poniedziałek, 7 maja 2012

37 Gameweek Premier League


Trochę niezręcznie pisać to przed najważniejszym meczem kolejki. W końcu dzisiejszy mecz Blackburn z Wigan najprawdopodobniej przesądzi spadek tego pierwszego zespołu z Premier League. Pytanie nie brzmi już czy, a kiedy Blackburn spadnie i może stać się to dzisiaj. Jednak nawet trzy punkty niewiele dadzą zespołowi, ba, nawet zwycięstwo w ostatniej kolejce na Stamford Bridge może niczego nie dać. No ale problemy Blackburn są konsekwencją całego sezonu.

Bolton natomiast bardzo poważnie skomplikował sobie sytuację. W 71 minucie swojego meczu zespół wyszedł na dwubramkowe prowadzenie i musiał dowieźć je do końca. Rywale, zespół West Brom, o nic nie walczą, a dodatkowo stracą jeszcze menedżera na rzecz reprezentacji. Dlatego wygrana to była konieczność i zespół tego nie osiągnął. Ostatni mecz sezonu, wyjazdowy ze Stoke, też trzeba wygrać, ale nie byłbym tego pewien. Możliwe, że zespół przypieczętował swój spadek z ligi.

Natomiast walka o miejsce dające prawo gry w Lidze Mistrzów też jest ciekawa. W sobotę potknął się Arsenal. Spotkanie z Norwich zaczęło się planowo, od prowadzenia, ale potem nastąpiła mała katastrofa. Błąd polskiego bramkarza sprawił, że zrobiło się 1-1 tak właściwie z niczego. Wojciech Szczęsny nie powinien wpuścić piłki do bramki po uderzeniu Wesa Hoolahana. Od razu przypomniały się wcześniejsze nieudane interwencje bramkarzy Kanonierów, które powodowały nerwowość w całym zespole. Arsenal nie wrócił tak właściwie do końca meczu. Defensywa się pogubiła, pozwoliła wbić sobie jeszcze dwie bramki i trzeba było po raz kolejny sprawę wyniku powierzyć holenderskiemu talizmanowi. Robin Van Persie nie zawiódł, zdobył dwie bramki, ale trzech punktów za to nie było.

Jednak to co wydawało się złym wynikiem w sobotę, wcale tak źle nie wyglądało w niedzielę. Tottenham pojechał na spotkanie z Aston Villą i tak właściwie przegrał. Punkt w tych okolicznościach smakuje jak porażka pewnie dla menedżera. Dobra gra Shaya Givena, bardzo głupia czerwona kartka Danny'ego Rose'a (wślizg na złamanie nogi Alana Huttona) i okazało się, że brakuje argumentów. Zwycięstwo w tym meczu dałoby trzecie miejsce, a tak trzeba się znów martwić. Czwarte miejsce na koniec sezonu może nie dać Ligi Mistrzów.

No i walka o mistrzostwo. Manchester United zrobił to, co do niego należało. Wygrał dwiema bramkami ze Swansea, ale to może nie mieć już znaczenia. Piłkarze Czerwonych Diabłów wiedzieli jaki wynik padł w Newcastle i trudno im było wykrzesać entuzjazm. Następny mecz, z Sunderlandem, muszą wygrać tak mniej więcej dziesięcioma bramkami. Trudno to sobie wyobrazić.

A wszystko to z powodu wyniku meczu Newcastle z Manchesterem City. To był chyba najważniejszy mecz tego sezonu dla czołówki tabeli. Oba zespoły walczyły o trzy punkty, gdyż tylko one dawały nadzieję na zrealizowanie celu. Dla Newcastle miejsca dającego przepustkę do Ligi Mistrzów, dla Citizens mistrzostwa. Przez długie fragmenty meczu to był pojedynek zespołów na bardzo wysokim poziomie. Rozstrzygnęły decyzje taktyczne Roberto Manciniego. Oglądałem ten mecz z włączoną fonią i pamiętam, jak komentatorzy byli bardzo zdziwieni pojawieniem się na boisku Nigela De Jonga. Mnie to nie zdziwiło, bo odrobiłem zadanie domowe. Wpuszczenie De Jonga oznacza więcej miejsca z przodu boiska dla Yayi Toure. Masa komentarzy na Twitterze to potwierdzała. City zmieniło ustawienie z 4-4-2 na 4-2-3-1, albo 4-3-3, a Toure zaczął grać za napastnikami. Tak samo menedżer gości postąpił w meczu derbowym, tylko wtedy Holender wszedł ciut później i za Carlosa Teveza. Wtedy można było to nazwać bronieniem wyniku, ale jednocześnie Toure zaczyna zagrażać dużo bardziej defensywie rywala. Jego szybkość, siła i technika, zwłaszcza jak zaczyna szarżę na bramkę rywala ze środkowej strefy boiska, zawsze może zakończyć się golem. Bardzo trudno przeciwstawić się takiemu zawodnikowi. W tym meczu popisał się fantastycznym strzałem również, strzałem, który przesądził wynik meczu. Nie można jednak zapomnieć o tym, że City miało ten mecz pod kontrolą. To był występ mistrzowskiej drużyny. Zespołu, który jest tuż tuż od mistrzostwa.

W następnej kolejce City podejmie QPR. To może być bardzo trudny mecz, na którym można się potknąć. Menedżer gości, Mark Hughes, ma coś do udowodnienia władzom klubu. Nawet remis wystarczy gościom do pozostania w Premier League, więc to dopiero może być wyzwanie. Zwłaszcza jak prowadzenie obejmie QPR, ale City jest już chyba innym zespołem. Piłkarze wiedzą, o co grają. Tylko będzie ciążyć presja faworyta, a w takich wypadkach wiele może się zdarzyć. Co prawda stratę punktów będzie można porównać do zatonięcia statku u wejścia do portu po przepłynięciu całego morza, ale to się może zdarzyć. Choćby przykład z naszej Ekstraklasy. Cztery kolejki przed końcem Legia była praktycznie mistrzem. Trzy punkty przewagi nad drugim zespołem i trzy mecze do końca sezonu na własnym stadionie. No a na koniec dwie pozycje i trzy punkty za mistrzem z Wrocławia. Jak widać w piłce nożnej wiele może się zdarzyć. Jeszcze odrabianie zaległości dziś i jutro, a ostatnia kolejka zacznie się trzynastego maja o szesnastej. Zobaczymy dla kogo 13 będzie szczęśliwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz