czwartek, 4 października 2007

8 Gameweek

Pech, akurat jak musiałem wyjechać i dopadł mnie kryzys weny twórczej, to w tej kolejce dwa spotkania obfitowały w gole. O ile mecz Portsmouth z Reading obfitował głównie w bramki (bo goście wynik remisowy utrzymywali tylko przez czternaście minut), to jednak mecz z jedenastoma trafieniami musi budzić szacunek. Mecz poniedziałkowy, w którym Tottenham podejmował Aston Villę, zakończył się zdobyciem przez obie drużyny "tylko" ośmiu bramek, ale emocje były bez porównania większe. Dla mnie to spotkanie przypomina pewien finał w Stambule, chociaż stawka była mniejsza. Wtedy drużyny walczyły o miano najlepszej klubowej drużyny Europy, teraz tylko o trzy punkty w lidze i chyba o posadę Martina Jola. Zaczęło się planowo golem Berbatova w 20 minucie, jednak potem bramkarz Kogutów, jak i cała defensywa, zaczęła seriami popełniać błędy i po godzinie gry wynik brzmiał 1:4 i wydawało się, że w tym meczu nic się nie zmieni. Kamera bardzo często pokazywała Martina Jola, który na 125 urodziny klubu dostawał cios po ciosie i chyba był już pogodzony z utratą pracy. Nie wiem czy to pod wpływem wyniku, ale Holender dokonał przełomowych, jak się potem okazało, zmian. Jermain Defoe i Darren Bent mają zaliczone w statystykach trzy asysty, tak więc mieli udział w każdej bramce, która doprowadziła do wyrównania. Jednak to nie byłoby możliwe bez pomocy gracza gości Marlona Harewooda, który w wyjątkowo bezsensowny sposób sfaulował w polu karnym Benta, Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni widziałem równie nieprzemyślane zagranie. Po tej bramce na 3:4 Villa praktycznie już nie istniała na boisku, a gospodarzom udało się w końcu wepchnąć jakoś gola dającego remis. Remis po epickim meczu chyba uratował posadę szkoleniowca Tottenhamu, pytanie na jak długo bo zespół wciąż jest w strefie spadkowej, zamiast walczyć o miejsce dające prawo gry w UCL.
No właśnie, skoro już jesteśmy przy tym temacie to miejsce notującej słabe wyniki Chelsea zajął Manchester City. Nie wiem czy to już jest ustalenie nowego składu wielkiej czwórki, ale londyński klub, notujący passę czterech spotkań bez strzelonego gola w lidze, musi w końcu się przełamać (tylko że tego samego spodziewam się po Tottenhamie od kilku już kolejek). Początkowo myślałem, że nastąpi to po meczu z Hull, ale spotkanie derbowe z Fulham zakończyło się bezbramkowym remisem. Może wygrana w Walencji pozwoli wreszcie zaskoczyć w lidze. Uwagę zwraca także zwycięstwo Arsenalu na Upton Park, pierwsze od siedmiu lat. Uważam to za sygnał, że Arsenal może walczyć o tytuł. Co prawda do końca sezonu jeszcze sporo spotkań, ale skoro Kanonierzy wygrywają tam, gdzie ostatnio mieli kłopoty, to znaczy że są bardzo silni. Nie mówiąc jak to powinno wpłynąć na morale zawodników, skoro oni zrobili coś, co nie udawało się Arsenalowi z Henrym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz