niedziela, 8 stycznia 2012

Manchester City 2 – 3 Manchester United (FA Cup)


Czas na United. Tak przed meczem można było powiedzieć, patrząc na historię meczów między tymi zespołami w tym sezonie. W meczu o Tarczę Wspólnoty górą był Manchester United, w meczu ligowym na Old Trafford Manchester City. Problem w tym, że Czerwone Diabły zgubiły gdzieś formę i dwa ostatnie mecze ligowe zakończyły się porażkami. Manchester City chyba wraca na swój poziom. W ostatniej kolejce nie dał nawet cienia szansy zespołowi Liverpoolu. Jednak derby to derby. Takie mecze zawsze rządzą się swoimi prawami.

Tuż przed meczem duża niespodzianka, by nie rzec sensacja. Paul Scholes na ławce rezerwowych. W tym kontekście powrót do Arsenalu Thierry’ego Henry’ego nie wygląda już tak rozpaczliwie. Czy jest to chwytanie się brzytwy przez tonącego? Nie wnikam, ale powrót Anglika po zakończeniu kariery kilka miesięcy temu wygląda zagadkowo, tak można to ująć.

Początkowo aktywniejszy Manchester City. Jednak w 10 minucie to goście obejmują prowadzenie. Pierwsza tak właściwie akcja ofensywna Czerwonych Diabłów, dwójkowe zagranie Wayne Rooney - Antonio Valencia, podanie, dośrodkowanie z prawej strony, główka Rooneya i prowadzenie Czerwonych Diabłów. W 12 minucie było jeszcze gorzej dla gospodarzy. Faul w środkowej strefie boiska i Vincent Kompany ogląda czerwoną kartkę. Już nawet żółta kartka wydawałaby się przesadzona, bo kapitan City wygarnął jednak piłkę spod nóg Naniego. Owszem, to było zdecydowane, można powiedzieć ostre wejście, ale na pewno nie na czerwień. W każdej kolejce ligowej jest dużo ostrzejszych wejść, które czasami nie są nawet odgwizdywane, więc takie upomnienie było zdecydowaną przesadą. Potem goście się cofnęli, a inicjatywę przejął zespół Manchesteru City. Jednak to goście zadali drugi cios. W 30 minucie zamieszanie w polu karnym City, obrońcy pozwolili, żeby Danny Welbeck oddał strzał i Costel Pantilimon nie miał szans na skuteczną interwencję. Defensywa gospodarzy zostawiła za dużo czasu i miejsca napastnikowi United. Problemów City ciąg dalszy w 39 minucie. Rzut karny dla gości. Aleksandar Kolarow faulował Welbecka. Do karnego podszedł Rooney i co prawda jego strzał obronił bramkarz, ale z dobitką nie miał już szans. Po tym golu gospodarze potrzebowali już tylko przerwy, żeby się pozbierać. Tak też dograliśmy pierwszą połowę.

Nie da ukryć, że kontrowersyjna decyzja arbitra Chrisa Foya miała duży wpływ na wynik. Bez tej czerwonej kartki zespół City nie straciłby trzech bramek do przerwy. Można powiedzieć, że to było jednak bez znaczenia, bo piłkarze gości już prowadzili, ale to zamieszanie po kartce rozbroiło nieco zespół. Fakt że piłkarze gości byli lepiej przygotowani mentalnie do meczu, bo tak można nazwać ich przewagę i pewność siebie bijącą od każdego gracza. Jednak to nie dałoby takiego rezultatu. City bardzo bezbarwnie, na ich tle United zagrało świetnie. Natomiast kibice gości, żeby dopiec swoim rywalom na trybunach, bawili się robiąc Poznań (ulubiona forma kibicowania fanów City). To jest promocja miasta, prawda.

Drugie 45 minut rozpoczęli piłkarze City. W 48 minucie gol z rzutu wolnego. Kolarov pięknie uderzył, nie dał żadnych szans dla Andersa Lindegaarda. Potem gra się uspokoiła. City już się chyba pogodziło z porażką, a goście nie chcieli za bardzo szturmować bramki rywala. W 59 minucie na boisku pojawia się Paul Scholes. W 64 minucie ten mecz zaczął wyglądać bardzo ciekawie. Drugi gol dla City. Scholes stracił piłkę, dośrodkowanie Jamesa Milnera, a Sergio Aguero na raty pokonuje bramkarza United. Jego błąd? Możliwe. Następne minuty spokojniejsze. Goście koncentrowali się na pilnowaniu wyniku, od czasu do czasu kontrując, ale bez stwarzania poważniejszego zagrożenia. Gospodarze nie mieli argumentów za bardzo, bo Roberto Mancini przede wszystkim chciał nie stracić więcej bramek. Dlatego bardzo defensywna gra i takie też zmiany, jeszcze w przerwie. W 82 minucie pojawia się Owen Hargreaves, już w barwach City. Jeszcze w końcówce musiał się napracować bramkarz gości, ale wyniku to nie zmieniło.

Cóż można powiedzieć. Z tego meczu można wyciągnąć różne wnioski. Z jednej strony mieliśmy Manchester United, który pierwszą połowę wygrał jak chciał. Strzelił trzy bramki, a mógł też kolejne. Po przerwie jednak gospodarze grali dużo defensywniej, a piłkarze United się trochę pogubili. Dlatego stracili dwa gole, a mogli kolejne. No i arbiter, który narobił wiele błędów w tym meczu. Czerwona kartka, brak konsekwencji w ocenianiu przewinień, czy możliwe rzuty karne dla obu zespołów (były już dyktowane jedenastki w takich sytuacjach). Reasumując, wysokiej oceny nie dostanie za to spotkanie. Mecz wygrał Manchester United, awansował do następnej rundy, ale pytań jest wiele. W sytuacji, kiedy wydawało się, że nic się nie może stać, rywale doszli bardzo blisko. Scholes w pomocy to rozwiązanie na krótką metę, a defensywa troszeczkę szwankuje. Linia pomocy nie potrafiła zaznaczyć swojej obecności na boisku. W końcu pierwszy gol to kontra, drugi bilard w polu karnym, a trzeci to rzut karny. Dlatego może i tę bitwę piłkarze City przegrali, ale losy wojny w lidze zapowiadają się znacznie lepiej.

Skrót klik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz