wtorek, 28 grudnia 2010

19 Gameweek Premier League

Liga wróciła i przyspieszyła. Zaniepokojony jestem sytuacją Wolverhampton. Przeplatają co prawda zwycięstwa z porażkami, ale są w złej sytuacji. Wigan też walczy o utrzymanie się i to było spotkanie z gatunku o sześć punktów. Nie można go było przegrać, biorąc pod uwagę fakt, że drużyna grała u siebie. Rzuty karne? Jednego na pewno nie było, drugi należał do kategorii 50/50. Jeden sędzia podyktuje, drugi nie. Na razie Wolves tkwią w strefie spadkowej i niewiele wskazuje na to, że się z niej wygrzebią, co zaskakuje.

Derby Londynu, będące wydarzeniem kolejki, mnie nie zawiodły. Zawiodła jedynie Chelsea. Nie pamiętam takich błędów w defensywie The Blues. Zespół sprawia wrażenie kompletnie rozbitego, a menadżer chyba już nie panuje nad sytuacją. Spotkanie z Boltonem jest tak właściwie meczem sąsiadów w tabeli i meczem o pierwszą czwórkę w tabeli. Gdyby to ktoś powiedział przed sezonem uznano by go pewnie za fantastę, ale rzeczywistość jest taka, że Chelsea musi wygrać ten mecz. Na miejscu Arsenalu nie przeceniałbym tego spotkania. Ono może co prawda dać pozytywnego kopa drużynie, ale nie dlatego, że pokonano silny zespół, ale dlatego, że przegrała Chelsea. Piłkarze mogą pomyśleć, że skoro pokonali Chelsea, to teraz pokonają każdego, ale najtrudniejszy mecz to ten następny. Z Wigan na wyjeździe.

Liderem jest Manchester United, który nie miał trudnej przeprawy z Sunderlandem. Brak jednego zawodnika (Lee Cattermole pauzował za kartki), drugi nie mógł i tak zagrać (Danny Welbeck) i zespołu praktycznie nie było. Gdyby gospodarze bardziej się postarali, to spokojnie zdobyliby kilka bramek, ale to i tak nie było potrzebne. 17 meczów, 37 punktów, zero porażek do tej pory, ładna różnica bramkowa. Nie można chcieć czegoś więcej. Nie ma też za bardzo przeciwnika. Arsenal? To był tylko jeden mecz. Manchester City? To beczka prochu z wieloma lontami. Prędzej czy później coś wybuchnie. Oczywiście miejsce dające prawo gry w Lidze Mistrzów powinno być, ale tytuł? Nie sądzę.

A kto będzie czwartym do brydża? Raczej Tottenham, niż Chelsea. Idzie nowe, a Spurs to reprezentują. To jest coś ożywczego w angielskiej lidze, która mimo że była silna, to jednocześnie skostniała. Mecz z Aston Villą też ma bardzo duże znaczenie dla klubu. Nie chodzi o wynik, chociaż on pokazuje, jakiego postępu dokonała drużyna. Bardziej chodzi o styl tego zwycięstwa. Nie minęło pół godziny gry, gdy czerwoną kartkę zobaczył Jermaine Defoe. Podłamało to zespół gości? A skąd. Grali z pasją, zaangażowaniem i wygrali. Nie wiem, czy mogą realnie myśleć o mistrzostwie w tym sezonie, ale za rok już tak. Za rok mogą bić się o tytuł. Na razie radzą sobie świetnie bez Ledleya Kinga, a to kiedyś wydawało się niemożliwe. Czekają ich w miarę łatwi przeciwnicy, a potem w połowie stycznia mecz z Manchesterem United.

No i zakończę dwoma zdaniami o Chelsea. Dlaczego? Kto wie, czy nie patrzymy na początek upadku tego wielkiego niegdyś klubu. Trudno patrząc na jakieś wydarzenie, które się dzieje, uznać od razu, że widzimy coś wielkiego. Obecny skład londyńczyków wymaga wzmocnień, a to może być trudne, jak rywalizujemy z szejkami z Manchesteru City, którzy na dzień mogą dać dwa razy więcej, a na dobry już cztery. Kiedyś w takiej sytuacji była Chelsea, mogąca kupować i przebierać w rynku jak chciała. Teraz finansowe muskuły Citizens są kilka razy większe. Jednak wzmocnienia to nie wszystko. Liczy się spokój w szatni, a o to może być trudno. Kto wie, czy decyzja o przyznaniu Rosji organizacji finałów MŚ w 2018 roku nie spowoduje, że właściciel nie będzie myślał bardziej o budowie jakiegoś stadionu gdzieś w Rosji, a nie o klubie. W końcu premierowi się nie odmawia, zwłaszcza temu. Dlatego prawdziwe problemy Chelsea mogą nie leżeć na boisku, a w gabinecie jej właściciela. Jedno jest pewne, pożyjom, uwidim, jak to mawiają Rosjanie.


Terminarz: Strona BBC
Skróty 101GreatGoals oraz FootyTube

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz