poniedziałek, 24 września 2007

7 Gameweek

Miał być hit na Old Trafford, a wyszło z tego słabe spotkanie, pozbawione jakichś większych emocji. Dopóki Chelsea grała w jedenastu, to jeszcze jakoś to wyglądało, ale od momentu w którym Obi zobaczył czerwoną kartkę wszystko się posypało. Można powiedzieć, że Czerwone Diabły wygrały szczęśliwie, gol zdobyty już po doliczonym czasie w pierwszej połowie, potem naciągany nieco karny, ale wynik jest i tak sprawiedliwy. Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem Chelsea tak bezradną w ataku, nie potrafiącą poważnie zagrozić bramce przeciwników. Brak Drogby i Lamparda nie tłumaczy wszystkiego, zwłaszcza pozwalania gospodarzom na rozgrywanie ataku pozycyjnego nie tyle na połowie Chelsea, ale 30-40 metrów od bramki Čecha. Domyślałem się, że Chelsea będzie, jak to mówią Anglicy, shell-shocked, ale nie spodziewałem się, że nastąpi tak wyraźny spadek formy. 26 września Chelsea gra spotkanie w Pucharze Ligi, a trzy dni później podejmuje Fulham, więc Avram Grant ma mało czasu żeby zmienić oblicze zespołu.
Ten mecz zepchnął na drugi plan inne wydarzenia w tej kolejce Premier League. Tottenham zajmuje miejsce w strefie spadkowej, po tym jak na Reebok Stadium zremisował z Boltonem. To jest strata dwóch punktów, a pozycja Martina Jola jest coraz słabsza. José Mourinho nie trafi na White Hart Lane, bo najprawdopodobniej Chelsea wypłacając mu pieniądze zastrzegła, że Portugalczyk w tym sezonie nie poprowadzi innej drużyny w tej klasie rozgrywkowej, ale są inni szkoleniowcy. Co prawda prezes zapewnia trenera, że go nie zwolni, ale nie wierzyłbym do końca w te zapewnienia. Klub zainwestował spore pieniądze w zawodników i to musi się jakoś zwrócić, najlepiej w postaci awansu do UCL. Liverpool zremisował u siebie z Birmingham i chyba wracają koszmary z poprzedniego sezonu. The Reds zaczynają tracić punkty, konkurencja wrzuca wyższy bieg, a rotacja składem zaczyna mieć negatywne konsekwencje. W ostatnim spotkaniu atak ożywiło pojawienie się pary Torres-Crouch, ale ci zawodnicy pojawili się na boisku za późno, by zmienić wynik. Arsenal rozbił Derby i umocnił się na pozycji lidera. Fenomenalna forma Cesca Fabregasa (po zaledwie sześciu meczach zdobył w Fantasy Premier League ponad 1/3 dorobku z poprzedniego sezonu), swoje dokładają inni zawodnicy (Adebayor, Diaby czy Eduardo, żeby wspomnieć ostatni mecz) i Kanonierzy zaczynają coraz pewniej czuć się na pierwszym miejscu w tabeli. Z taką formą trudno będzie znaleźć drużynę, która nawiąże z nimi walkę.
Walsall przegrało z Oldham 0:3. Fatalny wynik, fatalna gra, ostatnie miejsce w tabeli. Rywal także znajduje się nisko w tabeli, więc to było spotkanie o sześć punktów. Wydawało się, że zwycięstwo z Milwall w poprzedniej kolejce zwiastuje nowe, lepsze czasy, ale nic z tego. Pierwszą bramkę dla gości zdobył Michael Ricketts, który zaczynał swoją karierę w Walsall. Mam nadzieję, że ten wynik nie podłamie zawodników i w następnym spotkaniu powalczą o punkty, chociaż zajmujący trzecie miejsce Hartlepool jest bardzo trudnym i ciężkim rywalem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz