czwartek, 26 stycznia 2012

Liverpool 2 – 2 Manchester City


W teorii faworytem do awansu był zespół gospodarzy, który miał jedną bramkę przewagi. Dodajmy do tego bardzo słabą pierwszą linię City (Carlos Tevez zawieszony na amen przez klub, Sergio Aguero na ławce, Mario Balotelli z czterema meczami zawieszenia, zostaje tylko Edin Dzeko, delikatnie bez formy, że tak to powiemy) i nagle Liverpool staje się murowanym faworytem, nawet jak pamiętamy mecz z Boltonem. Samo zawieszenie włoskiego napastnika jest dość kontrowersyjne. Moim zdaniem dostał ją za całokształt, a nie tylko z powodu tego zagrania. Jak pisałem wcześniej, tylko Włoch wie, czy to była próba kopnięcia, czy walka o uchronienie się przed upadkiem. My tego nie możemy wiedzieć. Jeśli dodamy do tego brak jakiejkolwiek kary dla Joleona Lescotta za uderzenie łokciem w twarz Younesa Kaboula (tutaj naprawdę nie można było mówić o przypadku, a kary jednak nie było) to tym bardziej kara dla Włocha budzi zdziwienie. Wracając jednak do meczu. Jedna bramka przewagi to czasami bardzo niebezpieczna rzecz. Może ona zmobilizować rywala, a uśpić drugi zespół. Jak było w tym wypadku?

Citizens w ustawieniu rzadko spotykanym w obecnym futbolu, a więc z trójką środkowych obrońców. Jednak przewagę miał Liverpool, zwłaszcza w stwarzanych sobie okazjach bramkowych. The Reds zdobywają nawet bramkę, ale ze spalonego, więc się nie liczy. Tylko że czymś innym jest stwarzać sobie okazje, a czymś innym je wykorzystywać. Z reguły taka nieskuteczność się mści i proszę. W 31 minucie pada gol dla gości. Dość niespodziewany autor tej bramki, bo Nigel De Jong, ale czy to ma jakieś znaczenie? Raczej nie. Ale jaki to był ładny strzał. Z ręką na sercu, nie spodziewałbym się tego po Holendrze. Liverpool odpowiedział rzutem karnym. Szczerze mówiąc dość kontrowersyjny karny. Widziałem już jak arbiter dyktował jedenastkę w takich wypadkach i jak tego nie robił. Inny sędzia mógłby podjąć inną decyzję, a to nie pomaga w emocjonowaniu się piłką. W końcu prawo i jego interpretacja powinna być zrozumiała, a każda taka sytuacja, że arbitrzy różnią się co do oceny bardzo podobnych zdarzeń, powoduje, że nie można powiedzieć, że się zna reguły gry w piłkę nożną. W końcu to był rykoszet od nogi obrońcy City i trudno przewidzieć, gdzie poleci wtedy piłka. Na pewno nie leciała wtedy do bramki. Nawet Graham Poll, były sędzia piłkarski, uważa, że podyktowanie karnego w tej sytuacji to błąd klik. Koniec końców Steven Gerrard nie dał szans bramkarzowi City i mieliśmy przerwę.

W niej zmiana, schodzi Stefan Savić, wchodzi Sergio Aguero i zaczynamy drugą połowę. Wyglądała ona podobnie do pierwszej. Liverpool atakował, stwarzał sobie okazje, ale nie potrafił ich wykorzystać. Dlatego tak wysokie oceny za ten mecz dostał Joe Hart. Gdy wydawało się, że gol dla gospodarzy to tylko kwestia czasu, bramkę zdobywają goście. Można to uznać za błąd defensywy, bo nikt nie zainteresował się piłką, która przeszła przez praktycznie całe pole karne. Drugi raz w tym spotkaniu City obejmuje prowadzenie i drugi raz nie potrafi go utrzymać. Siedem minut później Craig Belamy nie daje szans bramkarzowi City po dwójkowej akcji z Glenem Johnsonem. Do końca meczu wynik już się nie zmienił. Goście się starali, ale brakowało im argumentów. Gospodarze pilnowali wyniku dającego im awans.

Tak więc jakie wnioski można wyciągnąć z tego meczu? Ważniejsze chyba może opracować City. W tym momencie zostaje im na głowie liga krajowa no i może Liga Europejska. Zawieszenia, kontuzje, inne rozgrywki w których uczestniczą piłkarze klubu w końcu się skończą, a zespół skoncentruje się podejrzewam, że na jednym tylko celu – wywalczeniu mistrzostwa kraju. Poprzednie to 1968 rok, a więc bardzo dawno temu. Można dostrzec ciekawą prawidłowość. Puchar Anglii, dwa ostatnie zwycięstwa to lata 1969 i 2011. Z tego wynika, że 2012 będzie sezonem mistrzostwa.

Liverpool natomiast, cóż. Wygrał jedną bitwę, ale ważniejsza jest wojna o miejsce dające prawo gry w Lidze Mistrzów. No a tutaj zarówno Tottenham, jak i Chelsea wydają się być za silne, żeby myśleć o skutecznej rywalizacji. Dlatego finał Pucharu Ligi, gdzie Liverpool jest faworytem, to może być tylko i wyłącznie małe pocieszenie po sezonie, w którym nie będzie Ligi Mistrzów.

Finał Pucharu Ligi - 26 luty, Wembley, Cardiff – Liverpool.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz