czwartek, 5 stycznia 2012

20 Gameweek Premier League


Nowy rok, a wydaje się, że jesteśmy dalej w 2011. Arsene Wenger zaczyna od tego samego co zawsze i dalej winę za porażkę zwala na arbitra. Arsenal przegrał ten mecz z powodu własnej nieskuteczności. Do bramki rywala zespołowi idzie świetnie. Jednak w momencie, kiedy trzeba sfinalizować akcję, piłkarze Kanonierów tracą głowę. Gervinho fatalnie, kompletny brak pewności siebie. Podobnie Theo Walcott, jednak zmiana i zejście Anglika przeważyło losy meczu. Na korzyść Fulham rzecz jasna. Walcott to nie tylko napastnik. To że nie potrafi strzelać bramek, czy też czasami się myli, to nie powód, żeby go zdejmować z boiska. Jego szybkość zawsze absorbuje rywala. Arsenal po tej zmianie przestał tak właściwie istnieć. Gospodarze rozgrywali sobie spokojnie piłkę nawet przed polem karnym rywala, a w zespole Kanonierów nie było nikogo, kto mógłby to przerwać i zacząć kontratak. Dlatego zastrzeżenia do arbitra o czerwoną kartkę są dziwne. Ona była zasłużona, faule na obie żółte kartki były, a gdyby arbiter podjął inną decyzję, to byłyby kontrowersje. Na miejscu menadżera Arsenalu martwiłbym się raczej o zależność od bramek Robina Van Persiego. Nie strzelił bramki, a drużyna przegrała. Tylko raz udało się wygrać w tym sezonie, gdy Holender nie trafił do siatki. Problem w tym, że to było 10 września. Tylko raz jego bramka nie dała punktów, w słynnym laniu na Old Trafford. Od tej pory mamy jedną stałą rzecz: Van Persie strzela, są trzy punkty. Nie strzela, nie ma wygranej. Ciekawe tylko jak zachowa się zespół po powrocie swojego dawnego kapitana. Co innego razem trenować z zespołem, co innego grać. Dlatego też walka o czwarte miejsce może być trudna.

Tym bardziej jeśli Chelsea będzie mieć dalej tyle szczęścia u arbitra. Po serii czterech meczów bez wygranej jest zwycięstwo, ale nie da się ukryć, że arbiter Peter Walton podjął kilka kontrowersyjnych decyzji. Frank Lampard za faul w 25 minucie powinien zobaczyć czerwoną kartkę. W tym sezonie były już sytuacje, że po takim zagraniu zawodnik dostawał właśnie takie upomnienie. Ostatni przykład to Nenad Milijas z Wolves, który za bardzo podobne zagranie zobaczył czerwoną kartkę i nie została ona potem anulowana. Druga kontrowersyjna sytuacja, to Ashley Cole i jego faule. Minimum żółta kartka, a może nawet czerwona. Zamiast tego upomnienia nie było. A kto strzelił bramkę ustalającą wynik meczu? Frank Lampard z podania Ashleya Cole’a. Dlatego piłkarze i kibice Wolves mogli mieć uzasadnione pretensje do wyniku. Chelsea natomiast, cóż. Dużo pracy czeka menadżera zespołu przed następnym sezonem. Widać stosunkowo wiele usterek, które trzeba w jakiś sposób naprawić. Obrońca już podobno jest, brakuje jeszcze dwóch pomocników i napastnika. Tak to można delikatnie oceniać. Jednak walka o tytuł to zadanie na przyszły sezon.

Manchester City wrócił do wygrywania w wielkim stylu. Po słabszych wynikach w ostatnich meczach można było mieć wątpliwości przed rozpoczęciem się tego meczu, czy zespół Citizens potrafi wrócić na ścieżkę zwycięstw. Potrafi. Co prawda pierwszy groźniejszą akcję miał Liverpool, ale potem nie do końca udana interwencja Pepe Reiny i zrobiło się 1-0. No i tak właściwie skończyły się atuty The Reds w tym meczu. Potem drugi gol dla gospodarzy i mogli oni kontrolować przebieg spotkania. Goście nie mieli tak właściwie argumentów na zmianę wyniku. Nawet czerwona kartka, którą zobaczył Gareth Barry, nie mogła zmienić zwycięzcy. Co ciekawe konsekwencją tej kartki był trzeci gol w tym meczy dla gospodarzy. Podejrzewam, że to konsekwencja reakcji na sprawę Luisa Suareza. Los jest czasami przewrotnie sprawiedliwy.

Jak odpowiedział Manchester United na wygraną sąsiada? Nijak. Tak właściwie po przegranej z Blackburn można było się spodziewać bardzo żywego meczu, a Newcastle miało dostać po prostu kilka bramek. Wróciły gwiazdy, wydawało się, że będzie dobrze i … skończyło się porażką trzema golami. Tak myślę, że w okresie świątecznym doszło do jakiegoś zawirowania w szatni, bo zespół zagrał fatalnie. Na plus Ryan Giggs, no ale za nim stoi doświadczenie. Również Anders Lindegaard na plus, mimo że puścił trzy bramki, ale przy żadnej nie miał szans. Reszta zespołu na duży minus. Linia pomocy rozjechana doszczętnie, atak fatalnie, bo nie wykorzystał żadnej okazji, a defensywę zniszczył duet napastników Newcastle. Nie sądzę, że to zasłona dymna przed meczem z Manchesterem City w Pucharze Anglii. Jest pewien problem, ale nie wiem, czy kiedykolwiek dowiemy się o co chodziło.

Widzimy na pewno walkę na dole tabeli. A w niej mamy bardzo dobry wynik Boltonu, który pojechał do Liverpoolu po kolejną wydawało się pewną porażkę. Everton miał za sobą serię dobrych wyników, Landona Donovana, nawet szczęście patrząc na bramkę zdobytą przez Tima Howarda (nie byłoby w tym pewnie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to bramkarz), ale to goście byli lepsi w tym meczu. Nawet David Moyes przyznał po meczu, że nie zasłużyli jego piłkarze na wygraną, a goście tak. Jednak droga do utrzymania się w lidze jest bardzo długa. Mamy pięć drużyn, które powalczą o trzy ostatnie miejsca w lidze. Po 20 kolejkach różnica między nimi to tylko trzy punkty, więc może decydować czasami forma najlepszego gracza, albo arbitra w danym spotkaniu. Przynajmniej zapowiada się, że będzie ciekawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz