poniedziałek, 6 sierpnia 2007

2 kolejka OE

Gdzieś w tle jest zdegradowanie Zagłębia Sosnowiec i ukaranie zespołu czterema punktami minusowymi. W ten sposób liga gra właściwie w 15, bo sosnowiczanie walczą tylko o wypromowanie się. Sama kolejka cierpiała na deficyt bramek, bo padło ich tylko 11, ale to zasługa Groclinu i Legii, które zdobyły po trzy gole.
Najciekawiej zapowiadające się spotkanie w Lubinie dało odpowiedź na dwa pytania. Po pierwsze Zagłębie nie jest tak silne, jak powinno być przed rewanżem w Rumunii. Po drugie Wisła dała czytelny sygnał, że w tym sezonie będzie bardzo groźna. Momentami lubinianie nie mieli pomysłu na to jak grać, a goście przez cały praktycznie mecz kontrowali jego przebieg. Jeśli po fiasku batalii o UCL z klubu odejdą dwaj czołowi gracze, to z Zagłębiem będzie bardzo krucho. Dwa ostatnie spotkania pokazały, że Mistrz Polski jednak nie jest tak silny, jak można byłoby się tego spodziewać i to nie tylko w konfrontacji w Europie, ale i na własnym podwórku. Jeśli to jest początek jakiegoś poważniejszego kryzysu, to szanse lubinian na odegranie jakiejś poważniejszej roli w lidze maleją i to bardzo szybko. Pozytywnym impulsem byłoby wyeliminowanie Steauy, ale to niezwykle trudne zadanie, zwłaszcza z taką grą.
Inne spotkania w tej kolejce nie budziły takich emocji. ŁKS Łódź został pokąsany przez żmiję, a dokładniej na drodze do trzech punktów stanął bramkarz Polonii Bytom Grzegorz Żmija. W ten sposób w dwóch kolejkach łodzianie stracili już cztery punkty, zwłaszcza że przeciwnicy leżeli absolutne w zasięgu ŁKSu, albo miało się dwie bramki przewagi na kilka minut przed zakończeniem meczu. Cracovia uporała się z Ruchem Chorzów, tak więc beniaminek wraca pomału na swoje miejsce w szeregu. Odra Wodzisław wyrasta na mistrzów końcówek, bo po raz drugi strzela bramki dające punkty tuż przed ostatnim gwizdkiem arbitra. Tym razem jedno trafienie Jakuba Biskupa wystarczyło do zdobycia trzech punktów, tak więc Odra wygrała ważny mecz, no a sosnowiczanie zagrali pierwsze spotkanie już jako zdegradowana drużyna.
Drugie spotkanie, które mogłoby aspirować do miana meczu kolejki, odbyło się w piątek w Kielcach. Jestem podwójnie zaskoczony przebiegiem tego meczu, bo ani Korona nie była taka silna, ani Lech taki słaby. Co prawda długimi fragmentami to kielczanie mieli przewagę, stwarzali seryjnie akcje pod bramką Krzysztofa Kotorowskiego (zastanawiam się czy to nie ostatni występ tego bramkarza w meczu ligowym w barwach Lecha), tłamsili pressingiem pomoc gości (Piotr Świerczewski coś komuś udowadniał), ale zdołali strzelić tylko jednego gola. Potem Lech miał swoje okazje, ale brak Piotra Reissa znacznie ograniczył siłę ofensywną Lechitów, tak więc skończyło się wynikiem 1:0. O ile pierwsze spotkanie Lecha w tym sezonie mnie rozczarowało, tak drugie pozytywnie zaskoczyło.
Niedzielne spotkania w końcu przyniosły nieco większą liczbę bramek, bo wcześniejsze spotkania były pod tym względem niezwykle ubogie. Legia zaskoczyła trochę w Zabrzu, może niekoniecznie zwycięstwem, ale stylem i tym, że strzeliła aż trzy bramki. Górnik, który inaugurował nowy sezon wsparty nowym sponsorem i przy wypełnionym stadionie, zagrał słabo. Myślałem że zabrzanie w tym pierwszym spotkaniu pokażą coś więcej, że sprawią kłopoty Legii, ale nic z tego nie wyszło. Co prawda to dopiero pierwszy mecz, ale nie wygląda to dobrze. Widzew zaskoczył, bo urwał punkty PGE. Nie wiem czy to jakiś kryzys formy, czy może zmęczenie meczami pucharowymi, ale takie mecze jak ten w Łodzi wicemistrz Polski powinien wygrywać, zwłaszcza że Legia i Wisła dyktują ostre tempo. Groclin zmazał nieco występ z pierwszej kolejki wygrywając w Białymstoku 3:1. Powinien wyżej, bo miał w tym spotkaniu jeszcze kilka okazji, które powinien zamienić na bramki, ale po tym falstarcie wszystko wydaje się wracać do normy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz