niedziela, 8 czerwca 2008

Grupa A - pierwsze wrażenia

Po krótkiej ceremonii otwarcia zaczął się mecz gospodarzy i naszych południowych sąsiadów. Jaki wypływa z niego wniosek? Czesi liczą na swoją linię obrony, a Szwajcarzy nie są aż tak silni, jakby się mogło wydawać. Na pewno kontuzja, którą odniósł Alexander Frei miała swój wpływ na poczynania gospodarzy. Nie dość, że to kapitan, to jeszcze skuteczny napastnik, którego brak był widoczny. Czesi strzelili bramkę, na którą nie do końca zasłużyli. Widać że te ubytki w linii pomocy (kontuzja Rosickiego, zakończenie kariery reprezentacyjnej przez Nedvěda) wpłynęły na płynność akcji ofensywnych. Pod koniec Czesi oddali inicjatywę swoim rywalom, co jest zawsze ryzykownym krokiem. Owszem mając taką linię obrony i bramkarza można sobie na to pozwolić, ale Szwajcarów od remisu dzieliły centymetry po tym jak Johan Vonlanthen trafił w poprzeczkę. Generalnie w strzałach przewaga Szwajcarów 12:6, mniej również biegali po boisku (wszelkie statystyki dotyczące przemierzonego dystansu na boisku są Powered by Castrolindex.com), chociaż 3101 metrów przez cały mecz to niewielka różnica. O ile wśród Szwajcarów tylko jeden zawodnik przekroczył granicę dziesięciu kilometrów (Gelson Fernades 11212 metrów, głównie w środku boiska), to wśród Czechów czterech (Jaroslav Plašil 11239, Jan Polák 11009, David Jarolím 10580 i Libor Sionko 10555). Ta praca, wykonana głównie w środkowej strefie boiska, nie pozwoliła rywalom na swobodne rozgrywanie piłki oraz konstruowanie ataków i była jednym z fundamentów zwycięstwa.


W drugim meczu ujrzeliśmy jednego z faworytów do zwycięstwa w finałach, czyli Portugalię. Jeśli chodziło o wysłanie czytelnego sygnału, że jesteśmy gotowi do walki o główne trofeum, to na pewno udało się to osiągnąć. Przewaga Portugalczyków była bardzo duża, chociaż wynik tego nie pokazuje, ale to jest właśnie wada patrzenia na suchy wynik. W nim nie widać dwóch słupków i jednej poprzeczki, czy tylko jednego celnego strzału oddanego przez gracza tureckiej drużyny. Przy pierwszej bramce mogliśmy zaobserwować co może dać ofensywne wejście środkowego obrońcy i granie z nim do końca. Obrona rywali w tym momencie zaczyna za dużo myśleć, bo to w końcu sytuacja, która nie zdarza się zbyt często. Rzadko kiedy środkowy obrońca wypuszcza się z własnej połowy, by pomóc kolegom w normalnej grze, a nie przy wykonywaniu stałego fragmentu gry. W tym momencie rywale muszą błyskawicznie przeanalizować kto ma go pilnować (ktoś ze środkowych defensywnych pomocników, bo obrońcy muszą pilnować etatowych graczy ofensywnych) i jak się ustawić. Turcy zawalili wykonanie tej analizy, bo Pepe strzelił bramkę, która tak właściwie rozstrzygnęła mecz. Dopóki był remis, tureccy zawodnicy mogli oczekiwać pomyślnego końca. Strata bramki oznaczała, że trzeba wyjść i zaatakować, a na to już chyba nie było sił. Sanli Tuncay przebiegł w tym spotkaniu 10331 metrów i widać było, że pod koniec nie jest już w stanie walczyć z takim zaangażowanie jak wcześniej. Reszta zawodników podobnie, przez godzinę gry dali z siebie bardzo dużo, a strata gola podcina wtedy skrzydła.

Wnioski po tych dwóch meczach? Portugalia jest w formie, mam wrażenie że nie pokazali jeszcze wszystkiego, a i tak zdominowali Turków. Czesi będą mieć kłopoty w dalszych meczach. Defensywa to klasa światowa, ale brakuje ofensywy. Ciekawe co pokaże Turcja w następnym spotkaniu, ze Szwajcarią. Przegrany pożegna się z turniejem, więc nie ma już miejsca na pomyłki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz