę przez Macieja Iwańskiego był jednak wszystkim, co pokazała Legia. Jeszcze Miroslav Radović zmarnował świetną okazję, dostał kartkę za symulowanie i na tym koniec. Legia zremisowała, moim zdaniem, przez brak defensywnego pomocnika. Wszyscy pomocnicy Legii mają wielki potencjał ofensywny, zwłaszcza w polskiej lidze, ale nie za dobrze radzą sobie z grą w destrukcji, z odbieraniem piłki rywalowi. Można było kilka razy zaobserwować, jak łatwo Polonia przebijała się przez linię pomocy Legii i stwarzała zagrożenie pod bramką rywala. Utrudniała też, jak się da, rozgrywanie akcji przez gospodarzy, nie faulując zbyt często. Jak dobrze pamiętam statystyki zaprezentowane przez Canal+, to Legia wygrała w faulach 20:14. Może to detale, ale często takie właśnie detale decydują o wyniku.

Jeden punkt wcale nie był najgorszym rozwiązaniem, co pokazał mecz Lecha z GKS Bełchatów. Napisałem wcześniej, że poznaniacy powinni wygrać wszystko na swoim stadionie. Spodziewałem się również tego, że Paweł Janas sprawi kilka niespodzianek, nie sądziłem jednak, że nastąpi to tak szybko. Mocarstwowe ambicje Lecha dostały dzisiaj potężny zimny prysznic. Defensywa, wzmocniona Manuelem Arboledą, miała już nie tracić po kilka bramek na mecz. Okazuje się, że przyjeżdża drużyna z Bełchatowa, która w pierwszej połowie traci z powodu kontuzji Łukasza Gargułę i to już wystarczy do tego, by Lech hurtowo tracił gole. Nie dość że już na dzień dobry będą trzy punkty straty do krakowskiej Wisły (bo nie stracą punktów z Bytomiem), to jeszcze taka porażka może zupełnie podłamać morale zespołu. W końcu po udanych meczach pucharowych apetyty były bardzo rozbudzone, a tytuł mistrzowski wydawał się być realnym celem. Teraz się okazuje, że nie jest jednak tak dobrze, jak wszyscy myśleli i teraz wiele zależy od sztabu szkoleniowego. Piłkarze muszą szybko zapomnieć o dzisiejszym meczu, wyciągnąć odpowiednie wnioski i grać dalej. Inaczej cień meczu z GKS może paść na cały sezon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz