wtorek, 14 grudnia 2010

17 Gameweek Premier League

WWW. Nie, nie jest to początek adresu jakiejś strony internetowej, ale pierwsze litery trzech klubów będących w strefie spadkowej. Co najgorsze dla tych zespołów wydaje się, że reszta drużyn zaczyna niebezpiecznie się oddalać. Tabela jest jeszcze spłaszczona, ale nie sądzę, ze to potrwa długo. Do piątego stycznia czeka nas pięć kolejek angielskiej ekstraklasy. Kto jest w tym momencie bez formy, dla tego może zabraknąć miejsca w lidze.

Nadzieja w rywalach. Newcastle i Blackburn zwolniły menadżerów. O sytuacji w tym pierwszym klubie chyba nie ma co pisać. Wszyscy już to podsumowali. Nie przeceniałbym zwycięstwa z Liverpoolem z kilku powodów. Po pierwsze piłkarze mogli chcieć podziękować poprzedniemu trenerowi. Po drugie The Reds byli bardzo osłabieni. Nie chodzi tylko o kontuzje, ale o brak formy. Tak jak już kiedyś pisałem, dla nich to jest okres przejściowy. Sezon walki głównie ze sobą. Blackburn natomiast, cóż. Trudno ubrać to w jakieś zdania. Nie byłem nigdy wielkim fanem Sama Allardyce’a, ale żaden menadżer nie zgodzi się na sytuację, że władze klubu kupują piłkarzy za jego plecami. Taka sytuacja była bardzo możliwa po przejęciu go przez nowego właściciela. Allardyce się z tym nie zgadzał, to klub go zwolnił. Ciekawe czasy nastały w Premier League.

Jak wracamy do rozpatrywania czysto sportowych aspektów ostatniej kolejki, to oczywiście mieliśmy dwa duże mecze. Pierwszym były derby Londynu między Totenhamem i Chelsea. Nie byłbym takim optymistą w zakresie ogłaszania końca kryzysu w Chelsea. Oni ten mecz zremisowali głównie dzięki bramkarzowi Tottenhamu. Heurelho Gomes się co prawda zrehabilitował broniąc rzut karny, ale to on go spowodował, a wcześniej można mieć bardzo duże zastrzeżenia do bramki Didiera Drogby i postawy golkipera. Spurs nie kwapili się do dobicia rywala. Prowadzili 1-0 i chyba chcieli tak zakończyć mecz. Do tej bramki Drogby, The Blues mieli poważne kłopoty ze sforsowaniem defensywy gospodarzy. Jeśli to ma być koniec kryzysu, to moim zdaniem jest za wcześnie na ogłaszanie tego. Chelsea ma problemy. Wąski skład, no i delikatna sugestia premiera Rosji, by właściciel klubu wybudował jeden stadion na MŚ 2018 z własnych pieniędzy. Wątpię, że to pomoże w czymkolwiek.

W drugim hitowym meczu wszyscy grający w nim aktorzy mieli rozpisane role i nawet nie przekroczyli ich o milimetr. Czerwone Diabły wiedziały, że strzelą gola. Arsenal wiedział, że niczego nie jest w stanie zrobić w tym spotkaniu. Niemoc Kanonierów była czymś zastanawiającym. To są wciąż dzieci, a nie mężczyźni. Oczywiście z roli nie wypadł też Arsene Wenger, tym razem winą za słaby mecz jego drużyny obarczając murawę stadionu. Coś tak zła baletnica i rąbek spódnicy przychodzą mi na myśl. Moim zdaniem największym problemem Arsenalu jest Arsene Wenger. To on doprowadził do tego, że zespół wygląda jak wygląda. Że nie potrafi nawiązać nawet poważniejszej walki z przeciwnikiem. Nawet to, że Arsenal w końcu ma bramkarza (Wojciech Szczęsny zagrał bardzo dobry mecz, a przy bramce nie miał żadnych szans) nie zmienia wiele. Cesc Fabregas po sezonie najprawdopodobniej odejdzie z klubu. To będzie kolejna dziura, której chyba już nikt nie zasypie. Jedno jest pewne, czas pokaże co się stanie z Arsenalem.

A o Tevez-gate chyba nie ma nawet co zaczynać w tym wpisie. To smutne, że nikt nie może/nie chce/nie potrafi pomóc argentyńskiemu napastnikowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz