poniedziałek, 7 listopada 2011

11 Gameweek Premier League

Wayne Rooney w linii pomocy, to przyćmiło nieco jubileusz 25 lat pracy Sir Alexa Fergusona z Manchesterem United. To znaczy przemowy, odsłonięcie trybuny (dokładniej to szyldu z nazwiskiem menadżera nad jedną z trybun stadionu) miały swój czar, ale Rooney w środku pola to chyba wyraz kapitulacji. Widać było, że Anglik się męczy, bo to nie jego pozycja. Jeszcze na słabszych przeciwników to się sprawdza, działa magia nazwiska, klubu, umiejętności, ale co jak naprzeciw stanie taka linia pomocy, jaką ma na przykład Manchester City, czy Barcelona? Każdy klub stara się mieć ofensywnego zawodnika grającego w środku pola. Gracza który potrafi zrobić na boisku coś z niczego. Przeprowadzić rajd, otworzyć podaniem drogę do bramki kolegom, przyjąć piłkę z rywalem na plecach, wreszcie zaskoczyć przeciwnika jakimś swoim pomysłem. Czy Rooney to wszystko potrafi? Osobiście widziałbym go w roli drugiego napastnika, gracza zawieszonego między linią napadu, a pomocy. Kogoś kto wyciąga za sobą obrońców i stwarza tym samym miejsce koledze z ataku do zdobywania bramek. Sam też by zdobywał gole bazując na swojej szybkości i przebojowości, nie mówiąc o technice użytkowej. Mieliśmy jednak próbę upchnięcia go w pomocy, co spotkało się z komentarzami, żeby nie próbować robić z niego Alana Smitha. W tym przypadku zamiana napastnika w pomocnika nie okazała się korzystna zarówno dla klubu, jak i zawodnika, który zbierał za swoją grę wiele negatywnych komentarzy. Tak właściwie ta zmiana jest wyrazem tęsknoty za Paulem Scholesem. Jego nie da się zastąpić Rooneyem. Ze słabszymi rywalami uda się to zrobić, bo przemawiają umiejętności, ale prędzej czy później po drugiej stronie stanie rywal wiedzący jak je zneutralizować. Można powiedzieć, że tak jak Arsene Wenger zapiera się przed pozyskaniem środkowych obrońców, którzy uporządkują grę w defensywie, tak nasz jubilat broni się przed kupnem środkowego, ofensywnego pomocnika. Że to będzie drogie? Tak, ale konsekwencje mogą być poważne, bo jak tu myśleć o skutecznej walce z Barceloną, Realem, czy Manchesterem City.

Zostawmy jednak Czerwone Diabły i przejdźmy do Obywateli, że pozwolę sobie spolszczyć przydomek The Citizens. Spotkanie z QPR zapowiadało się na takie, które zakończy się stratą punktów. Po spotkaniu w Lidze Mistrzów wyjazd do Londynu. Poprzednio zakończyło się to remisem z Fulham. Pierwsze zaskoczenie mieliśmy już w składzie. Za Joleona Lescotta Stefan Savić, mająca 20 lat czarnogórska nadzieja futbolowa. On zagrał słaby mecz, nie do końca orientował się w wydarzeniach na boisku, gubił się, pozwalał przeciwnikom na stwarzanie zagrożenia pod bramką, której strzegł. Jednak Roberto Mancini jest odważny. Podejrzewam, że większość menadżerów wystawiłaby w składzie Kolo Toure. Zagrał jednak Savić i zebrał dużo doświadczenia. Drugiego tak słabego meczu już nie zagra, a że przy okazji trzy punkty pojechały do Manchesteru, to wszyscy są zadowoleni. Siła ofensywna tego zespołu jest przerażająca. Jak oni się zgrają do końca, nie będzie nieporozumień w szatni, to zdominują każde rozgrywki na lata. Już teraz potrafią wygrywać, kiedy nie grają dobrze. Oglądając mecz widziałem przede wszystkim bardzo wiele niewymuszonych strat. Również pomyłkę arbitra, bo nie było faulu dającego rzut wolny i pierwszego gola dla gospodarzy. Citizens potrafili jednak to pokonać, a zarazem zdobyli trzy punkty. Dlatego chyba będzie można pomału szykować się do przyznawania im tytułu mistrzowskiego.

Do spadku z ligi można natomiast typować Wigan. Co prawda jedenasta kolejka to może za wcześnie na takie prognozy, ale z kim ta drużyna ma zdobywać punkty? Już teraz do bezpiecznego miejsca w tabeli traci pięć oczek. Następny mecz z Blackburn może dobić wieko trumny, bo patrząc na następne mecze czekające zespół nie widać większej iskierki nadziei. Przełamaniem się mógł być mecz z Wolverhampton. Rywale też mieli długą serię porażek, morale było niskie, pojawiały się pogłoski o możliwej zmianie menadżera, jednak wynik z boiska pokazuje, ile tak faktycznie dzieli zespoły. Blackburn będące w podobnej sytuacji może powiedzieć, że jest jakaś nadzieja. Cztery ostatnie mecze dały dwa punkty, a bilans bramkowy to 5-7. W przypadku Wigan to zero punktów i 2-9 w bramkach. Dodatkowo będzie śnić się zmarnowana okazja Hugo Rodallegi, czy duże problemy z wykorzystaniem rzutu karnego. Jest więc o czym myśleć w Wigan.

Zakończę derbami Londynu, tym razem Fulham z Tottenhamem. Goście bez swojego menadżera, który odpocznie od futbolu przez kilka tygodni po operacji serca. Ten mecz raczej nie pomógł w rehabilitacji. O ile w pierwszej połowie wszyscy aktorzy odgrywali swoje role, tak w drugiej zniknęła gdzieś druga linia Spurs. Gospodarze mieli za dużo miejsca i za dużo czasu na boisku, a to proszenie się o kłopoty. Dochodzą też kontrowersje, bo za zagranie piłki ręką w polu karnym dyktuje się rzuty karne, a Kyle Walker, obrońca Tottenhamu, nie tyle dotknął piłkę ręką, co objął ją leżąc na murawie. Arbiter nie może jednak tego meczu zaliczyć do udanych, bo nie zauważył też sytuacji, gdy Scott Parker był faulowany w polu karnym Fulham przez Steve’a Sidwella. Dlatego w błędach remis, ale zwycięzca zasłużony. Dziwi jedynie ta zapaść w grze w drugiej połowie. Trudno było się tego spodziewać. Może zawiodły rozmowy w przerwie meczu, może za szybko goście uwierzyli, że mecz już się wygrał. Zobaczymy w następnej kolejce czy to tylko przejściowe problemy, czy jednak jest czym się martwić. W końcu każdy kryzys ma swój początek.

Terminarz: Strona BBC
Skróty 101GreatGoals oraz FootyTube

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz