poniedziałek, 8 listopada 2010

11 Gameweek Premier League

Cały czas dziwiła mnie pewna estyma, jaką cieszyła się drużyna Chelsea w polskich mediach. Dobre wyniki na początku sezonu nie dają mistrzostwa. The Blues przegrali już drugi mecz w tym sezonie i Manchester United już jest za nimi. Dwa punkty to praktycznie żaden dystans. Można mówić o pechu w meczu z The Reds. W końcu gospodarze cofnęli się troszeczkę za bardzo i pozwolili gościom na bardzo wiele. Chelsea jednak nie była w stanie tego wykorzystać. Tak więc wielki zły wilk jest dość malutki i nie taki straszny. Trudne mecze dopiero czekają zespół z Londynu w grudniu. Everton, Tottenham, Manchester United i Arsenal to nie jest łagodny spacerek.
Skoro o Arsenalu mówimy, cóż. Bramka w meczu z Newcastle obciąża konto polskiego bramkarza. Jeśli golkiper decyduje się na wyjście do dośrodkowania, to musi złapać piłkę. Jak wychodzi i nie łapie, to jest to jego błąd. Tylko że w tym wypadku ten błąd nie miałby poważniejszych konsekwencji, gdyby koledzy Polaka, grający w polu, strzelili kilka bramek. Kanonierzy znów wracają do sytuacji, gdzie nie mają napastnika (Chamakh? kolejny mecz, w którym trudno dostrzec, że Marokańczyk gra), bramkarza (im dłużej menadżer będzie się oszukiwać, że Almunia i Fabiański mogą odnieść sukces w klubie, tym gorzej dla Arsenalu), no i doszła też nieobecność pomocnika (słaby mecz Fabregasa). To nie jest zespół do walki o tytuł.
Tottenham to całkiem inna historia. Wiadomo, że Bolton to nie Inter, ale chyba nikt nie oczekiwał, że piłkarze tego klubu będą prosić o najniższy wymiar kary. Były jednak pewne podobieństwa do meczu z Interem. W obu tych spotkaniach przeciwnik wychodził na prowadzenie i po prostu odpuszczał. Nic więc dziwnego, że Tottenham był w stanie ścigać rywala i dochodzić do niego na wyciągniecie ręki, ale potem brakowało już argumentów. Kontuzje nie tłumaczą wszystkiego, bo mając w składzie takiego zawodnika, jak Ledley King, pytanie powinno brzmieć nie czy, a kiedy. Mam wrażenie, że Spurs nie wiedzą, na co się zdecydować. Z jednej strony chwała, zaszczyty i pieniądze w Lidze Mistrzów. Z drugiej liga krajowa, która ma jedną tak właściwie zaletę. Daje prawo gry w LM. Na złapanie dwóch srok za ogon Tottenham na razie jest za słaby.
Słaby na pewno nie jest Manchester City. Wrócił Tevez, wróciły wyniki. Może Citizens potrzebowali takiej serii słabych meczów, by wyjaśnić sobie wszelkie nieporozumienia w szatni? Kto wie. Miejsce gwarantujące prawo gry w Lidze Mistrzów wydaje się być pewne.
Strefę spadkową opanował tercet WWW. W przypadku Wigan spodziewam się tego spadku, więc nic mnie nie zaskakuje. Wolverhampton już zaskakuje. Oczekiwałem troszeczkę lepszych wyników po tej drużynie. Owszem, można mówić, że w meczu na Old Trafford było blisko, ale gra się do końca. Potrafią to Czerwone Diabły, nie potrafią za bardzo Wilki. No i West Ham, który dla mnie jest drużyną mającą największy potencjał. Mam nadzieję, że nikt nie zwolni Avrama Granta, bo moim zdaniem robi on dobrą pracę w klubie. Nie ma na razie tylko wyników. Tak ostrożnie zakładam, że do końca listopada zespół wygra trzy z czterech meczów ligowych i powinien zostawić za sobą strefę spadkową. Następna kolejka ligowa zaczyna się już jutro, więc i tak nie ma czasu na zmianę szkoleniowca.

Terminarz: Strona BBC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz