niedziela, 29 lipca 2007

1 kolejka OE

Stęskniłem się za ligą bardzo mocno. To bardzo miło, że piłkarze strzelili 24 bramki w tej pierwszej kolejce, bo w końcu to bramki są tym, co najbardziej lubią kibice. Sama kolejka zaczęła się zgoła sensacyjnie, bo jak inaczej można nazwać porażkę Groclinu z beniaminkiem? Faworyt tego meczu był oczywisty, bo z jednej strony stał zdobywca Pucharu Polski, a z drugiej beniaminek, który miał olbrzymie kłopoty z otrzymaniem licencji. Zastanawiałem się w jaki sposób to zamieszanie wpłynie na graczy z Chorzowa i nie spodziewałem się, że to może dać taki wynik. Co prawda Ruch miał w tym meczu raptem pięć sytuacji (cztery bramki i strzał w słupek), a Groclin Sebastiana Przyrowskiego w bramce, ale mimo wszystko taki wynik nie powinien się zdarzyć. Niepokojące jest to zwłaszcza w kontekście spotkania w Pucharze UEFA, bo porażka Groclinu będzie kompromitacją. Ruch natomiast zaczął lepiej, niż się tego wszyscy spodziewali. Kto wie, może byliśmy świadkami narodzin objawienia rundy. Mecz Odry z ŁKSem też miał faworyta, który pokpił sprawę. Goście mieli już dwie bramki przewagi i praktycznie wygrane spotkanie. Jednak trener Odry, Mariusz Kuras, przeprowadził świetne zmiany, bo wszyscy trzej zawodnicy wprowadzeni z ławki mieli udział przy bramkach. Trochę szkoda ŁKSu, bo strata punktów w takich okolicznościach może podłamać nawet najsilniejszych.
Spotkanie dwóch beniaminków w Białymstoku zakończyło się zgodnie z oczekiwaniami zwycięstwem gospodarzy, ale mecz nie stał na wysokim poziomie. To raczej dość zrozumiałe, bo te drużyny będą się bronić przed spadkiem, więc jakichś fajerwerków nie należy oczekiwać. Ostatni już beniaminek, Zagłębie Sosnowiec, zgodnie z przewidywaniami przegrał w Poznaniu, ale napędził trochę strachu gospodarzom. Przy wyniku 3:0 wydawać by się mogło, że goście już nic nie zwojują, a potrafili strzelić dwie bramki i doprowadzić do nerwowej końcówki. Poznański kandydat na mistrza nie wygląda zbyt pewnie, a dziury w obronie jak były, tak i są spore. Nie można oczekiwać, że zawsze Marcin Zając zabłyśnie i pociągnie wynik, zwłaszcza w spotkaniach z mocniejszymi rywalami. Mecz w Kielcach w następnej kolejce może być takim pierwszym sprawdzianem dla Lechitów. Korona przegrała w Bełchatowie i nie pokazała niczego specjalnego, tak więc na pewno będzie chciała zrewanżować się kibicom za ten falstart. No a Bełchatów pokazał, że ma mocny skład i powinien liczyć się w walce o mistrzostwo.
Mistrz Polski zaczął sezon także od zwycięstwa, ale nie da się ukryć, że ten mecz jest w cieniu spotkania wtorkowego. Podobał mi się pressing, bo momentami przypominało to grę silnych drużyn europejskich. Druga połowa była już dużo słabsza, ale liczy się zwycięstwo. Ostatni, chociaż właściwie to przedostatni mecz tej kolejki, to spotkanie Legii z Cracovią. Co można powiedzieć o grze warszawskiego zespołu w debiucie ligowym nowego trenera? Była nierówna, Legia grała zrywami, potrafiła zamknąć gości na swojej połowie, ba praktycznie we własnym polu karnym. Jednak po takim okresie naporu przychodził okres słabszej gry i to Cracovia przejmowała inicjatywę. W drugiej połowie nie poznawałem Legii, która grała o wiele gorzej i gdyby nie broniła wyniku, to myślę że gola by nie zdobyła. Czerwona kartka, którą obejrzał Miroslav Radović należy chyba do najgłupszych, jakie można dostać. Gdyby Cracovia miała trochę lepszych graczy ofensywnych, to spokojnie mogłaby strzelić w tym meczu bramkę, a to powinno zaniepokoić stołeczny sztab trenerski.
W ten sposób zaczął się nowy sezon OE. Co prawda został mecz Wisły Kraków z Górnikiem Zabrze, ale liga ruszyła. Mam nadzieję, że w ten sposób z czołówek prasowych znikną doniesienia o aferze korupcyjnej i licencyjnej, a zagoszczą wiadomości czysto sportowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz